Zatrudnił chorego na nowotwór, by dać mu nie tylko pracę. Dziś o panu Krzysztofie mówi cała Polska

Uśmiechnięty mężczyzna siedzi obok psa rasy pitbull na tle jesiennych drzew, oboje wyglądają spokojnie i zrelaksowani, a dookoła leżą opadłe liście.
Pan Krzysztof Dzięgiel i jego pies Brutus stali się niezwykle popularni za sprawą wpisów, które pan Krzysztof publikuje w mediachKrzysztof Dzięgielarchiwum prywatne

Diagnoza i post, od którego wszystko się zaczęło

Zobacz również:

Potem się popłakałem. Oni też mieli łzy w oczach 
opowiada pan Krzysztof w rozmowie z Interią.

Nowy sens spacerów. Kim jest Brutus?

Mężczyzna w czapce i kurtce klęczy na ziemi wśród jesiennych liści, głaszcząc dużego psa o umaszczeniu brązowo-białym. Tło tworzą drzewa z kolorowymi liśćmi oraz niebieskie niebo, całość utrzymana jest w pogodnej, jesiennej atmosferze.
Brutus to dla pana Krzysztofa przyjaciel i jak sam o nim żartobliwie mówi, z racji wykonywanej pracy - "model"Krzysztof Dzięgielarchiwum prywatne

Lekcja pokory i empatii. Kiedy inne rzeczy przestają mieć aż takie znaczenie

Mężczyzna w czapce i czarnej kurtce trzyma na smyczy białego psa, stojąc na żółtych, opadłych liściach w otoczeniu drzew z jesiennymi liśćmi. Jasne słońce i błękitne niebo podkreślają pogodną atmosferę parku.
Historia pana Krzysztofa jest nauką empatii, pokory i jest czymś, co wielu osobom daje motywację do własnego działania, gdy spotykamy trudności Krzysztof Dzięgielarchiwum prywatne
Jestem dużo spokojniejszy, gdy wiem, że moja praca charytatywna coś daje w tym świecie. Jest mi po prostu lepiej i raźniej. I cieszę się, że ktoś dzięki mnie może żyć lepiej, albo że wywołałem u kogoś uśmiech na twarzy.
podsumowuje poseł Litewka, pytany o to, jaki cel ma dla niego działalność charytatywna.
Pies z czarno-białą sierścią opatulony szarym kocem, leżący na poduszce z motywem flagi Wielkiej Brytanii, patrzy spokojnie prosto w obiektyw.
Brutus, który dał motywację panu Krzysztofowi do codziennego wyjścia na spacer Krzysztof Dzięgielarchiwum prywatne
"Zamieszkanie". Więźniowie we własnym domu. Nie wychodzą latamiINTERIA.PL