"Płaczą, więc klikam". Dlaczego tak chętnie oglądamy smutne filmiki?
Surowe i bardzo intymne emocje, takie jak smutek, oddziałują na nas mocno, o ile nie najmocniej. Płacz, przykrość wymalowana na twarzy - zarówno w prawdziwym życiu, jak i w sieci - trudno jest przejść obok tego obojętnie. Twórcy internetowi dobrze o tym wiedzą, dlatego właśnie powstał "sadbait". Oto blaski i cienie filmików pełnych łez, zawodów miłosnych i osobistych dramatów, które oglądane są przez miliony osób na świecie. Na czym polega ich fenomen?

Spis treści:
Smutek dla profitów i oglądalności
"Sadbait" to zjawisko polegające na publikowaniu w sieci filmików, na których twórcy internetowi płaczą, rozpaczają, są smutni. Popularne są rolki z widokami np. samotnego drzewa o zachodzie słońca z pojawiającymi się napisami dotyczącymi przygnębiających sytuacji życiowych, głębokich (i smutnych) życiowych przemyśleń czy dramatycznych cytatów z książek, czy piosenek dotyczących beznadziei i otchłani smutku. Bo smutek zatrzyma każdego. W pośpiesznym i znudzonym scrollowaniu trudno jest większości z nas ominąć treść zawierającą tak surowe emocje. A zatrzymanie użytkownika na swoim koncie to konkretne profity: zwiększona ilość obserwatorów to wzrost popularności, ten z kolei przekłada się na możliwości zarobkowe za pomocą reklam, a na końcu tego łańcucha są oczywiście pieniądze. Zimno skalkulowana treść sfokusowana na profity nie pasuje do wywnętrzania się, wylewania łez i wzbudzania żalu czy litości, a jednak. W sieci pojawiają się instrukcje jak skutecznie i szybko wywołać płacz, który zostanie obejrzany przez tysiące, jeśli nie miliony oczu.
Poczucie wspólnoty nawet kosztem szczerości
Zjawisko sadbaitu jest o tyle zadziwiające, że pomimo konkretnego celu, w jakim filmiki tego typu powstają, czyli dla pieniędzy i oglądalności, a nawet pomimo świadomości nieszczerości części z tych "produkcji", nadal się w nie angażujemy. Jak to możliwe? Wyjaśnienie jest prostsze, niż się wydaje: tak intensywne emocje jak smutek pozwalają na zbudowanie więzi i poczucia (nawet jeśli jedynie wirtualnej) wspólnoty. A tego szukamy i potrzebujemy ponad wszystko.

Pod sadbaitowymi filmikami często można przeczytać bardzo intymne historie z życia użytkowników - traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa, historie nieudanych związków, nieprzepracowaną żałobę. Choć historie są różne, łączy je jedno - wszyscy znają to dojmujące uczucie smutku i żalu. Tworzy się - nawet jeśli na chwilę - grupa wsparcia i wzajemnego porozumienia, tak ważna podczas przeżywania silnych emocji. Na drugi plan schodzi niepewność co do szczerości łez nagrywającego, liczą się ludzie, którzy przyszli się "posmucić". I jest to w jakiś sposób angażujące i dające ulgę.
Smutek, który daje radość

Choć brzmi to kontrowersyjnie, sadbait i ogólne smutne treści: w telewizji, radiu itp. mogą mieć na nas pozytywny wpływ. W jednym z badań naukowcy udowodnili, że oglądanie treści wywołujących emocje, takich jak dramaty, uruchamia w nas mechanizm układu endorfin ten sam, który leży u podstaw tworzenia więzi u wszystkich naczelnych ssaków. Badanie dowiodło, że uwalniające się endorfiny zwiększają tolerancję na ból - zarówno fizyczny jak i psychiczny. Dzięki wyższemu progowi bólu czujemy się lepiej i nie ma znaczenia, czy będziemy śmiać się do rozpuku na komedii, czy ocierać łzy na dramacie. Ostateczny efekt, który otrzymamy dzięki zaangażowaniu emocjonalnemu w film, będzie dla nas na plus. A do tego przełoży się na sprawniejsze nawiązywanie więzi społecznych. Odpowiadając więc na pytanie z samego początku artykułu: fenomen popularności treści sadbaitowych, to w istocie nasze poszukiwanie... szczęścia.