Poligon ludzi wszystko wiedzących
Co znaczy być mamą, żoną i kurą domową? Dla niektórych to sprzątanie, pranie, gotowanie, niańczenie…. Jednym słowem obowiązek. Dla tych drugich jest to przyjemnością. Podobno do bycia matką, a i w tych czasach i żoną, trzeba się urodzić, mieć powołanie. Coś w tym jest, bo jeśli bycie mamą nie wynika z głębi duszy, a raczej z kolei zdarzeń, oczekiwań lub zwykłej powinności kobiecej, staję się to koszmarem sennym na jawie, w dzień i w nocy, nie tylko kobiety, ale i dziecka i mężczyzny w zależności jak się na to patrzy.
Gdy kobieta jest zmuszana do zachwycania się, czymś co nie koniecznie daje jej radość, z czasem jest sfrustrowana i wyładowuje swój humor na bliskich. Ja na szczęście do takich osób nie należę, choć mam niekiedy frustracje. Jednak nie są one związane z macierzyństwem, bo ono akurat jest pełnią mojego szczęścia.
Furii dostaję wtedy, gdy uświadamiam sobie, że ze wszystkim, a konkretniej z większymi obowiązkami wychowawczymi zostaję zupełnie sama, mimo że ojciec dziecka czynnie chce wychowywać swoją latorośl i we wszystkim ma udział swoich pięciu groszy – szkoda, że tylko słowny. Nie no nie będę kłamać. Czasem ponosi, rozpieści i zrobi śniadanko.
Mój mężczyzna, na którego mogłabym nie narzekać, choć teraz to ewidentnie robię, czasem przechodzi sam siebie. Nie mogę nie powiedzieć, że kiedy chce to potrafi pomóc i wesprzeć, ale robi to tak rzadko, że gdzieś to umyka w tłumie jego lenistwa, próżności i gburowatości. Bo cóż to za pomoc, która ma na celu coś ode mnie wycyganić lub taka, co zaraz zostanie wypomniana? Nie jest też tak, że wszystek zwalam na niego. O nie nie! Był długi czas kiedy winą obarczałam za całe zło świata siebie samą. Och tak, biedy mój kochany żyje z taką zołzą jak ja! Trzeba więc się zmienić! Bo miłość nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Tak owo przeszłam zmianę. Byłam cierpliwa, wyrozumiała, wręcz wybiegałam przed jego myśli, by tylko był zadowolony i zaspokojony, ale też nie przyniosło to żadnego pożądanego efektu, którego oczekiwałam. Jego kłapanie ozorem, co trzeba, co powinnam i czego w dalszym ciągu nie robię, nie miało końca i nie ma nadal. Słowa moje rzucane są o ściany i przepadają w eter. Prawdziwy trójkąt bermudzki. Z kolei jego trzeba słuchać, jak polecenia i mądrości życiowe, obowiązkowo. Sprzeciwu otrzymać nie mogą. To człowiek o szczególnym darze wywracania wszystkiego kota ogonem, bo mimo że sam jest problemem i dobitnie szuka zaczepki, zawsze winna jestem ja, cokolwiek by to było, wszystko toczyło się zupełnie inaczej niż ja to widziałam, a w jego miemaniu wyobraziłam sobie. Jakoby idealna sama nie jestem. Mam swe wady i zalety, jak każdy, wiadomo. Na przykład uległa jestem, naiwna, szybko zapominam i wciąż wierzę w dobroć i życzliwość ludzką, choć nie raz się na tym sparzyłam.
Są też dni piękne, usłane samym miodem, cukierkami, ciasteczkami i płatkami róż. Są kiedy żona siedzi cicho i przymyka oko na wszelkie nie dogodności jakie się zdarzają, mimo woli dobrej, przecież. W końcu wszystko się kończy, bo wszystkiego też na rękach z dzieckiem nie da się robić, biorąc pod uwagę, iż dziecko waży ponad 1/4 mojej wagi. Ba, czasem pada się na twarz z braku sił, wyczerpania, czy też bezradności, bo ile można prosić? Wszystkich o wszystko….
Och i takie małe spostrzeżenie mam, bo gdy o moich imieninach nie pamiętał, choć zaznaczone było kółeczkiem w kalendarzu, o które 10 razy dopytywał znaczenia, to o tym, iż w ten szczególny dzień, przypadkowo spotkani koledzy zaprosili go na grilla w środę, pamiętał. Uszło mu z głowy by być akurat tego dnia zmęczonym czy nie wyspanym. Aczkolwiek miły wieczór spędziliśmy, bo z zaproszenia skorzystaliśmy. Nie jestem tylko pewna, bo jak to mój Pan ma w zwyczaju zawsze wszystko komentować po wizycie gdziekolwiek, jak wypadłam. Gdyż jak stwierdził, przerastałam towarzystwo inteligencją. Czyli byłam albo zbyt bystra albo zbyt wyszczekana. Nie istotne to zaś, bo ważne że z uśmiechem, przyklejonym do twarzy, wracaliśmy.
Okazuje się, że mężczyznę też może coś przerastać np obowiązki domowe i nie ma co się dziwić. Społeczeństwo nalega by byli od wszystkiego. By byli mamą i tatą jednocześnie, bynajmniej oni tak rozumieją ojcostwo (choć kobiety miały na myśli bardziej partnerstwo w wychowywaniu niż wydawaniu poleceń, oni inaczej nie umieją), z drugiej strony uważając, że skoro kobieta chce być taka niezależna to po co jej w czymś pomagać? Może sama wynieść stół, wytrzepać dywan, naprawić kran czy poprzestawiać meble... Mężczyźni zwyczajnie gubią się w tym co do nich należy, a co już nie.
Cóż, ale prawdą jest, że żyjemy w czasach poligonu ludzi wszystko wiedzących i mówiących lepiej zamiast słuchających i uczących się nie tylko na własnych błędach. Tak się więc tworzą kobiety zołzy, co nic nie rozumieją wśród facetów, którzy po skradali wszelkie zmysły, zaś kłótni by nie było, jak przyszło by wysłuchać i zrozumieć słowa płynące z ust człeka innego.