Trudny wybór
Pół roku temu Angelina Jolie profilaktycznie usunęła piersi z powodu zagrożenia nowotworem. Zmobilizowała wiele kobiet do badań genetycznych. Co powinny zrobić te, którym też grozi rak? Prewencyjna mastektomia to konieczność czy ostateczność? Zapytaliśmy onkologów.
W połowie maja w amerykańskim dzienniku "The New York Times" ukazuje się artykuł pod tytułem My medical choice (Mój medyczny wybór). Autorka: Angelina Jolie. Gwiazda ogłasza: "Jestem nosicielką wadliwego genu BRCA1, który znacznie zwiększa ryzyko zachorowania na raka piersi i jajników. Zdecydowałam się je zminimalizować tak, jak tylko jest to możliwe. Poddałam się prewencyjnej, obustronnej mastektomii".
Wyznanie wzbudza sensację. Jeszcze tego samego dnia liczba osób, które sprawdzają w anglojęzycznej Wikipedii, czym jest mastektomia, zwiększa się trzystukrotnie. W ciągu niecałego tygodnia w polskich mediach ukazuje się niemal tysiąc materiałów poświęconych rakowi piersi (statystyki Press-Service Monitoring Mediów).
- Ucieszyłem się, że tak ważny temat pojawił się na pierwszych stronach gazet - mówi prof. Jacek Jassem, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Onkologicznego. - Z drugiej strony zrozumiałem, że większość ludzi nie ma pojęcia o tym, że takie zabiegi w ogóle są wykonywane. Dla nas, lekarzy, nie było w tym żadnej sensacji.
Granice profilatyki
Jolie nie jest przecież zwykłą pacjentką. Nic więc dziwnego, że jej decyzja skłoniła kobiety na całym świecie do działania. Na wizytę na oddziale onkologicznym w berlińskiej klinice Charite umówiło się w maju tyle kobiet, ile zwykle w ciągu kwartału. Australijska organizacja Cancer Council podała, że liczba zgłaszających się na badania w kierunku raka wzrosła dziewięciokrotnie. Podobnie działo się w Polsce.
- Zazwyczaj do naszego gabinetu genetyki dzwoniło dziennie kilka osób. Po ujawnieniu przez aktorkę decyzji o mastektomii przyjmowaliśmy kilkadziesiąt zgłoszeń od kobiet, które chciały wykonać testy genetyczne - mówi dr Aleksander Zajusz, kierownik Przychodni Przyklinicznej w gliwickim Centrum Onkologii. Efekt Angeliny. Tak nazwała to zjawisko zachodnia prasa, m.in. amerykański tygodnik "Time". I chyba należy się z niego cieszyć, bo statystyki dowodzą, że Polki nie lubią się badać (unikają zwłaszcza mammografii i cytologii). Jednak onkolodzy przypominają: mutacje w genach (BRCA1, BRCA2) dotyczą niewielkiego odsetka kobiet. Zmiany odpowiadają tylko za 10 proc. wszystkich przypadków raka piersi.
Z najnowszych badań Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego wynika, że z groźną mutacją rodzi się jedna na 400 dziewczynek, co by oznaczało, że jej nosicielkami może być ok. 50 tys. Polek. - Nie ma potrzeby, by każda kobieta badała się pod tym kątem - uważa prof. Jacek Jassem. Kto powinien? - Mutacja jest dziedziczna, w związku z tym na testy powinny zgłaszać się osoby, które mają w rodzinie co najmniej dwa przypadki raka piersi lub raka jajnika - odpowiada prof. Janusz Limon, genetyk z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. W takiej sytuacji można wykonać badanie bezpłatnie w jednej z 27 genetycznych poradni onkologicznych w kraju (bez wskazań koszt wynosi ok. 300-400 zł, badanie polega na zwykłym pobraniu krwi).
- Na podstawie m.in. historii chorób w rodzinie, liczby urodzonych dzieci i wyniku testu genetycznego można określić ryzyko zachorowania - mówi prof. Tadeusz Pieńkowski, przewodniczący Polskiego Towarzystwa do Badań nad Rakiem Piersi. W przypadku Angeliny Jolie oszacowano je aż na 87 procent. Czy profilaktyczna mastektomia to jedyna opcja? - W przypadku nosicielek mutacji genetycznej usunięcie obu zdrowych piersi, zanim dojdzie w nich do rozwoju nowotworu, jest najskuteczniejszą metodą profilaktyki. Ryzyko choroby wciąż będzie istniało, ale obniżymy je do zaledwie kilku procent - przyznaje prof. Jacek Jassem.
Mastektomię prewencyjną zaleca się także kobietom, u których wykryto nadmierny rozrost komórek przewodu mlecznego (tzw. atypową hiperplazję). Szacuje się, że aż pięciokrotnie zwiększa się wtedy ryzyko zachorowania na raka. Problem w tym, że najczęściej hiperplazja przebiega bezobjawowo (zmian nie można wyczuć podczas samokontroli piersi, nie są bolesne). Najczęściej diagnozuje się je podczas biopsji u kobiet, u których mammografia wykazała obecność podejrzanych mikrozwapnień.
- Prewencyjna mastektomia z rekonstrukcją bywa też wykonywana u kobiet, które nie mają zmutowanej wersji genu BRCA1 lub BRCA 2, ale ryzyko choroby jest u nich szacowane jako równie wysokie, bo w ich rodzinach powtarzają się przypadki raka lub same w dzieciństwie były leczone z powodu innych chorób nowotworowych - tłumaczy prof. Pieńkowski.
Osobista decyzja
Wskazania medyczne do przeprowadzenia zabiegu we wszystkich krajach są mniej więcej podobne. Ale liczba wykonanych operacji znacznie się różni. Według najnowszych danych Women’s College Research Institute w Toronto w USA co trzecia zdrowa nosicielka mutacji BRCA1 decyduje się na usunięcie piersi. Podobnie jest w Holandii. W Polsce oficjalnych statystyk brak. Dlaczego?
- Bo w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia nie można obecnie wykonać profilaktycznej obustronnej mastektomii z rekonstrukcją piersi - mówi dr Sławomir Mazur, chirurg-onkolog z Centrum Onkologii w Warszawie, gdzie jeszcze kilkanaście lat temu przeprowadzane były podobne operacje. Eksperci uważają ten fakt za poważne niedociągnięcie ze strony Ministerstwa Zdrowia. - Chętnych pacjentek nie brakuje, ale nie wszystkie stać, by wykonać operację na własny koszt - mówi dr Sławomir Mazur.
10 procent chorych na raka piersi ma wadliwy gen BRCA
Zabieg można oczywiście przeprowadzić w prywatnych klinikach. Koszt? Ponad dwadzieścia tysięcy złotych. Jak podkreśla prof. Tadeusz Pieńkowski, lekarze zawsze informują pacjentki z grup wysokiego ryzyka, gdy są wskazania do decyzja należy do kobiety. - Należy dołożyć wszelkich starań, żeby pacjentka w pełni zdawała sobie sprawę z konsekwencji wykonania takiej operacji. Profilaktyczna mastektomia oznacza wszystko albo nic: należy usunąć całość gruczołu, bo nawet z małego fragmentu może rozwinąć się nowotwór - wyjaśnia onkolog.
Najważniejsze: Badać się
Jest oczywiście mniej radykalne wyjście. Stosuje je w tej chwili większość kobiet, które dowiedziały się, że są nosicielkami zmutowanych genów. - Takie pacjentki częściej niż inne kobiety muszą poddawać się badaniom profilaktycznym - mówi prof. Jacek Jassem. W Polsce dostęp do nich ułatwia prowadzony od 2006 roku specjalny państwowy program dla osób z dziedzicznym ryzykiem zachorowania na raka (korzysta z niego już 39 tys. kobiet). Po 25.-30. roku życia mogą one raz w roku bezpłatnie wykonać badanie mammograficzne i usg., a co sześć miesięcy przysługuje im rezonans magnetyczny piersi (badanie jest w tym przypadku szczególnie wskazane, gdyż komórki nowotworowe u kobiet z mutacją genetyczną bywają niewidoczne w prześwietleniu promieniami rtg. podczas mammografii). Zdaniem ekspertów to powinno wystarczyć, by wykryć groźne zmiany w piersiach na bardzo wczesnym etapie.
- Najważniejsze, żeby kobiety obciążone możliwością zachorowania miały wybór. Ale też świadomość, że rak piersi nie jest już dzisiaj równoznaczny z wysokim ryzykiem zagrożenia życia - przekonuje prof. Jacek Jassem. Szacuje się, że w przypadku Polek jest ono średnio czterokrotnie mniejsze niż u Amerykanek, Angielek czy Szwedek. Dlaczego? Wiele zależy od czynników środowiskowych.
- W krajach wysoko rozwiniętych kobiety rzadziej i później rodzą dzieci, częściej mają nadwagę, piją więcej alkoholu, wiele z nich stosuje hormonalną terapię zastępczą. A to są czynniki, które zwiększają ryzyko zachorowania na raka piersi nie tylko wśród nosicielek mutacji genów BRCA1 lub BRCA2 - tłumaczy prof. Tadeusz Pieńkowski.
Dlatego onkolodzy przypominają: dla większości z nas wciąż najlepszą profilaktyką jest zdrowy tryb życia, comiesięczne samobadanie piersi, a po 50. roku życia regularnie (czyli co dwa lata) wykonywana mammografia. Tylko wcześnie wykryty rak jest uleczalny. Szacuje się, że w przypadku większości kobiet, u których nowotwór został zdiagnozowany w początkowym stadium, terapia kończy się sukcesem, a mastektomia wcale nie jest konieczna.
Izabela Filc-Redlińska
TWÓJ STYL 10/2013