Tabletka na problemy

Coraz więcej Polek i Polaków trzyma w apteczce, szufladzie nocnego stolika albo torebce leki uspokajające. Sięgają po nie, gdy dopada ich stres, lęk lub bezsenność. Psychiatrzy alarmują, że to bardzo niebezpieczny trend.

Leki uspokajające szybko uzależniają
Leki uspokajające szybko uzależniają123RF/PICSEL

PANI: Czy to prawda, że Polacy szybko zbliżają się do czołówki społeczeństw najczęściej zażywających leki uspokajające?

Dr Paweł Holas: - Prawda, że ich zażywanie od kilku lat systematycznie wzrasta, ale nie tylko w Polsce, właściwie na całym świecie. Najnowsze dane mówią, że z najpopularniejszych leków uspokajających z grupy benzodwuazepin korzysta nawet kilkanaście procent populacji.

- Szczególnie niepokojący jest fakt, że Polska zajmuje czołowe miejsce w Europie, jeśli chodzi o zażywanie tych leków przez młodzież. Przyjmują je coraz młodsi ludzie - już nie tylko studenci, ale też licealiści, a nawet gimnazjaliści.

Skąd potrzeba sięgania po takie leki?

- Problem jest złożony, ale myślę, że jednym z jego źródeł jest poczucie, że my, Polacy, ciągle jesteśmy narodem na dorobku. Doświadczamy zarówno zewnętrznej, jak i wewnętrznej presji, żeby radzić sobie za wszelką cenę, pokazywać, że jesteśmy skuteczni, i osiągać sukcesy. Jednocześnie chcemy cały czas być w pełni sprawni i wydajni, nie odczuwać żadnych dolegliwości ani przykrych emocji: lęku, smutku, złości. Innymi słowy, nie ponosić kosztów szybkiego tempa życia i stresu.

- A przecież wszyscy jesteśmy narażeni na napięcia i problemy, jakie niesie życie. Możemy na nie reagować w trojaki sposób: podjąć działanie, aby rozwiązać problem, unikać go albo zająć się nie nim, ale emocjami, które w nas wywołuje, np. lękiem.

- Niestety, z tego pierwszego, najbardziej konstruktywnego sposobu radzenia sobie ze stresem, najczęściej nie korzystamy, bo wymaga wysiłku i wiąże się z dyskomfortem. Zwykle zajmujemy się unikaniem sytuacji problemowej lub uśmierzaniem lęku i bezsenności, które on wywołuje, sięgając po leki uspokajające. A przecież zdrowie psychiczne nie polega na unikaniu negatywnych stanów emocjonalnych bądź ich tłumieniu.

Zatem jak powinniśmy reagować?

- W pełni zdrowy człowiek w silnym stresie zdaje sobie sprawę z tego, że zalewająca go fala emocji - lęku czy smutku - jest silna i przykra, ale nie odczuwa przymusu jej tłumienia. Jeśli damy sobie przyzwolenie na przeżywanie różnych uczuć, a jednocześnie skonfrontujemy się z tym, co je wywołuje, to prawdopodobnie wyjdziemy z tego doświadczenia mocniejsi. Nabierzemy przekonania, że mamy wpływ na swoje życie. Jesteśmy w stanie poradzić sobie z przeciwnościami losu, które nas spotykają, i emocjami, które temu towarzyszą. Sięganie w tej sytuacji po leki uspokajające buduje w nas poczucie, że sami sobie nie radzimy.

W jakim celu zażywa je młodzież?

- Choć poczucie, że edukacja przekłada się na sukces życiowy, słabnie, to jednak wielu młodych ludzi podejmuje ogromny wysiłek, aby dostać się do najlepszego gimnazjum czy liceum, celująco zdać maturę, studiować na prestiżowej uczelni. Szybko zaczynają łączyć studia z pracą zawodową i kursami podnoszącymi kwalifikacje, bo chcą być najlepsi. Ale ten wyścig szczurów jest bardzo wyczerpujący. Gdy po drodze pojawiają się myśli: "nie daję rady", "to mnie przerasta", rodzi się pokusa, by skorzystać z leków uspokajających.

- Młodzi ludzie myślą, że gdy zredukują stres i lęk, to zlikwidują wyrastające przed nimi przeszkody. Z drugiej strony, wielu z nich nie dostaje upragnionej pracy czy miejsca na uczelni i odczuwa silny lęk przed przyszłością, rozczarowanie, ma problemy ze snem. To wszystko usposabia do szukania drogi na skróty, czyli np. sięgania po leki uspokajające.

Ale one są przecież na receptę. Ktoś je musi wypisywać...

Sięganie po leki uspokajające buduje w nas poczucie, że sami sobie w życiu nie radzimy.

- Niestety, część lekarzy przepisuje je lekką ręką. Lekarze rodzinni czy interniści często nie potrafią odmówić pacjentowi, gdy ten żali się na swoją fatalną sytuację życiową i domaga się recepty na konkretny preparat. Niekiedy nawet nie pytają, kto im go polecił i ile opakowań tego leku zużyli, a to jest istotna kwestia.

Może dlatego, że nowoczesne leki uspokajające powszechnie uważa się za bezpieczne...

- Mówimy o grupie zwanej benzodwuazepinami. Cóż, z pewnością są to leki bezpieczniejsze i lepiej tolerowane niż stosowane wcześniej barbiturany, ale to nie znaczy, że można je przyjmować zupełnie bezkarnie. Faktycznie mają silne działanie uspokajające, usypiające, rozluźniające nadmiernie napięte mięśnie.

- Działają szybko i skutecznie - zwykle po około 20 minutach przychodzi upragniony stan odprężenia, redukcji lęku i stresu. Jednak gdy zażywa się je dłużej niż kilka tygodni, pojawia się uzależnienie fizyczne. A ponieważ efekty ich działania są tak spektakularne, występuje też ryzyko uzależnienia psychicznego - chcemy je mieć pod ręką, by w razie czego sięgnąć po nie w dyskomfortowych sytuacjach.

A skutki uboczne?

- Benzodwuazepiny działają także otępiająco, czyli pogarszają funkcje poznawcze, w szczególności pamięć. Przez jakiś czas po ich zażyciu obniża się zdolność kojarzenia i zapamiętywania, czas reakcji jest spowolniony. Wprawdzie ten efekt mija po kilku, kilkunastu godzinach, ale u osób, które ich nadużywają, staje się to poważnym problemem.

Spotkałam się z opinią, że gdy wieczorem zażyje się taki specyfik, to rano spokojnie można usiąść za kierownicą. To prawda?

- Raczej nie, zwłaszcza że większość leków z tej grupy pozostaje we krwi przez wiele godzin po zażyciu. Nie wiemy też, jak organizm zareaguje na tę konkretną substancję czynną. Jedni metabolizują ją szybciej, inni zdecydowanie wolniej.

W jakich sytuacjach sięganie po specyfiki uspokajające ma sens?

- Kiedy cierpimy na bezsenność, ale przygodną, krótkotrwałą, spowodowaną nagłym stresem. Jednak w takim przypadku terapia nie powinna trwać dłużej niż dwa, a maksymalnie cztery tygodnie i należy stosować minimalne korzystnie działające dawki. Tych leków nie powinno się zażywać w bezsenności przewlekłej, np. spowodowanej depresją.

- Drugim wskazaniem są problemy lękowe. Ale w tej sytuacji leczenie polega na stosowaniu nowoczesnych leków antydepresyjnych, które nie działają od razu. Benzodwuazepiny stosujemy wtedy we wstępnej fazie terapii, do momentu kiedy zaczną działać leki przeciwdepresyjne, czyli też maksymalnie przez 3-4 tygodnie. Przyjmując je dłużej, ryzykujemy uzależnienie zarówno psychiczne, jak i fizyczne.

- Trzeba mieć świadomość, że tolerancja organizmu na leki z tej grupy szybko wzrasta i aby osiągnąć ten sam efekt wyciszenia, musimy z czasem zwiększać dawki. Niestety, w drugą stronę to nie idzie tak łatwo. Ich odstawienie lub redukcja dawki często wiążą się z nawrotem objawów, i to ze zdwojoną siłą. Dlatego pacjenci się przed tym bronią. Gdy lekarz nie chce im przepisać kolejnego opakowania, idą do innego i powtarzają sprawdzony wcześniej scenariusz. Albo kupują leki przez internet.

Otoczenie często podsuwa nam leki uspokajające, kiedy cierpimy po utracie bliskiej osoby. To dobry pomysł?

- Zwykle nie. Gdy tracimy kogoś bliskiego, intensywne uczucia, takie jak ból czy rozpacz, są rzeczą naturalną i niwelowanie ich za pomocą leków może mieć długofalowo złe konsekwencje. Przeżycie żałoby jest po prostu niezbędne, aby móc potem wrócić do równowagi. Zamiast więc podsuwać przyjaciółce leki uspokajające, lepiej po prostu mądrze towarzyszyć jej w tym procesie. Być z nią, słuchać jej i, na ile to możliwe, ją wspierać.

A gdy dopada nas silny stres, np. związany ze zbliżającą się poważną operacją albo rozprawą rozwodową, to takie leki mogą nam pomóc przetrwać trudny czas?

- Jeśli ten stres faktycznie jest bardzo silny, nie możemy normalnie funkcjonować, śpimy mało lub wcale, nie jesteśmy w stanie się skoncentrować, to wówczas ma to sens. Trzeba jednak poinformować lekarza o wszystkich lekach, jakie przyjmujemy, by uniknąć niebezpiecznych interakcji. Nie wolno także pić alkoholu. Ostrożnie muszą je stosować osoby w podeszłym wieku, bo osłabiają one koordynację ruchową. To zwiększa ryzyko złamania szyjki kości udowej i związanego z tym długotrwałego unieruchomienia, a wtedy bardziej prawdopodobne jest wystąpienie zapalenia płuc, które może skończyć się śmiercią.

Może wystarczy zażyć któryś z ziołowych preparatów bez recepty?

- To specyfiki na bazie m.in. dziurawca, kozłka lekarskiego i szyszek chmielu. Istnieją badania wskazujące na skuteczność tych ziół w łagodzeniu przykrych stanów emocjonalnych, ale mało wiemy o skuteczności konkretnych preparatów obecnych na rynku. To zależy od ich składu i dawkowania. Aż 30 proc. zażywających je osób twierdzi, że odczuwa poprawę samopoczucia. Warto jednak wcześniej przeczytać ulotkę, bo np. gdy zażywamy dziurawiec, powinniśmy chronić się przed słońcem. Pamiętajmy też, że zioła mogą zmieniać metabolizm niektórych leków, choć ogólnie wykazują mało działań niepożądanych.

Wiemy już, że leki uspokajające nie są rozwiązaniem, jeśli chodzi o toksyczny związek czy stresującą pracę. Jak w takim razie sobie pomóc, gdy nie mamy siły z tego rezygnować?

- Jeśli koniecznie chcemy wesprzeć się medykamentami, to już lepiej niech będą to leki antydepresyjne. Jest sporo dowodów na to, że mają one także działanie neuroprotekcyjne. Potrafią chronić ważne obszary mózgu przed szkodliwym wpływem sterydów nadnerczowych, czyli hormonów stresu. W sytuacji stresu przewlekłego można zastosować leki uspokajające z innych grup niż benzodwuazepiny. Może ich działanie nie jest tak spektakularne, ale są bezpieczniejsze i nie uzależniają.

- Zanim jednak sięgniemy po jakiekolwiek preparaty, gorąco zachęcam, by poradzić się psychoterapeuty lub psychiatry. Nie musimy od razu decydować się na długotrwałą psychoterapię. Czasem pomaga krótka interwencja. Gdy profesjonalista pomoże nam spojrzeć na naszą sytuację z dystansu, może okazać się, że nasze emocje są wyolbrzymione i nieadekwatne do tego, co się dzieje. Wynikają z niewłaściwego oglądu sytuacji albo unikania konfrontacji. Jeśli zmierzymy się z problemem i spróbujemy go rozwiązać, będziemy wiedzieli, że w przyszłości też sobie poradzimy. Z doświadczenia psychoterapeutycznego wiem, że bardzo pomocny w takiej sytuacji może być mindfulness, czyli trening uważności. Ta metoda polega na świadomym rozwijaniu umiejętności kierowania uwagi na to, czego doświadczamy. Uczy reagowania adekwatnie do sytuacji, pomaga skutecznie obniżać napięcie i podejmować racjonalne decyzje

Z psychiatrą i psychoterapeutą, dr. Pawłem Holasem rozmawiała Katarzyna Koper

PANI 8/2014

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas