"Kredyt to umowa z diabłem". Co zetki myślą o kupowaniu mieszkania na raty?
Raport Krajowego Rejestru Długów z 2024 r. pokazuje, że pokolenie Z to grupa, która najczęściej nie spłaca kredytów (np. rat za telefon czy konsolę) i słabo orientuje się w kwestiach finansowych. Zdaniem ekspertów osoby urodzone po 1995 r. znacznie rzadziej będą zaciągać kredyty hipoteczne niż wcześniejsze pokolenia. Wynika to po części z przemian społecznych i demograficznych – zetki to pokolenie niżu i większego dobrobytu, a więc częściej będą dziedziczyć nieruchomości. Dużą rolę odgrywa też ich zmiana podejścia do pracy i stylu życia. Czy najmłodsze dorosłe pokolenie zmieni rynek nieruchomości w Polsce?

Spis treści:
Czy zetki dorosną do kredytów?
Pokolenie Z nie ma łatwo - w społeczeństwie krąży wiele negatywnych opinii dotyczących tej generacji: "egoiści", "płatki śniegu przewrażliwione na swoim punkcie", "niezaradni, roszczeniowi i leniwi", "wolą kupić kawę i ciastko za 30 zł niż oszczędzać na mieszkanie" - to tylko część określeń przewijających się w artykułach czy grupach internetowych. Łatwo więc traktować zetki jak wieczne dzieci, które nie chcą dorosnąć. Eksperci badający zachowanie społeczne zaczynają się zastanawiać, jak styl życia osób urodzonych po 1995 r. wpłynie na gospodarkę, konsumpcję czy rynek mieszkaniowy. Faktem jest, że zmiana mentalna jest spora. Zetki chcą przede wszystkim korzystać z życia - cieszyć się drobnymi przyjemnościami i bardziej być niż mieć. Liczą się dla nich wygoda i oszczędność czasu, który mogą przeznaczyć na rozwijanie pasji. Sukces to dla nich w dużej mierze poczucie niezależności i praca, która nie tylko pozwala godnie żyć, ale przede wszystkim daje satysfakcję. Tak jak nie wyobrażają sobie pracy w toksycznym środowisku, tak nie do pomyślenia jest dla nich zaciskanie pasa przez całe życie. Czy w takim razie młode pokolenie jest gotowe na oszczędzanie i presję związaną ze spłatą ogromnego kredytu? A może zetki będą raczej wiecznymi lokatorami cudzych mieszkań?
Przedstawiciele generacji Z w rozmowie z Interią opowiedzieli, czym byłoby dla nich posiadanie mieszkania na własność, czy planują brać kredyt i jak podchodzą do kwestii finansowych na co dzień. Zdradzają też, jak postrzegają pod tym kątem swoich rówieśników.
Gabriela: "Już sama liczba cyfr w kwocie kredytu przeraża mnie i moich rówieśników"
Gabriela ma 23 lata, jest na czwartym roku stacjonarnego prawa, wynajmuje pokój w Katowicach i dorywczo pracuje w Empiku. Jest singielką. Podkreśla, że mieszkanie własnościowe nie jest dla niej synonimem szczęścia czy spełnienia w życiu, ale niewątpliwie świadczy o zaradności życiowej i sukcesie materialnym. Przede wszystkim jest jednak formą stabilizacji. Na kredyt hipoteczny zdecydowałaby się, gdyby zarabiała 10-12 tys. netto.
- Uważam, że w Polsce ceny mieszkań są mocno przesadzone. Kwoty kredytu na zakup mieszkania są ogromne, myślę, że sama liczba cyfr już przeraża mnie i moich rówieśników - ciężko rozporządzać takimi pieniędzmi, jeśli dotychczas dla większości osób największym wydatkiem było kupno telefonu. Według mnie rząd powinien wspierać młodych na starcie poprzez dopłaty do kredytów czy ich niższe oprocentowania. Myślę, że nie zaszkodziłoby też, żeby już na etapie szkolnym rozpocząć edukację na ten temat. Ciężko korzystać z praw, o których się nie wie.
A jak oceniam swoje pokolenie? Przede wszystkim zaczęliśmy żyć w zupełnie innym świecie niż poprzednicy. Jesteśmy przebodźcowani, przez co trudniej nam poukładać sobie wszystko w głowie. Mamy w zasięgu ręki całą technologię i mnóstwo szybkich okazji do sukcesu, jak np. influencerstwo. Ogrom możliwości można dobrze wykorzystać, ale jeszcze łatwiej można go zaprzepaścić. Wśród swoich znajomych, ale też u siebie, często widzę wahania nastrojów. Z jednej strony chcemy żyć chwilą, a z drugiej wiemy, że poduszka finansowa sama się nie zrobi. Uważam jednak, że pora wyjść z kultury udręki życia, które wcale nie musi być ciężkie, żeby coś osiągnąć. Myślę, że zetki pokażą światu, że można mieć i w głowie, i w portfelu. Czy dorośniemy do kredytu? Oby, bo banki muszą na czymś zarabiać, a co by nie mówić o naszym pokoleniu - bez karty kredytowej się nie obędziemy.

Karolina: "Moje pokolenie w dużej części będzie skazane na wynajem"
Karolina ma 22 lata, kończy informatykę społeczną na AGH i pracuje jako Product Designer. Mieszka w Krakowie i jest w związku. Własne mieszkanie jest dla niej przede wszystkim synonimem stabilności, ale nie wyobraża sobie wzięcia kredytu na 35 lat. Bez pomocy rodziców czy świetnie płatnej pracy wydaje się jej to właściwie niemożliwe. Twierdzi, że aby czuć się komfortowo z kredytem, musieliby wspólnie z partnerem zarabiać co najmniej 20 tys. zł miesięcznie.
- Myślę, że zbliżamy się do momentu, w którym wiele osób po prostu nie będzie stać na kupno mieszkania i pozostanie im jedynie wynajem. Tak już jest w dużych miastach Europy Zachodniej czy Stanach Zjednoczonych. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś kupić mieszkanie lub wybudować dom, żeby mieć coś własnego. Ale zdaję sobie sprawę, że moje pokolenie w dużej części będzie skazane na wynajem.
Karolina zauważa też zmianę podejścia do życia wśród swoich rówieśników względem starszych pokoleń. Jej zdaniem zetki nie czują już presji jak najszybszego “dorobienia się” i mają o wiele większe możliwości, takie jak tanie podróżowanie czy rozwijanie pasji.
- Większość moich znajomych rozsądnie podchodzi do finansów, stara się oszczędzać i unikać zbędnych wydatków. Jednocześnie jesteśmy pokoleniem, które ceni podróże i budowanie wspomnień, dlatego łatwiej jest nam wydać na to pieniądze. Powiedziałabym, że kluczowy jest balans - warto oszczędzać, ale nie kosztem radości z życia. Spotkałam się też z opinią, że skoro i tak nie będzie nas stać na mieszkanie, to nie ma sensu nadmiernie oszczędzać. Mimo to większość mojego otoczenia planuje zakup własnego lokum i myśli o ustatkowaniu się w jednym miejscu. Moje pokolenie chciałoby to zrobić, ale nie kosztem cieszenia się życiem.
Karol: "Kredyt to podpisanie umowy z diabłem na 30 lat"
Karol ma 25 lat, studiuje i pracuje w branży marketingowej. Mieszka w Gdańsku i jest w związku. Póki co jest zadowolony z wynajmowania mieszkania, bo daje mu to poczucie wolności i możliwość łatwej zmiany pracy czy przeprowadzki do innego miasta.
- Moi rodzice kiedyś uważali, że kredyt to obowiązek. Ja chyba już nie mam tego przeświadczenia. Nie przeszkadza mi życie w wynajmowanym mieszkaniu, jeżeli mam odpowiedni budżet miesięczny. Z biegiem czasu zauważyłem, że wpadam w coraz większą paranoję na punkcie poduszki finansowej. Nad zakupem nieruchomości zastanowiłbym się dopiero przy zarobkach rzędu 10 tys. zł netto miesięcznie.
Jednak zdaniem Karola także sytuacja wynajmu w polskich warunkach jest tragiczna.- Chętnych jest więcej niż mieszkań, castingi są na porządku dziennym, a za małą kawalerkę trzeba płacić minimum 2 tys. złotych. W dodatku właściciele mieszkań chętnie pobierają coraz wyższe stawki, ale najlepiej, by nic nie wymagało jakiegokolwiek remontu ani naprawy. Dlaczego więc młodzi ludzie unikają kredytu?
- Myślę, że część zetek boi się kredytu, nawet pomimo tego, że często nie zdają sobie sprawy, jak to dokładnie wygląda, np. kwestia spłaty odsetek. Tak naprawdę kredyt to podpisanie umowy z diabłem na 30 lat. To nie tylko kwestia zadłużenia, ale np. większego ryzyka zmiany pracy - najlepiej byłoby już pracować w jednej firmie, by mieć poczucie stabilizacji i móc regularnie spłacać raty. Tymczasem nasze pokolenie już nie wierzy w "kulturę zap...dolu" - wychodzimy z założenia, że praca jest dodatkiem do życia, a nie głównym celem. Jeśli cię nie satysfakcjonuje, to ją zmieniasz. Nie wyobrażam sobie pracować 30 lat w firmie, której nienawidzę.

Katarzyna: "Jedyne, co uchroniłoby mnie przed wzięciem kredytu to małżeństwo z kimś bogatym albo wygrana w lotto"
Katarzyna ma 26 lat, mieszka w Jastkowicach, niewielkiej miejscowości na Podkarpaciu. Pracuje jako fizjoterapeutka środowiskowa i jest w związku. Posiadanie własnego mieszkania jest dla niej prawdziwym krokiem milowym na drodze do dorosłości i niezależności. Niestety w pakiecie ze stresem związanym z ogromnym zadłużeniem wiszącym nad głową. Zdradza, że bardziej komfortowo czułaby się z kredytem przy miesięcznych zarobkach przekraczających 8 tys. netto. Niestety, by tyle zarobić, musiałaby pracować w swoim zawodzie 12 godzin na dobę.
- Jesteśmy pokoleniem, które będzie do trzydziestki mieszkać z rodzicami. Dostępność mieszkań jest fatalna, a jeśli już jakieś są, to nawet w mniejszych miejscowościach ceny wynajmu są zawrotne. W dodatku coraz trudniej odzyskać kaucję mimo normalnego użytkowania mieszkania. Moim zdaniem w obecnej sytuacji ekonomicznej zupełnie nie opłaca się wynajmować mieszkania przez dłuższy czas. Osobiście mam w planach budowę domu, więc wzięcie kredytu jest dla mnie nie tyle oczywiste, co kompletnie niezbędne. Jedyne, co by mnie przed tym uchroniło to małżeństwo z kimś bogatym albo wygrana w lotto.
Kasia dość krytycznie ocenia rówieśników w kontekście interesowania się finansami czy podstawowej wiedzy ekonomicznej. Chwali jednak nowe podejście do pracy - brak tolerancji dla mobbingu czy wykorzystywania.
- Nic tak nie przekonuje do wyjazdu za granicę jak brak dostępu do mieszkań, niskie płace i gorsze traktowanie kobiet w pracy (możliwość zwolnienia po urlopie macierzyńskim, dyskryminacja ze względu na płeć i chęć założenia rodziny). Myślę, że nasze pokolenie szybciej zmieni rynek mieszkaniowy, niż dorośnie do płacenia 500 tys. zł za klitkę, kiedy te same pieniądze umożliwiały naszym dziadkom budowanie wielopokoleniowych willi.
Janek: "Nie rozumiem brania kredytów na rzeczy, na które nas nie stać"
Janek studiuje zaocznie logistykę, na co dzień pracuje w tej samej branży, jest w związku i mieszka w Krakowie. Uważa, że posiadanie mieszkania na własność daje przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa i komfort psychiczny. - Nie musimy się z roku na rok obawiać podniesienia kosztów wynajmu przez wynajmującego, możemy sami decydować o mniejszych czy większych zmianach w domu, zawsze mamy gdzie wrócić.
Janek zdradza, że z uwagą śledzi zmiany na rynku nieruchomości i kwestie związane z kredytami. Bierze pod uwagę wzięcie kredytu na mieszkanie za 2-3 lata, kiedy sytuacja nieco się unormuje. Warunkiem będzie jednak posiadanie stabilnej pracy w firmie z ugruntowaną pozycją na rynku. A jak ocenia sytuację swojego pokolenia?
- Sytuacja mieszkaniowa nie jest za ciekawa, nie oszukujmy się. Zarówno wynajem, jak i kupno mieszkania to niemała kwota, która obciąża budżet. Jeżeli ktoś jest sam i chciałbym wynająć kawalerkę w większym mieście, to musi się liczyć z tym, że może mu nie starczyć na życie. Wydaje mi się, że dopłaty rządowe do kredytów to jednak nie najlepszy pomysł, jak pokazała już historia. Teoretycznie rząd powinien próbować obniżyć ceny mieszkań i wynajmu, jednak to sprzeczne z zasadami wolnego rynku. Coś jest warte tyle, ile ktoś jest w stanie za to zapłacić.
Jan przyznaje, że osoby z jego pokolenia często nie panują nad wydatkami, mimo że kontrolowanie budżetu jest dziś prostsze chociażby dzięki aplikacjom bankowym, w których łatwo sprawdzić, na co wydaliśmy pieniądze.
- Nie rozumiem brania kredytów na rzeczy, na które nas nie stać. Raty są super, pod warunkiem, że masz pewność, że jesteś w stanie je spłacić. Budujesz w ten sposób zaufanie banków względem siebie i zwiększasz linie kredytowe. Jednak branie telefonu za kilka tysięcy złotych, żeby zdobyć chwilę poklasku u ludzi, którzy lubią cię tylko za to, że masz drogie rzeczy, to totalna głupota. Ale znam też osoby ze swojego pokolenia, które jak na swój wiek są bardzo dojrzałe, mają stałe prace, założyły już rodziny czy posiadają mieszkanie na kredyt. Nie wrzucałbym wszystkich do jednego worka, tylko dlatego, że urodzili się w danym okresie.