Wysiewała rzeżuchę na ciele i ubraniach. Tak powstawały niezwykłe prace
Ustawiana na wielkanocnym stole rzeżucha symbolizuje naturę, która po zimie odradza się do życia. Teresa Murak z tej niepozornej rośliny uczyniła twórczy materiał. Spektakularne, a jednocześnie intymne zasiewy zapewniły jej miano jednej z najciekawszych polskich artystek ubiegłego wieku.
Noc wcześniej ziarna trzeba zamoczyć w wodzie. Gładkie, brązowe, niewiele większe od maku czy główki od szpilki, pęcznieją szybko. Woda zmienia się w galaretowatą substancję, którą następnie należy wylać na watę lub ligninę. Potem wystarczy trochę wilgoci, światła i ciepła. Opite wodą ziarenka pękają, a z ich wnętrza ku światłu wychodzą delikatne, intensywnie zielone łodygi, zakończone parą okrągłych listków. Początkowo skurczone, słabe, zmięte jakby, z każdym dniem nabierają mocy. Uważny albo wrażliwy obserwator mógłby powiedzieć, że to mały spektakl. Krótka opowieść o życiu, trosce i przemianie.
Takie małe widowiska przed Wielkanocą rozgrywają się w milionach polskich domów. Dzieci wysiewają rzeżuchę z ciekawości, towarzyszącej badaniu praw i możliwości natury, dorośli z przyzwyczajenia. To zwyczaj - miły, ale pozbawiony większego znaczenia. Chyba, że ktoś nada mu znaczenie. Doceni naturalne widowisko i włączy je do świata sztuki. Tak, jak zrobiła to Teresa Murak - polska artystka, która z banalnych nasion uczyniła twórczy materiał.
Zielona procesja
Historycy sztuki podają, że pierwszy raz - przynajmniej w sposób udokumentowany i z artystyczną intencją - zasiała rzeżuchę w domu studenckim Dziekanka. Wilgotną koszulę powiesiła na wieszaku w łazience i pokryła ziarnami. Część mieszkańców akademika pomagała w hodowli.
Zobacz również:
- Zamieszkanie: Wyremontowali "familok". "Towarzyszyła nam myśl, że to był dom zwykłej, śląskiej rodziny"
- Zamieszkanie: Prujemy do kości, a potem będzie pięknie. Jak się remontuje domy z PRL?
- Kto marzy o rubinowej kurze? Bomboniera z PRL w internecie osiąga wysokie ceny
- Zamieszkanie: Wielka przygoda z małym domkiem
Potem rzeżucha wyrastała na innych częściach garderoby - sukienkach, koszulkach, majtkach, biustonoszu, na tych ubraniach, które są najbliższe ciału, mogą ogrzewać się jego ciepłem. Z bielizny porośniętej zielonymi listkami Murak uczyniła swoją pracę dyplomową.
Były zasiewy w przestrzeni prywatnej - mieszkaniu, pracowni, akademiku, ale były i takie, które wychodziły w przestrzeń publiczną. Wystawione na widok, spektakularne. Trzygodzinna "Procesja", w czasie której artystka spacerowała po Warszawie w długim płaszczu z kapturem, obsianym rzeżuchą. Gest nie spodobał się władzy - ponoć szef Wydziału Kultury KC PZPR, po tym performensie zakazał zakupu i wystawiania prac Murak przez państwowe instytucje sztuki.
"Dywan wielkanocny", wyhodowany na strychu klasztoru w Kiełczewicach na Lubelszczyźnie, rodzinnej miejscowości artystki. Tkaniny o długości 70 cm przez cały Wielki Tydzień doglądała lokalna społeczność. W Wielką Sobotę uroczyście dywan został przeniesiony do kościoła, a później oddany wodom przepływającej obok Bystrzycy. Była "Rzeźba dla ziemi" formowana przez trzydzieści dni gołymi rękami. W szwedzkiej miejscowości Ubbeboda, na pustym placu Murak wyrysowała dwa kręgi, o promieniu odpowiadającym jej wzrostowi. W jednym z nich wydrążyła wykop (znów: głębokość wykopu odpowiadała jej wzrostowi). Z uzyskanej w ten sposób ziemi, w drugim kręgu powstała półkolista górka. Całość Murak obsiała rzeżuchą.
Były wreszcie zasiewy spektakularne, wystawione na publiczny widok, a jednocześnie intymne. Te, w których twórczą materią było nie tylko ziarno, ale i własne ciało. Murak nakładała na siebie wilgotne, pokryte nasionami koszule i pozwalała, by ciepło jej ciała, ogrzewało ziarna ("Przyjście zieleni", "Lady’s Smock"). Kładła się do wanny, wypełnionej wilgotnymi nasionami rzeżuchy i pozostawała w nich do czasu, aż roślina nie wykiełkowała (performanse w Centrum Rzeźby w Orońsku i PS1). Na ciele innych kobiet zakładała maleńkie plantacje, symbolizujące cykle płodności ("Kalendarz płodności").
Z biegiem czasu w jej sztuce pojawiały się i inne materie - kurz, chlebowe zaczyny, ścierki. Jednak to rzeżucha zdaje się być tworzywem, najbardziej charakterystycznym dla jej twórczości. Iwo Zmyślony, w rozmowie dla "Dwutygodnika" zapytał kiedyś Teresę Murak, co jest takiego w tej niepozornej roślince. "Cały szereg cudownych właściwości - przede wszystkim rośnie bardzo szybko i niemal w każdych warunkach, nawet bez ziemi, na wacie czy tkaninie. Wystarczy trochę wody. To dlatego w czasie Wielkanocy wysiewamy ją jako symbol odradzającego się życia. Mało tego, istnieje historyczna nazwa jednej z jej odmian, tzw. rzeżuchy łąkowej, którą w średniowiecznej Anglii nazwano dosłownie "koszula kobiety" (Lady’s Smock)!" - odpowiedziała.
Zobacz również: Teatr Opery i Baletu w Odessie - czy ponownie przetrwa wojnę
"Ja w ogóle nie lubię etykiet"
Po co to wszystko? Co po hodować roślinę na własnym ciele? Co to ma znaczyć? Co symbolizować?
Wysiew w Dziekance to rok 1972, "Procesja" i "Dywan Wielkanocny" - 1974, "Przyjście zieleni" i "Lady’s Smock" - 1975. W polskim środowisku artystycznym dyskutuje się o Ewie Partum, Natalii LL, Marii Pinińskiej-Bereś, określając je mianem "artystek feministycznych". Może i Teresę Murak dało by się zaliczyć do tej kategorii? W jej wysiewach jest intymność, troska, codzienność, łagodność, kontakt z naturą, świat biologiczny - cała sfera pojęć, które kultura zwykła przypisywać kobietom. Może więc Teresa Murak jest artystką feministyczną?
Lata 70. to jednak też wybuch neoawangardy. Gestów z jednej strony radykalnych, z drugiej niepozbawionych humoru i dystansu do dotychczasowej tradycji artystycznej. Nowych form ekspresji wychodzących poza zarezerwowane dotąd dla sztuki rewiry, wkraczających do sfery publicznej, próbujących zatrzeć granicę między tym, co artystyczne, a tym co polityczne, naukowe, wreszcie - prywatne. Może więc Teresa Murak jest artystką neoawangardową?
Lata 70. to wreszcie czas, gdy na świecie triumfy świeci land art - sztuka, która dla której ziemia jest jednocześnie tworzywem i miejscem tworzenia. W 1970 Robert Smithson wydzierżawił 10 akrów ziemi Wielkiego Słonego Jeziora w Utah. Z sześciu tysięcy ton ziemi i kamienia usypał 500 metrową spiralną groblę. Spektakularny pomysł stał się sensacją. Były jednak i pomysły o wiele bardziej subtelne, wręcz intymne. Pochodząca z Kuby Any Mendiety obrysowuje na piasku, ziemi, błocie ludzkie sylwetki, a potem pozwala, by natura zacierała ich kontur. Jacek Tylicki rozstawia w lasach białe płótna chcąc, by natura sama zostawiła na nich ślady. Wszystkie te działania łączy koncentracja na naturze, wplatanie jej procesów, w twórczy porządek. Może więc Teresa Murak jest przedstawicielką land artu?
Trzy razy tak i trzy razy nie. Jej twórczość nie daje się łatwo zaklasyfikować, a i ona sama odżegnuje się od jednoznacznych etykiet. Zwłaszcza tych, związanych z feminizmem. "Ja w ogóle nie lubię etykiet. Całą swoją twórczość traktuję jako proces otwarty, w bezustannym dialogu z ludźmi, konkretnymi miejscami oraz nagromadzoną w nich energią" - mówiła w cytowanym już wywiadzie.
Co więcej, powyższe kategorie nie wyczerpują możliwości interpretacyjnych twórczości Murak. W jej wysiewach jest też coś z rytuału, mistyki, chrześcijańskiej filozofii i myśli dalekiego wschodu. "Nawiązywała do czarów i guseł, będących domeną kobiet i odkrywała nowe, intymne obszary sztuki, takie jak sfera dotyku, oferując odświeżającą interpretację odwiecznych archetypów, związanych z macierzyństwem i płodnością" - pisała o jej pracach Anda Rottenberg. "Artystka konsekwentnie odnosi się w swoich pracach do natury, utożsamiając proces twórczy z fenomenem życia, przede wszystkim z wegetacją roślin, biologicznymi procesami wzrostu, zakwitania, rozpadu i entropii. Nawiązuje w nich do rytmów i przemian świata przyrody i włącza naturę jako siłę sprawczą powstawania dzieła" - wyjaśniała Ewa Gorządek.
Zobacz również: Ułan i buntowniczka, czyli po co nam muzea herstorii?
W szczelinach rzeczywistości
Choć twórczość Teresy Murak jest awangardowa i intymna, za niszową nie sposób jej uznać. Jej indywidualne wystawy były prezentowane m.in. w Instytucie Polskim w Düsseldorfie (2013), Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski (1998), Galerii Bielskiej BWA (1998), Zachęcie - Narodowej Galerii Sztuki (1992). Za swoją twórczość została uhonorowana Nagrodą Katarzyny Kobro oraz Srebrnym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis". Jej biogramy zaczynają się od słów: "legendarna", "jedna z najważniejszych", "prekursorka". Badacze kolejnych pokoleń lubią powoływać się na jej przykład.
Ona zaś, z czasem oprócz rzeżuchy włączyła do swojej twórczości i inne rośliny: mak, grykę, malwy, chabry i wyprowadziła w miasto. Bujne, miały rozbijać betonową przestrzeń stolicy, zagarniać przestrzeń, nim zdążą zrobić to budynki i samochody. Wysiewała je przed ratuszem, na Polu Mokotowskim, w przeróżnych miejscach stolicy. "Dzieła lęgną się w szczelinach rzeczywistości" - nazwała swój projekt.
To dzieła z gatunku tych, które łatwo przeoczyć, których powstanie wymaga troski i czasu, a które nikną w mgnieniu oka. Do ich docenienia trzeba szczególnego rodzaju wrażliwości i uwagi. Ich przekaz jednak, choć łagodny, przypomina o rzeczach najważniejszych - cykliczności życia i sile drzemiącej w naturze.