Wakacje - moja miłość
Wypoczynek to sztuka. Wbrew pozorom dość trudna. Im dłużej czekamy na urlop, tym większe mamy wobec niego oczekiwania. I właśnie to trzeba zmienić, żeby naprawdę się zrelaksować.
Spędź czas z rodziną, przyjaciółmi, ale pobądź też trochę sama ze sobą. Odłącz się od sieci, leniuchuj, ale też uprawiaj sport, zmęcz się zdrowo. Znajdź czas na czytanie, ale też odwiedź nowe miejsca, tego nie możesz przegapić, zwiedzaj, bądź wśród ludzi, baw się, żyj chwilą - tylko dobrze wszystko zaplanuj...
Czasem może nam się zdarzyć w życiu takie niezwykłe lato, kiedy te wszystkie sprzeczne elementy w cudowny sposób się zgrają. To szczęście i zarazem pech, bo potem do tego tęsknimy. W kolejnych latach nie uda nam się ułożyć udanego wypoczynku z przeciwstawnych pragnień, wskazówek, oczekiwań. Wakacje są na to za krótkie, portfel za chudy, a może po prostu zwyczajnie nie będzie nam się chciało. I właśnie to ostatnie jest najważniejsze. Sztuka wypoczynku zaczyna się od pytań: Na co masz ochotę? Czego potrzebujesz tego lata? Czy naprawdę wszystkiego?
Wakacje Instagram friendly
Psychologowie mówią, że żyjemy dziś w skłonnym do perfekcjonizmu społeczeństwie, które wytwarza presję na ten moment życia, w którym właśnie powinniśmy ją obniżyć. Czy nie po to są wakacje, by spuścić ciśnienie, zamiast je podnosić? Nie jest to łatwe, chociażby dlatego, że internet przez 24 godziny na dobę podpowiada nam, co robić i dokąd pojechać.
- Są miejsca, które w sieci noszą nazwę Instagram friendly. Są tak malownicze, że zdjęcia w nich zrobione dobrze wyglądają w mediach społecznościowych - mówi Joanna Gutral, psycholożka i psychoterapeutka z Uniwersytetu SWPS. W pewnym momencie zaczynamy myśleć: jeśli jechać na wakacje, to takie, którymi będzie się można pochwalić. Motywujemy się nie tym, na co mamy ochotę, ale tym, co jest popularne. Jak na tym wychodzimy?
- Grenada jest Instagram friendly, ale pobyt tam oznacza pokonywanie setek schodów, bo miasto leży w dolinie. Mam więc piękne zdjęcia, sporo estetycznych wrażeń, ale czy wypoczęłam? Naładowałam akumulatory? Czy to było to, czego potrzebowałam tego lata? - zastanawia się Joanna Gutral.
To, co świetnie wygląda na obrazku, nie zawsze jest tym, co lubimy i czego potrzebujemy od wakacji. Zanim kupimy bilety, warto zadać sobie pytania: Czy naprawdę o tym marzę? Czy to na pewno dobre dla mnie? Presja internetu jest subtelna, opiera się na dobrze znanym mechanizmie porównań społecznych. Ale jeszcze do niedawna porównywaliśmy się ze znajomymi, sąsiadami i współpracownikami, a polem do tego było ich rzeczywiste życie.
W internecie porównujemy się z ogromną grupą "znajomych", o których niewiele wiemy, a także z celebrytami i "znajomymi" celebrytów. Polem do porównań nie jest ich życie, lecz prezentowany obraz będący efektem starannej selekcji i nieraz zafałszowany. - Kiedyś w górach w wypożyczalni sprzętu narciarskiego usłyszałam pytanie: "Na długo czy na chwilę?". "Na trzy dni", odpowiedziałam. "A to będzie inna cena", odrzekł właściciel. "Bo tu ludzie wypożyczają tylko na chwilę. Do zdjęcia" - opowiada Joanna Gutral.
Badania pokazują, że im więcej czasu spędzamy na przeglądaniu mediów społecznościowych, tym bardziej wystawieni jesteśmy na porównywanie się z innymi i tym silniej ulegamy pytaniu: Jak ja wypadam na ich tle? I zawsze wypadniemy słabiej, bo zjawiskowo uśmiechnięci "znajomi" nurkują, wspinają się, szusują, surfują, karmią małpy na Gibraltarze. Tylko u nas pada deszcz, zepsuła się klimatyzacja, bagaż zaginął, lot opóźniony. Porażka.
- To trochę tak, jakbyśmy porównywali własne kulisy z cudzą sceną - mówi psycholożka. - Widzimy fragment, sceniczne uśmiechy i zabawne gagi. Nie widzimy, jak znajomy godzinę szukał dobrych ujęć, zmęczył się i nie wystarczyło mu pieniędzy na obiad. Jeśli ulegniemy presji porównań, może nam się nawet udać i nasze wakacje będą na zdjęciach wyglądały podobnie jak u znajomych (a może nawet lepiej).
Nagrodą będzie poczucie satysfakcji. Ale nie wrócimy wypoczęci, a wakacje Instagram friendly szybko rozmyją się w naszej pamięci. Badania pokazują, że pstrykanie zdjęć osłabia pamięć danej chwili. Coś za coś. Możemy mieć albo piękne zdjęcia, albo piękne przeżycia. Joanna Gutral radzi: - Żeby dobrze wypocząć, trzeba być tu i teraz. Nie kadrować, lecz patrzeć, słuchać, czuć. Jakie to ma dla mnie znaczenie, jakie emocje i myśli przepływają mi przez głowę? Co mi się podoba, a co nie? Co jest dla mnie zaskakujące? Co się ze mną dzieje w tym miejscu, gdzie jestem?
Nie musisz wszystkiego zobaczyć
Francuski psychiatra Michel Lejoyeux twierdzi, że prawdziwym niebezpieczeństwem na wakacjach jest robić za dużo. Ten obserwator kondycji zachodnich społeczeństw, autor kilkunastu książek pisze, że mamy dziś tendencję do tworzenia wakacyjnych dogmatów: musisz spróbować, powinnaś zobaczyć, nie możesz przegapić...
"Nie zmieniajmy się w ortodoksów, którzy chcą stworzyć jedyny, najlepszy sposób spędzania wakacji. Nic takiego nie istnieje. Natomiast pewne jest, że po roku życia wśród napiętych grafików, przykazań efektywności i profesjonalizmu warto odłożyć organizer. Szukajmy przyjemności, nie zadań. Zapewniam, że można mieć wspaniałe wakacje bez kitesurfingu i skoków na główkę z klifu" - twierdzi psychiatra.
- Popełniłam taki błąd, kiedy leciałam do USA. Podróżowałam najpierw palcem po mapie, zrobiłam plan zwiedzania, zbyt wiele chciałam zobaczyć. Dopiero na miejscu okazało się, że nie uwzględniłam wielu realiów: odległości, czasu, cen biletów i własnego zmęczenia. Odpuściłam, kiedy zrozumiałam, że sama pozbawiam się przyjemności - opowiada Joanna Gutral.
Mnożenie atrakcji może dać odwrotny efekt. Im więcej zaplanowaliśmy, tym pewniejsze, że nie damy rady tego zrealizować i będziemy rozczarowani. Pozbawimy się też miejsca na spontaniczne decyzje, leniwe dni. Jeśli chcemy znaleźć właściwą miarę, możemy przyjąć zasadę: coś wyjątkowego każdego dnia. Dziś zwiedzanie, jutro ognisko na plaży, pojutrze zejście z turystycznej ścieżki i szukanie miejsc, gdzie jedzą i bawią się miejscowi. Tylko jedna rzecz dziennie - bo wtedy będzie wyjątkowa, mocno przeżyta, nie zginie w natłoku innych przyjemności.
- Jeżeli mamy problem z wyborem, warto pomyśleć o poprzednich wakacjach. Co wspominamy z przyjemnością? - podpowiada Joanna Gutral. Ale nie zapominajmy, że nasze potrzeby się zmieniają. Nie jest tak, że przez całe życie potrzebujemy jednego typu wypoczynku. Kiedyś lubiliśmy chodzić po górach, teraz wolimy po restauracjach. Kiedyś potrzebowaliśmy aktywności, teraz pracujemy tak intensywnie, że lepiej odprężymy się w domku na Mazurach, wśród bliskich, dla których na co dzień mamy mało czasu.
Psycholożka radzi: - Spróbujmy określić jeden, dwa cele na ten urlop. Na czym mi zależy najbardziej? Chcę coś zobaczyć? Zrelaksować się? Wyspać? Pobyć sama? Nacieszyć się rodziną?
A jeśli się nie odłączysz, to co?
Im dłużej czekamy na wakacje, tym bardziej je idealizujemy. Słońce będzie świecić każdego dnia, dzieci będą grzeczne, uda nam się całkowicie odprężyć i zapomnieć o pracy. Niestety na pogodę nie mamy wpływu, na warunki, w jakich spędzamy urlop, na humor dzieci i partnera - tylko częściowo. Byłoby miło, gdybyśmy umieli zarządzać chociaż sobą i sprawić, że w momencie, gdy przechodzimy przez bramkę na lotnisku lub zatrzaskujemy walizkę, nasz umysł razem z ciałem udaje się na wakacje. Jednak to niemożliwe.
Michel Lejoyeux mówi, że jego pacjenci coraz częściej martwią się, że się nie "odłączą". "»A jeśli się nie odłączysz, to co?« - pytam. Ten nakaz zapomnienia o pracy, wypoczynku na maksa staje się dziś prawie dyktaturą. Gotowi jesteśmy wymyślić sobie i wmówić wakacyjną chorobę. To zupełnie normalne, że zmęczony, przepracowany umysł potrzebuje dekompresji i nawet przez kilka pierwszych dni żyje w ziemi niczyjej, między pracą a urlopem" - pisze psychiatra w książce "Choroby urojone".
Zanim zostaniemy zrelaksowanymi urlopowiczami, będziemy przez pewien czas urlopowiczami trochę zdezorientowanymi. Nie ma nic złego w tym, że siedząc nad basenem, pomyślimy o pracy. Problem pojawi się dopiero wtedy, gdy zaczniemy to sobie wyrzucać. To prawda, że aby naładować akumulatory, trzeba się odprężyć, a trudno o odprężenie, jeśli myślami jesteśmy przy firmowym biurku. Jednak nakaz całkowitego "odłączenia", bycia offline jest nierealny, tym bardziej że smartfon zastępuje budzik, radio, GPS, latarkę, kamerę, szkło powiększające, kalkulator, odtwarzacz CD, notes i stację pogodową.
- Poza tym nasze obowiązki zawodowe przecież nie zniknęły, są tylko zawieszone - przypomina Joanna Gutral. - Jeśli komuś zależy za karierze i ma potrzebę monitorowania ważnej sprawy w firmie, trudno mu radzić, żeby wyłączył smartfon. Przeglądanie mejli na wakacjach nie jest zbrodnią. Możemy się umówić ze sobą, że wyłączymy powiadomienia. Będziemy zaglądać raz, przed kolacją. Albo rano i wieczorem. Z kolei dla zmęczonej, spragnionej rodzinnego życia osoby i to będzie za dużo. Wszystko zależy od naszych potrzeb, nie ma uniwersalnego sposobu na "odłączenie się". Miarą wypoczynku nie jest brak smartfona, lecz brak presji. Tej zewnętrznej, w postaci rodziny patrzącej z wyrzutem, i tej wewnętrznej ("Coś ze mną nie tak, bo wciąż myślę o pracy").
- Poczekaj - radzi Joanna Gutral. - Prowadź ze sobą dialog. Powiedz sobie: "Jestem na urlopie, teraz piję wino i patrzę na zachód słońca. O pracy pomyślę jutro". Kto wie, może jutro nie będziesz już miała na to ochoty?
Zobacz także: