Odrzucili macierzyństwo. Postawili na rodzicielstwo

Marek Wierzbicki nie miał wątpliwości, że chce być ojcem odpowiedzialnym za wychowanie dzieci. Wspólnie z żoną wypracowali rodzicielski model dzielenia się obowiązkami. Koledzy nazywali go "pantoflarzem", nie przejmował się tym, robił swoje. Czas spędzony z córkami w domu przybliżył go do realizacji marzeń i spojrzenia na życie z dystansem. Jak do tacierzyństwa podchodzi autor książki "Mój tato tańczy. Dzikie wygibasy"?

Marek Wierzbicki nie żałuje żadnej chwili spędzonej z córkami. Dzieci nauczyły go cierpliwości i przybliżyły do marzeń
Marek Wierzbicki nie żałuje żadnej chwili spędzonej z córkami. Dzieci nauczyły go cierpliwości i przybliżyły do marzeńarchiwum prywatne

Lidia Ostólska, Styl.pl: - Pamiętasz swoją reakcję, kiedy dowiedziałeś się, że zostaniesz tatą?

Marek Wierzbicki, autor książki "Mój tato tańczy. Dzikie wygibasy": - Z żoną bardzo chcieliśmy mieć dziecko, byliśmy gotowi i staraliśmy się o nie przez kilka miesięcy. Z Agatą mieliśmy naprawdę dużo szczęścia, że udało nam się tak szybko. Byłem bardzo szczęśliwy, ale też wiedziałem, że pierwsze miesiące mogą być różne, dlatego ta radość wymieszana była z pewną dozą niepewności.

Masz dwie córki. Obie ciąże przeżywaliście wspólnie? Czy do pierwszej podchodziłeś jak "do jeża", a przy drugiej wiedziałeś, jak możesz pomóc? 

- Każdą ciążę przeżywaliśmy razem, ale zupełnie inaczej. W trakcie pierwszej chodziliśmy do szkoły rodzenia, czytaliśmy o tym, co się będzie działo. Pamiętam też, że dużo spaliśmy, włączyło mi się współodczuwanie. Ostatni miesiąc spędziliśmy w szpitalu. Zaczynała się wiosna i dokładnie pamiętam, jak każdego dnia zmieniał się krajobraz w drodze z pracy do szpitala.

- Przy drugiej ciąży, tego czasu było mniej, bo już była z nami Tosia. Mieliśmy już za sobą różne doświadczenia i wiedzieliśmy, czego można się spodziewać i jak sobie z tym radzić. Chciałem, żeby Agata miała więcej czasu na odpoczynek, więc automatycznie obowiązki przy starszej córce przeszły na mnie.

Wspólne rodzicielstwo. Wspólne decyzje

Decyzję o urlopie tacierzyńskim wypracowałeś razem z żoną?

- Nie miałem typowego urlopu tacierzyńskiego. Rozmawialiśmy dużo o powrocie Agaty do pracy. Bardzo tego potrzebowała, bo praca zawodowa ją rozwijała i napędzała. I wciąż tak jest. Żona pracowała w firmie polsko-amerykańskiej i opiekowała się zespołem w Kalifornii, dlatego postanowiliśmy na miesiąc wyjechać do Doliny Krzemowej.

- Tosia miała już prawie osiem miesięcy i zamieszkaliśmy w jednym domu z naszymi przyjaciółmi, którzy też mają córkę w tym samym wieku. To był wyjątkowy czas, który bardzo dobrze wspominam. Przede wszystkim dlatego, że miałem okazję pobyć dłużej z dzieckiem sam na sam. Wszedłem w rutynę, która wymagała skupienia się na Tosi i pozostawienia innych rzeczy "na potem".

- Przy Jance byłem już bardziej świadomy, wiedziałem, że chcę spędzić więcej czasu z dzieckiem. To też nie był tradycyjny tacierzyński urlop. Życie nam się tak cudownie ułożyło. Mogliśmy spędzić te moje trzy miesiące urlopu wspólnie na rodzinnym wyjeździe. Polecieliśmy na dłuższą wyprawę do USA i Nowej Zelandii. Bardzo potrzebowaliśmy tego czasu wspólnego i pewnego rodzaju odizolowania się od codziennych obowiązków służbowych. Wróciliśmy przed rozpoczęciem pierwszego lockdownu, ale pandemia w ogóle nie wpłynęła na naszą podróż. Mieliśmy dużo szczęścia.

- Oboje czuliśmy się dobrze z naszymi decyzjami. Rozmawialiśmy o rodzicielstwie, mieliśmy jego wyobrażenie, ale dużo rzeczy wychodziło naturalnie. To gdzie w danym miejscu byliśmy zawodowo, też wpłynęło na to, jak czasem spędzonym z dziećmi mogliśmy się podzielić.

Mężczyzna na tacierzyńskim walczy ze stereotypami

Marek Wierzbicki wspólnie z żoną Agatą wypracowali model rodzicielstwa. Od początku chcieli dzielić się obowiązkami
Marek Wierzbicki wspólnie z żoną Agatą wypracowali model rodzicielstwa. Od początku chcieli dzielić się obowiązkami archiwum prywatne

Jakie były reakcje otoczenia? Jak na tę decyzję zareagował twój szef?

- Czuję, że otaczamy się otwartymi ludźmi, którzy akceptują nasze decyzje. Rodzina bardziej przeżywała informację o samym wyjeździe, niż o tym, że to będzie czas z dziećmi, bez zarabiania pieniędzy.

- Mój pracodawca jest zarazem moim najlepszym przyjacielem, więc rozmowy nie były łatwe. Z jednej strony dopingował mnie i chciał, żebym to zrobił. Z drugiej obawiał się o losy firmy, bo stanowiłem dla niego ogromne wsparcie zawodowe. Myślę, że to naturalne, ale trzeba podchodzić do wszystkiego świadomie, można się też do tego przygotować. Ja czułem, że zostawiam pracę w dobrych rękach i że trzy miesiące tak naprawdę nie spowodują wielkiej rewolucji.

W Japonii udowodniono, że mężczyźni podejmują decyzję o opiece nad dzieckiem, jeżeli dostaną przykład z góry... Ojciec, szef... Jak było w twoim przypadku?

- U mnie wyszło bardzo naturalnie. Raczej nie autorytet, bardziej wewnętrzna motywacja. Jako wynik partnerskiego związku, który budujemy z Agatą.

- Oboje bardzo szanujemy siebie, swój czas, swoją przestrzeń do rozwoju i realizowania swoich pasji. Wychodzę z założenia, że jeśli sami jesteśmy szczęśliwi, to uda nam się na tym zbudować szczęśliwy dom i rodzinę.

- Oczywiście są kompromisy i ten podział nie był 50/50, kiedy dziewczynki były małe. Teraz jesteśmy jeszcze bardziej świadomi tego, co moglibyśmy zrobić inaczej, ale niczego nie żałujemy. Mamy dużo szczęścia i jesteśmy za to bardzo wdzięczni.

Ojciec. Przewodnik w życiu dziecka

Mężczyźni, którzy zostają w domu z dziećmi, są narażeni na ostracyzm czy uważani są za bohaterów?

- To chyba bardzo zależy od środowiska. Ja nie bardzo przejmowałem się opiniami. Najważniejszy był czas dla rodziny, dla dzieci. Chciałem to zrobić i byłem mocno zdeterminowany, żeby tak się stało.

- Teraz tym bardziej. Tak organizujemy życie, żeby jak najbardziej się wspierać w wychowaniu dzieci. Czasem zdarza mi się usłyszeć "śmieszków", którzy mówią, że jestem "gosposią" czy "pantoflem", ale to tym bardziej motywuje mnie do pokazywania takich postaw i modelu, gdzie ojciec nie jest jedynie do pomocy mamie. Jest pełnoprawnym opiekunem, przewodnikiem w życiu dziecka.

Kwestie finansowe. Braliście je pod uwagę, decydując się wspólne rodzicielstwo?

- Tak... Na pewno nasza sytuacja finansowa umożliwiła podjęcie tych decyzji. To jest ważna kwestia, którą trzeba rozpracować wcześniej, w rozmowie pomiędzy partnerami. Pytanie tylko, jak wycenić spełnienie, szczęście drugiej osoby? Czy wtedy większe dochody mają aż takie znaczenie? Co one mają nam dać? Co zmienią? Na te pytania rodzice powinni znaleźć odpowiedzi wcześniej.

Jeżeli nie zobaczymy, ile coś wymaga wysiłku, to nie jesteśmy w stanie tego docenić. Inaczej postrzegasz kobiety, które poświęcają się dla dzieci i zostają w domu kosztem np. kariery?

- Myślę, że ja nie musiałem tego przeżywać na własnej skórze, żeby to docenić. Wiem, że to ogromny wysiłek i duże poświęcenie ze strony kobiet. Chciałbym, żeby ten formalny czas opieki był lepiej uregulowany i podzielony pomiędzy rodziców, bo to ważna lekcja dla nas samych. Nauka cierpliwości i wrażliwości.

Będę dobrym ojcem... To nie zawsze jest łatwe

Marek Wierzbicki wspólnie z żoną zdecydowali się na świadome i wspólne rodzicielstwo
Marek Wierzbicki wspólnie z żoną zdecydowali się na świadome i wspólne rodzicielstwoarchiwum prywatne

Co dla ciebie było najtrudniejsze?

- Nocne pobudki są głównym źródłem zmęczenia. Przy jednym dziecku, możesz z nim to odespać w dzień, ale przy dwójce nie jest to już takie łatwe.

- Najtrudniejsze jest jednak to, kiedy dziecko próbuje coś przekazać ciałem, płaczem a ty nie potrafisz tego zrozumieć. To frustrujące dla obu stron i wtedy trzeba uruchomić jakieś nadludzkie pokłady cierpliwości. Czasem ich brakuje i emocje biorą górę.

Chwile wzruszenia? Nie brakowało ich, kiedy byłeś z córkami...

- Najbardziej rozbrajają mnie momenty bezgranicznej miłości, pełnego zaufania. Spontanicznego okazywania uczuć przez dzieci. To mnie wzrusza, ale też wywołuje u mnie poczucie odpowiedzialności.

- To czasem jest gest, czasem słowo, czasem uśmiech. W oczach dziecka widać wtedy, że jesteś dla niego całym światem, i nie ma tam żadnej oceny.

Książka, która napisałeś "Mój tato tańczy. Dzikie wygibasy", to podsumowanie tego okresu, który tyle cię nauczył?

- Książka to spełnienie mojego marzenia. Jest inspirowana moimi własnymi rodzinnymi doświadczeniami i bardzo czuję jej wartość. Pokazuje relację pomiędzy córką a ojcem i przełamuje pewne stereotypy: te o wychowaniu, te o emocjach i o tańcu. Bardzo chciałem się tą historią podzielić zarówno z dziećmi, jak i dorosłymi.

- Cały czas tańczymy w domu, taniec towarzyszy nam na co dzień i ewoluuje razem z nami. Uważam, że ruch, taniec może nam dużo dać w pracy z emocjami, w poznawaniu siebie i oswajaniu ze swoim ciałem. Chciałbym, żeby zawsze nam towarzyszył i dostarczał kolejnych inspiracji.

Czuję, że ten czas sam na sam z dzieckiem bardziej mnie uwrażliwia, staję się też bardziej uważny, na to, co się dzieje, co dziecko próbuje wyrazić, co przekazać.
Marek Wierzbicki

Tata w cieniu mamy i babci? Zmiana mentalności na przestrzeni dekad

Jakie masz wspomnienia związane ze swoim ojcem? Widzisz różnice i podobieństwa?

- Pamiętam, że w domu było zawsze dużo muzyki. Choć tata grał na gitarze, to więcej słuchaliśmy, niż tworzyliśmy. Tata uwielbiał Steviego Wondera, Arethę Franklin, BB Kinga i wielu innych zagranicznych artystów. To dzięki niemu od dzieciństwa słuchaliśmy R&B i soulu - ciepłych beatów i wspaniałych, barwnych wokali.

- Miłość do muzyki na pewno mam po nim. Od dziecka nogi same rwały mi się do tańca przy puszczanych przez ojca dźwiękach, na starym magnetofonie szpulowym.

- Jeśli chodzi o wychowanie, to tata stał raczej z boku... Mama i babcia grały pierwsze skrzypce. Mama przez pewien czas nie pracowała, więc naturalnie zajmowała się domem, mną i braćmi.

Co tobie dał ten czas spędzony z dziećmi?

- Każda chwila z dzieckiem mnie czegoś uczy i rozwija. Mimo, że przy dzieciach było cały czas coś do zrobienia, to miałem pewien komfort oderwania się od innych obowiązków.

- Spojrzenia na nie z dystansem, z boku. Czuję, że ten czas sam na sam z dzieckiem mnie bardziej uwrażliwia, staję się też bardziej uważny, na to, co się dzieje, co dziecko próbuje wyrazić, co przekazać. Ta uwaga jest też silniejsza względem otoczenia. Zaczynasz się zastanawiać, co ma wpływ na życie, nad czym się warto zastanowić, a co odpuścić.

*** To może cię zainteresować ***

Styl.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas