Jak radzić sobie z uczuciami po diagnozie onkologicznej?
"Sposób pokazywania osób chorych, dobierane słowa - to wszystko powoduje, że człowiekowi, który otrzymuje diagnozę, natychmiast przed oczami staje to, co czytał i oglądał. I jeszcze bardziej się boi". Jak radzić sobie z emocjami po diagnozie onkologicznej? Czy życie z nowotworem musi się diametralnie zmieniać? Na te i inne pytania odpowiada psychoonkolog Milena Dzienisiewicz, która na co dzień pracuje z osobami chorymi onkologicznie.
Katarzyna Drelich, INTERIA.PL: - Czy da się wskazać konkretny moment, w którym pacjenci onkologiczni szukają pomocy psychoonkologa?
Milena Dzienisiewicz, psychoonkolog: - Nie ma jednego momentu. Wszystko zależy od tego, jak pacjent sobie radzi. Zdarza się, że pacjenci zgłaszają się już na samym początku, nawet przed otrzymaniem diagnozy. Są i tacy, którzy zgłaszają się w trakcie leczenia. Inni zgłaszają się dopiero po zakończonym leczeniu, gdy już w pełni wrócili do zdrowia. Każdemu na innym etapie może zabraknąć zasobów niezbędnych do radzenia sobie z trudnościami. Rzadko natomiast bywa tak, że zgłaszają się osoby namówione przez rodzinę. To zawsze musi być decyzja chorego. Jeżeli kogoś umówimy bez jego zgody, to się po prostu może nie udać. To samo tyczy się bliskich z otoczenia osób leczących się onkologicznie. Coraz więcej wspierających zgłasza się do gabinetu po pomoc.
Moment sięgnięcia po pomoc zależy od tego, jak pacjent radzi sobie z informacją o chorobie. Co może psychicznie wspomóc taką osobę?
- Bardzo pomocny jest dobrze działający system wsparcia. Jeżeli mamy zdrowe relacje z ludźmi, którzy nas wspierają, to one niewątpliwie pomagają w radzeniu sobie z chorobą. Często bywa tak, że osoba świetnie zorganizowana i ogarnięta życiowo, nie radzi sobie z chorobą. Dotychczasowe podejście do życia wcale nie musi determinować tego, że ta osoba będzie tak samo radzić sobie z trudami choroby. Możemy mieć nadzieję, że poradzi sobie lepiej, jednak bywa różnie. Spotkałam bardzo wiele osób, które mówiły mi: "Wie pani, zawsze byłam taka ogarnięta, ze wszystkim świetnie sobie radziłam, a ta sytuacja na tyle mnie zaskoczyła, że sobie nie radzę". To działa również w drugą stronę. Czasami są osoby, które w rozmowie przyznają, że wcześniej stres i nieoczekiwane sytuacje były dla nich czymś nie do przeskoczenia, a w chorobie radzą sobie względnie dobrze.
Sposób pokazywania osób chorych, dobierane słowa - to wszystko powoduje, że człowiekowi, który otrzymuje diagnozę, natychmiast przed oczami staje to, co czytał i oglądał.
Pewnie trudno używać konkretów w odniesieniu do czegoś, co dotyczy psychiki. A tym bardziej w odniesieniu do emocji związanych z chorobą nowotworową.
- Warto pamiętać o tym, diagnoza choroby nowotworowej dla każdego jest szokiem. To jest sytuacja kryzysowa. Każdy z nas ma jakieś przekonania na temat tych chorób i na temat tego, jak wygląda człowiek chory na raka, jak wygląda leczenie. Nasze przekonania o chorobie wpływają na to, w jaki sposób radzimy sobie z tą sytuacją. Przekonania nabywamy poprzez doświadczenie, obserwowanie chorujących w naszym otoczeniu, a także poprzez to, co czytamy i oglądamy w mediach. Niestety, podkreślam to wszędzie, obraz pokazywany w telewizji, filmach i serialach zwyczajnie straszy. Sposób pokazywania osób chorych, dobierane słowa - to wszystko powoduje, że człowiekowi, który otrzymuje diagnozę, natychmiast przed oczami staje to, co czytał i oglądał. I jeszcze bardziej się boi.
Ta medialna narracja potęguje lęk?
- Zdecydowanie. To są wszystkie te nagłówki, w których, w kontekście chorób nowotworowych, używa się słów: "straszny", "przegrał walkę", "zjadliwość". Patrząc na obrazy z filmów i seriali, czytając nagłówki, nie dziwmy się, że człowiek otrzymujący diagnozę nie dość, że ma swoje przekonania, to przypominają mu się przerysowane sceny z filmów. Z leżeniem w łazience, wymiotami, brakiem sił. Oczywiście, znajdą się osoby, które będą doświadczały silnych skutków ubocznych, ale nie każdy pacjent tak ciężko przechodzi leczenie. Są tacy, którzy przechodzą leczenie naprawdę w niezłej formie i nawet nie widać po nich, że zmagają się z chorobą.
Jakie emocje towarzyszą pacjentom zazwyczaj na początku, po usłyszeniu diagnozy i jak się zmieniają w trakcie terapii?
- Najbardziej dojmującą emocją dla osób doświadczających choroby nowotworowej jest lęk. Jest odczuwany na każdym etapie leczenia. Czy jest to dopiero diagnostyka, moment rozpoczynania leczenia, leczenie, a także po zakończonym terapii. Jest to emocja, która, po wyjściu z choroby, w dalszym ciągu towarzyszy pacjentom.
- Kolejną emocją jest smutek, Bardzo często widzimy u pacjentów obniżenie nastroju, a także zaburzenia depresyjne. Są też pacjenci, którzy doświadczają emocji poczucia winy, zastanawiając się, czy może czegoś nie dopilnowali lub może przyczynili się do powstania choroby. Są pacjenci odczuwający złość i poczucie niesprawiedliwości, że choroba dotknęła właśnie ich. Te osoby doświadczają całego spektrum emocji, ale nie tylko tych trudnych. Na różnych etapach choroby pojawia się nadzieja, radość, miłość. Natomiast u mnie w gabinecie pojawia się wiele osób, które cierpią z powodu lęku i smutku, czy depresji.
Równie istotne jest to, że nie uczymy pacjentów myślenia pozytywnego. Ono też może być pułapką.
Jak można radzić sobie z poczuciem niesprawiedliwości lub poczuciem winy?
- Przede wszystkim potrzebujemy przyjrzeć się, co kryje się za tym poczuciem winy. Trzeba znaleźć źródło przekonania, przez które ta osoba uważa, że w jakiś sposób zawiniła. Przyglądamy się temu, weryfikujemy to myślenie i sprawdzamy, czy rzeczywiście pacjent w jakikolwiek sposób mógł zawinić. Jestem psychoterapeutą poznawczo-behawioralnym, więc na aspekt związany z przekonaniami zwracam uwagę bardzo mocno. Jeśli ktoś uważa, że chemioterapia go zabije, to będzie odczuwał ogromny lęk przed leczeniem. Wówczas próbujemy z tym pracować ustalając, skąd to przekonanie, że chemia zabije pacjenta? Czy ma jakiekolwiek dowody na poparcie tej myśli? Staramy się uelastycznić myślenie. Równie istotne jest to, że nie uczymy pacjentów myślenia pozytywnego. Ono też może być pułapką. Ważne jest uczenie pacjentów leczących się onkologicznie myślenia racjonalnego, zdrowego, optymalnego.
Dlaczego myślenie pozytywne może w tym przypadku być pułapką?
- Ponieważ przywiązujemy się wówczas do myśli, że coś ma być "na pewno". Jest część osób, które są motywowane dzięki takiemu myśleniu. Natomiast jeżeli cokolwiek stanie im na drodze do osiągnięcia tego, co jest na końcu tego pozytywnego myślenia, np. trzeba będzie przesunąć chemię ze względu na pogarszającą się morfologię, to jest wtedy dużo trudniej sobie z tą sytuacją poradzić. Właśnie przez takie bardzo pozytywne nastawienie przywiązujemy się bardzo mocno do oczekiwanego rezultatu końcowego, który może się różnić od oczekiwań. A rozczarowanie może wpłynąć negatywnie na samopoczucie pacjenta.
Jak zazwyczaj zmienia się życie pacjenta po diagnozie?
- To zależy od tego, jakie będzie zaplanowane leczenie. Są pacjenci, którzy świetnie funkcjonują w trakcie leczenia i w ich życiu jedyna zmiana polega na tym, że raz na trzy tygodnie jadą na podanie leku. Poza tym funkcjonują normalnie: pracują, realizują się w swoich grupach społecznych. Czasem jednak jest tak, że leczenie jest na tyle intensywne, że wymaga pójścia na zwolnienie lekarskie, wycofania się ze swoich ról społecznych. Wtedy jest sporo zmian w życiu, bo np. z osoby, która wszystko ogarniała w życiu, staje się kimś, kto sam potrzebuje pomocy i to jest dodatkowe obciążenie psychiczne. Albo nagle trzeba zrezygnować z pracy, bo nie ma na nią siły. Wszystko zależy od zaplanowanego leczenia oraz od tego, jak czuje się pacjent. Natomiast zachęcamy ich do tego, by starali się żyć na tyle normalnie, na ile pozwala zdrowie.
Spotyka się pani z wyparciem choroby?
- Zdarzają się pojedyncze przypadki, ale taki pacjent nie szukałby pomocy u psychoonkologa.
Nasza głowa jest sprzężona z ciałem. Jeżeli nie radzimy sobie psychicznie, to możemy odczuwać różne dolegliwości somatyczne.
Jak samo pójście na terapię może wpłynąć na proces leczenia onkologicznego?
- Stan psychiczny i to, jak postrzegamy chorobę, ma ogromny wpływ na przebieg choroby. Na przykład u kogoś, kto doświadcza zaburzeń depresyjnych, mogą nasilać się dolegliwości fizyczne. Nasza głowa jest sprzężona z ciałem. Jeżeli nie radzimy sobie psychicznie, to możemy odczuwać różne dolegliwości somatyczne. Często pacjenci z obniżonym nastrojem są bardziej skupieni na dolegliwościach. Im bardziej są na nich skupieni, tym silniej je odczuwają. Kiedy poprawia się kondycja psychiczna, może okazać się, że dolegliwości jednak nie są aż tak silne. I w drugą stronę - im silniejsze dolegliwości, tym gorszy może być stan psychiczny. Jedno z drugim jest bardzo ściśle powiązane. Czasami widzę, że pacjent, który coraz zdrowiej myśli i czuje się coraz lepiej, szybciej dochodzi do siebie i jest bardziej zaangażowany w swój proces zdrowienia. Całe szczęście, że coraz więcej mówi się o tym, jak duży wpływ na nasze ciało ma psychika. Tym bardziej, że czasem spotykamy osoby, które skarżą się na różne dolegliwości fizyczne i z medycznego punktu widzenia wydaje się, że jest dobrze, lekarz rozkłada ręce. A po wizycie u psychologa okazuje się, że jakaś konkretna dolegliwość była konsekwencją tego, co się działo w głowie.
Na czym polega terapia pacjenta onkologicznego?
- Przede wszystkim na tym, żeby wspierać zasoby, które ma pacjent. Żeby go zaktywizować, przywrócić jak najbardziej do zwykłego, codziennego funkcjonowania. Zwracamy uwagę na aspekt związany z myśleniem, z przekonaniami, które ma pacjent na temat choroby i leczenia. Z tym pracujemy, bo to jest bardzo istotne w kontekście wychodzenia z choroby. Jeżeli pacjent będzie myślał, że choroba to wyrok, że sobie nie poradzi, to siłą rzeczy będzie gorzej funkcjonował i gorzej znosił leczenie. Staramy się znaleźć taki balans, żeby pacjent wiedział, że to nie jest sytuacja bez wyjścia.
Pacjenci zgłaszają się na terapię również po zakończeniu leczenia. Jakie emocje im wówczas towarzyszą?
- Coraz częściej zgłaszają się pacjenci nawet dwa lata po zakończonym leczeniu. Przychodzą, ponieważ nie radzą sobie z lękiem przed nawrotem nowotworu.
Czy często obserwuje pani u pacjentów, że ich podejście do życia zmienia się po wyleczeniu i zmieniają je o 180 stopni?
- Wiem, że utarło się takie przekonanie, że nagle, po przebyciu takiej choroby zaczyna się doceniać życie i żyć jego pełnią. Jest to jednak stereotyp. Oczywiście, część osób dokonuje pewnego przewartościowania, bo choroba stwarza moment zatrzymania. Można podjąć decyzje z serii: "Kiedy, jak nie teraz?". Ale nie jest to absolutnie obowiązkowe. Przecież jest dużo ludzi, którym było dobrze w ich życiu przed chorobą i zwyczajnie chcą do tego wrócić, będąc oczywiście pod kontrolą lekarza. W większości przypadków nie mają potrzeby, aby coś radykalnie zmieniać. Ten stereotyp o przewartościowywaniu życia potrafi nieść za sobą złe skutki. Miałam pacjentów, którzy przychodzili i mówili: "Nie zmieniłem nic w moim życiu po chorobie. Czy to znaczy, że choroba wróci lub coś ze mną jest nie tak?". Presja wynikająca ze stereotypu o zmianie życia o 180 stopni jest ogromna. Pracujemy nad tym, że jeśli człowiek był zadowolony ze swojego życia, spełniał się, to dlaczego ma dokonywać zmian. Ta dodatkowa presja jest trudna i niepotrzebna.
Chcesz opowiedzieć nam swoją historię? Na wiadomości czekamy pod adresem: orakubezstrachu@firma.interia.pl