Ubrali choinkę po swojemu. Mama skomentowała jednym zdaniem
Choinka w większości domów to reduta tradycji, mieni się klasycznymi ozdobami uporządkowanymi w świątecznej estetyce. Czasami jednak staje się osobistym manifestem. Na gałęziach lądują nasze zachwyty, obsesje i żarty z całego roku - od pierwszego koncertu po ulubioną produkcję z platform streamingowych.

"To jest nasza prawdziwa estetyka. Przestańmy udawać".
Jednym z takich drzewek jest choinka Moniki i jej męża. Z roku na rok coraz mniej przypomina katalogowy ideał, a coraz bardziej wspólny newsfeed z popkultury. Ich świąteczne drzewko to nie dekoracja, ale skrócona opowieść o tym, kim są i jak spędzają czas razem.
- Jak byliśmy z mężem na początku razem, próbowaliśmy udawać, że będziemy mieć taką dorosłą, katalogową i "poważną choinkę dla poważnych ludzi" - złote bombki, białe światełka, takie tam, wiadomo. Wytrzymaliśmy dwa sezony. Trzeciego roku wracamy z zakupów, mijamy stoisko z ozdobami i widzę bombkę w kształcie małego Yody. Spojrzałam na nią, spojrzałam na męża i powiedziałam: "To jest nasza prawdziwa estetyka. Przestańmy udawać". I tak zmieniliśmy styl z "elegancko" na "duże dziecko z dostępem do internetu i konta bankowego" - mówi Monika.
- Teraz ubieranie choinki zaczynamy od "klasyków" - mąż wiesza na honorowym miejscu superbohatera, którego kocha od dzieciństwa, a ja obok wieszam moją ulubioną Barbie po całonocnej imprezie, którą dostałam od współlokatorów jeszcze na studiach i dorobiłam jej zawieszkę. Mamy też całą gałąź poświęconą kosmosowi i SF: mały statek kosmiczny, kosmonautę, kota w skafandrze - opowiada.
Zobacz również:
- Najwięcej śmiechu mamy przy memicznych ozdobach. Jest pies siedzący w płonącym pokoju z napisem "This is fine". Mamy też choinkowe kubki kawy z oczami, bombkę w kształcie laptopa. To jest choinka, która śmieje się z naszego życia razem z nami - dodaje jej mąż.
- Są też ozdoby bardzo osobiste, ale dalej popkulturowe. Na przykład mały winyl z nazwą zespołu, na którego koncercie byliśmy razem. Albo kubek z serialu, który binge'owaliśmy, gdy byliśmy chorzy i zamiast romantycznych randek mieliśmy randki z kocem, herbatą i czterema sezonami pod rząd. Co roku dokładamy też coś nowego.
- Dla mojej mamy to jest absolutny kosmos - ona woli aniołki, słomiane gwiazdki i czerwone kokardy. Gdy przychodzi do nas, staje przed drzewkiem i mówi: "No… oryginalnie" - śmieje się Marcin.

- Mam takie poczucie, że jeśli kiedyś będziemy mieli dzieci, to nie będziemy im opowiadać gwiazdkowych historii tylko przy stole - my im je po prostu pokażemy na drzewku: tu jest bombka z roku, w którym oszaleliśmy na punkcie jednego zespołu, tu z roku, w którym przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania - kończy Monika.
Klasyczna baza, prywatne dodatki
Oczywiście, większość z nas wcale nie idzie w choinkową awangardę. Rdzeń zostaje tradycyjny: zielone drzewko, światełka, bombki. Niemniej do tej klasycznej bazy od zawsze dokładamy ozdoby, które nie przyszły z zestawu, tylko z życia. Jedna bombka z podróży, druga z pierwszej wspólnej Gwiazdki, trzecia wygrana w konkursie firmowym, czwarta "bo tak" - bo przypomina o kimś, o żarcie, o małej prywatnej historii.
- U nas jest tak, że choinka ma wyglądać jak choinka. Ale jednocześnie nie umiem nic od siebie nie dorzucić - mówi Kamil z Katowic.
- Jest więc baza klasyczna, żeby mama nie dostała palpitacji serca, ale co roku musi wskoczyć choć jedna rzecz, która jest tylko moja. Na przykład ostatnio był to bilet zamieniony w ozdobę - dodaje.
- Wiele osób z podróży przywozi pamiątkowe magnesy, ja wymyśliłam, że będę kupować breloczki. Bardzo dużo podróżuję po Polsce ze względu na moją pracę, więc na pocztach i straganikach kupuję takie lokalne wisiorki, właśnie z myślą, by zawisły co roku na choince - tłumaczy swój patent Basia.
Choinka nie musi być idealna. Może być trochę klasyczna, trochę memiczna, trochę sentymentalna i to w tym właśnie tkwi jej urok. Bo święta i tak robią ludzie, nie dekoracje.








