Wersje kieszonkowe. Jak kurczymy się po śmierci
W którymś momencie musieli stać się alchemikami. Skurczyć osoby, upłynnić. Tomek wplótł Krysię pomiędzy włókna szalika. Sabina podryguje na lusterku wstecznym w aucie Moniki. Jania mieści się w dłoni Kasi. Zmiana formy następuje po śmierci. Właśnie tak można ją oswoić. Wtedy cała miłość, która przestała mieć ujście, znowu swobodnie przepływa.

Spis treści:
- ***
- Krysia
- Jania
- Sabina
- Porządkowanie śmierci
***
Gromadzone latami muszą zmienić klasyfikację. Z użytkowych na eksponaty. Ze zwykłych na pamiątki. Przedmioty, które były częścią codzienności, poddane naszym rządom, potrafią stawiać zaskakujący opór. Po odejściu ich właściciela robią się ciężkie. Obarczone decyzjami. Jest ich nieznośnie dużo, wypełniają przestrzenie tych, którzy już i tak muszą mierzyć się nawet z oddychaniem. Tych, co zostają z pytaniami: gdzie to wszystko upchnąć? W co? Książki w kartony, ubrania w torby. Emocje w przedmioty. Sączą się jak smuga dymu, czopują pod skórą. Znajdują swoje miejsce pod ręką. Zawsze blisko. Dyndają na lusterku samochodu. Opatulają szyję. Zdobią palec. Rzeczy.
Krysia

- Teraz? Dobrze. Chwileczkę, załatwię transport i będziemy - niski głos od kilku dni łamał się w najmniej oczekiwanych momentach. Udało się załatwić koncentrator tlenu, specjalistyczne łóżko. Tomek miał tylko chwilę, by spłacić dług opieki. Im więcej czasu mijało od diagnozy, tym Krysi mniej się to chyba podobało. To zamieszanie. Zanim jej pokój wypełniły medyczne sprzęty, usiadła w swoim ulubionym fotelu. Tlen nie był już potrzebny. Zostawiła po sobie: Kazika, dorosłe dzieci i cały świat ściśnięty w mieszkaniu na trzecim piętrze.
Tomek przeglądał szafy razem z siostrą, pamiętał każdą z kreacji Krysi. Miał swoje ulubione. Oprócz sortowania wszystkiego, co zostawiła, oplatał jak bluszcz Kazika. Trzymał go w jednym kawałku. Do swojego mieszkania zabrał brązowy szalik, który lubiła. I jej zdjęcie. Ustawione nieprzypadkowo, w pobliżu miejsca, gdzie myśli kłębią się najgęściej. Umiejscowienie szalika w chłodne dni też jest nieprzypadkowe. Symboliczne, mocno skondensowane uczuciowo z ciałem. Często pyta zatrzymanego w czasie uśmiechu w ramce, co robić. - Pojawia się rozwiązanie. Pomysł. Zawsze jej dziękuję - Tomek lubi w rozmowie nawiązać do "Krychy". Pilnuje, żeby utrzymywała się na powierzchni, nie utonęła w archiwach wspomnień. Synek.
- Dobrze kierować się znaczeniem, nie ilością - psycholog Anna Frołowicz przestrzega przed żałobnym paraliżem decyzyjnym. W przytłoczeniu, bezczynnym żalu, łatwo wpaść w pułapkę. Zachowując niemal wszystko po utraconym bliskim, można zbudować mur nie do przebicia. Barykadę z przedmiotów. Może to było ważne, może lepiej nie wyrzucać, może jeszcze wróci. Rozkręcona spirala żalu może wciągnąć w absurd.
Jej matka nie potrafiła uziemić w sobie decyzji o pozbyciu się ulubionego lustra babci. Rozwiązanie podsunęła Anna. Szklarz zadbał, by cząstka odbicia była zawsze obok. Mieści się w torebce.
Jania

W za dużej białej ramce czarno-białe zdjęcie z falistymi brzegami. Na nim dom - kostka z cegły wygląda surowo, trudno określić, czy to budowa, czy rozbiórka. To tam mieszkała Jania. Obecna do końca była tylko ciałem. Wspomnienia i tożsamość alzheimer wyszarpywał latami. Cały rok 2017 Kasia spędziła z nią w tej kostce. Rzeczy, które służyły Jani, były przekładane, czyszczone, używane przez Kasię. Stały się też jej rzeczami. Kasia nie mówi o opiece, karmieniu, myciu. Pokazuje zdjęcia. Opisuje przedmioty. - Komoda - barek na wysoki połysk. Jasny brąz. Modernizm, lata 70. Okrągły stół. Portret Matki Boskiej 3D, złoty. Na tamte lata wypas - zasłania się przedmiotami. To cząstki Jani w mieszkaniu Kasi. Ale najważniejsze oplata jej palec. Złoty sygnet z rubinem. Gdy tuż przed odejściem Jani zaginął, razem z nim Kasia na chwilę straciła korzenie. Powie, że przepadła jej tożsamość rodowa.
Jania zniknęła, rzeczy zostały. Siłę i rozsądek, by przez nie przebrnąć, rozdać potrzebującym, wyczyścić dom z lat kolekcjonowania, miał ojciec Kasi. Ona nie była w stanie.
Psycholog Anna Frołowicz określa takie przeciążenie emocjami w żałobie i zbyt silne przywiązanie do przedmiotów jako "utknięcie". To częstsze niż się wydaje. Całe domy lub pojedyncze pokoje pozostają w zamrożeniu na długie miesiące. Lata. Jakby czekały, aż wróci przeszłość. Życie, którego już nie ma. Aby hamulec puścił, radzi, by przejął to ktoś bliski. Albo zgłoszenie się o pomoc w segregacji emocji do gabinetu specjalisty. Powoli, za rękę. Etap za etapem. Gdy uporządkuje się czucie, pakowanie przedmiotów w kartony przyjdzie naturalnie. Jak otwarcie szlabanu do ulgi.

Ojciec otworzył dom Jani, chętni wynosili rzeczy. W toaletce jeden z przybyszów znalazł rubinowy skarb. Od tej chwili nie schodzi z palca Kasi. Wróciła przynależność. I trochę babcia Jania.
Sabina

Sabina odchodziła niespiesznie. Rozłożyła swój brak na raty i miejsca. Część pożegnania nastąpiła w szpitalu, reszta w domu. Monika wiedziała, że to koniec, było jak w filmie: dużo trzymania za rękę, cisza. Sabina odzyskiwała świadomość na krótkie chwile. W zaciśniętej mocno dłoni czuć było jeszcze życie. Od dwóch lat zamiast ciepłej ręki, Monika ściska drewniane kuleczki połączone metalowymi drucikami. Różaniec dostała od Sabiny w prezencie. Wtłoczyła w niego wspomnienia, zapach podpłomyków i babcinego rosołu. Tańczy, zawieszony na samochodowym lusterku. Przy różańcu wraca myślami do wspólnych modlitw. - Tak się od babci nauczyłam wdzięczności - Monikę przez dorosłość prowadzi pewność, że Sabina czuwa.
Mama Moniki wzięła na siebie segregację wszystkiego, co po Sabinie zostało. Kluczyła między meblami, ubraniami, szalami z lisów. W swoim domu ustawiła sabinkowy fotel, powiesiła ślubny obraz rodziców. Nosi na palcu ulubiony pierścionek Sabiny.
Porządkowanie śmierci
Ostateczne porządki niewiele mają wspólnego z cosobotnim umyciem podłóg i starciem kurzu. Są bardziej jak sezonowe odgruzowywanie szafy, ale w stalowym gorsecie, ciasno ściskającym wnętrzności. Anna Frołowicz wymienia dominujące emocje. - Tęsknota, smutek, poczucie winy, ulga i złość - te ostatnie utajone. Wstydliwe. A według psycholożki potrzebne i naturalne. Bez nich staniemy w miejscu. Nie zdejmiemy przygniatającego do ziemi pancerza. Nie zrobimy miejsca na nowe, na resztę życia.
Uwierający lęk, że zostaną po nas buty i głuchy telefon można oswoić. Ale trzeba to zrobić, żyjąc. Szwedzkie domy potrafią być pełne kartonów gotowych do utylizacji i oddania. Rzeczy są posegregowane i lakonicznie podpisane. Naklejki z odręcznym pismem "oddać potrzebującym", nie pasują do wnętrza, które żyje. To döstädning - porządkowanie śmierci. Matka chrzestna tej sztuki, Marghareta Magnusson zachęca do znalezienia czasu w życiu na ewentualne umieranie. Ukształtowania wspomnień. Uplastycznienia masy spadkowej. Bo czy tego chcemy, czy nie, zostaną po nas rzeczy. Przedmioty. Te same, które teraz nasiąkają zapachem na półce. W które zaplątane są paprochy ważnych wydarzeń. Ładunki emocjonalne. Ktoś kiedyś w jednym z nich spróbuje upchnąć śmiech, gest, zapach. Ktoś zamknie wydruk naszej twarzy za szklanym okienkiem ramki. Staniemy się wersjami kieszonkowymi.
***












