Kilka godzin i się zakochasz. Jedyne takie miasto w Europie

Interesujesz się antykiem? Jedź do Płowdiw. Podoba ci się secesja? Jedź do Płowdiw. Fascynuje cię powojenny modernizm? Jedź do Płowdiw. A może po prostu udręczyła cię długa zima i teraz chcesz tylko wypić kawę w słońcu, pobuszować na targu staroci i popatrzeć na leniwe koty? Tak, w tym wypadku też należałoby pojechać do Płowdiw. Właściwie każdy powód jest dobry, by odwiedzić to położone dwie godziny drogi od Sofii jedno z najstarszych miast Europy. Ruszajmy więc.

Ruiny teatru antycznego w Płowdiw
Ruiny teatru antycznego w Płowdiw123RF/PICSEL

- Kto idzie na sam dół, niech uważa. Ślisko.

- Spokojnie. Schodzić raczej nie będziemy.

- A ja się przejdę.

Stopnie tak wyślizgane, że aż obłe. Wysokie, przy każdym kroku kolano podjeżdża niemal pod brodę. Kruszące się, czasem tak bardzo że nie da się iść prosto, trzeba odejść w bok, do kolejnego sektora i tam kontynuować schodzenie.

Powoli, stopień za stopniem, patrząc pod nogi. Ostatni poziom, można podnieść głowę.

- Hej, hej, powiedz coś - wołają do mnie z góry.

- Hej, hej, raz, dwa, raz, dwa! Słyszycie mnie?  - odpowiadam i uśmiecham się do swojego-obcego głosu. Ten, który wydostaje się ze mnie jest cichy, ten który wraca  - potężny. Niesie się falą, przez scenę, orchestrę, pierwszy rząd kamiennej widowni, drugi, i kolejne, coraz wyżej, aż dociera do kolumnady przy której w słońcu rozsiadłą się reszta wycieczki. A potem opada znowu ku scenie, ku resztkom kolumn, zwaliskom kamieni, na których grzeją się koty i wraca do mnie.

Uśmiecham się do dźwięku, ale też do myśli, że pewnie tak samo swoich głosów słuchali ci, którzy byli tutaj dwa tysiące lat temu. W pierwszym wieku po Chrystusie stawali na scenie amfiteatru w Płowdiw (bułg. Плoвдив), jednym z najstarszych miast Europy, starszym niż Rzym, niż Ateny, niż Chania, niż Argos. Mieście,  które nie wiedzieć czemu, zwykle umyka uwadze turystów, przegrywając z bardziej oczywistymi kandydatami na słoneczny city-break.  Spędźmy więc w nim kilka godzin.

Raz, dwa, trzy i hop w przeszłość

Ruiny amfiteatru w Płowdiwie
Ruiny amfiteatru w PłowdiwieArchiwum autora

Szukam jednego zdania, którym można by je opisać. "Lekcja historii". "Wehikuł czasu". "Miejsce, które oddycha przeszłością". Wszystko wytarte, kiczowate, Płowdiw zasługuje na coś lepszego.

Tuż obok amfiteatru - dzieci ze szkoły muzycznej. Chyba po egzaminie albo występie, ubrane w ludowe stroje, pozują z kwiatami w dłoniach. Niech więc będzie szkolne skojarzenie. Powiedzmy, że zwiedzanie Płowdiwu jest jak gra w klasy: co skok, co krok, to inna opowieść. To samo miasto, ale inny czas.

Pierwszy skok jest daleki, przenosi w przeszłość bardziej odległą niż powstanie Rzymu, niż świątynie Partenonu, niż pałace w Knossos, niż sarkofag z Byblos, tak odległą jak Troja, Damaszek, Aleppo. "Pierwsze ślady osadnictwa pochodzą sprzed 8 tysięcy lat" - czytamy na stronie Visit Bulgaria.

Pierwsi mieszkańcy miasta, których znamy z nazwy to Trakowie - waleczny lud (jeśli wierzyć opisom Ksenofanesa) o "rudych włosach i niebieskich oczach". To oni zbudowali i ufortyfikowali miasto na trzech wzgórzach, nadając mu nazwę "Evmolpia", od imienia jednego ze swoich bohaterów.

Po nich przyszli Grecy. Skok w czasie, bliżej naszej ery. 342 rok przed Chrystusem, Filip Macedoński podbija miasto. To już nie Evmolpia, to Philippopolis, miasto które rośnie, służy za bazę do dalszych podbojów, aż samo zostaje zwyciężone.

Jeszcze jeden skok więc. Pierwszy wiek p.n.e., za Klaudiusza miasto staje się częścią Cesarstwa Rzymskiego. Po raz kolejny zmienia nazwę, teraz to Trimontsium, miasto na trzech wzgórzach. Rośnie, pięknieje, wzbogaca się o amfiteatr, stadion, łaźnie. Cesarstwo upada.

Kolejny duży skok, w średniowiecze. Do miasta napływają słowiańskie plemiona, mieszają się ludzie, mieszają mowy. Nowi mieszkańcy, słowo Philippopolis wymawiają jak "Pulpudeva", krócej Puldin, Plavdiv. Płowdiw.

Płowdiw to miasto położone na sześciu wzgórzach
Płowdiw to miasto położone na sześciu wzgórzach123RF/PICSEL

Dziś Płowdiw jest miastem nie na trzech wzgórzach, a na sześciu (niegdyś położony był na siedmiu - jedno ze wzniesień zostało zniszczone w XX wieku. "Rozebrano" je, wykorzystując kamienie i ziemię jako materiały budowalne). Miasto nigdy nie zostało dotknięte nieszczęściem w rodzaju trzęsienia ziemi czy bombardowania, które w znaczący sposób naruszyło by jego tkankę. Pozostałości wszystkich epok, kultur, władz i języków, wciąż obecne są w jego przestrzeni. Tworzą mieszankę, kontrastową i harmonijną jednocześnie, której próżno szukać w jakimkolwiek innym miejscu w Europie.

Trzy starożytne przystanki

Witają cię bloki - wysokie, gęste osiedla, takie same jak na przedmieściach wielu bułgarskich miast. Bliźniaczo podobne do polskich, może trochę bardziej zniszczone, z trochę większą dawką przeróbek i amatorskich upiększeń. Jeśli jedziesz z północy, od starego miasta oddziela je rzeka - Marica, jeśli twoja trasa biegnie bulwarem Cara Borysa III, rzekę pokonasz Mostem Targowym, którego początek i koniec znaczą monumentalne, socmodernistyczne figury.

Most jest jak łącznik między nowym i starym. Tuż za nim, kilka minut drogi zaledwie, w obniżeniu terenu - pozostałości rzymskiego forum. Pierwotnie składające się na niego obiekty zajmowały powierzchnię 20 hektarów. W czasie wykopalisk archeologicznych odsłonięto tylko 11 z nich, ale widok i tak jest imponujący. Między rzadkimi kępkami trawy, tuż obok surowych, XX wiecznych gmachów, pozostałości murów, obrysy zabudowań, fragmenty nadproży, resztki schodów, pozostałości kolumn. Wszystko to ruiny, drobne ślady zaledwie, ale i tak dość wyraźne, by móc wyobrazić sobie, jak przed dwoma tysiącami lat wyglądało to miejsce.

Pozostałości stadionu w Płowdiwie
Pozostałości stadionu w PłowdiwieHenryk Przondziono Agencja FORUM

Forum to tylko jeden z przystanków na archeologicznym szlaku w Płowdiwie. Gdyby obejrzawszy je, ruszyć w górę wąskimi uliczkami, dotrze się do wspomnianych ruin amfiteatru. Gdyby zaś pójść w kierunku przeciwnym, zapuścić się między zabudowania centralnej części miasta, zanurkować między eleganckimi sklepami (Płowdiw ma opinię bardzo eleganckiego ośrodka. Ponoć tutejsze kobiety ubierają się najlepiej w Bułgarii, a zagęszczenie salonów fryzjerskich i gabinetów kosmetycznych jest szczególnie wysokie), po kilku minutach można stanąć na placu przed meczetem Dżumaja ( Джумая джамия ), tuż obok częściowo odsłoniętych pozostałości stadionu z II wieku. Skala? Imponująca. 240 metrów długości, 50 szerokości, 14 rzędów kamiennych siedzeń, mogących pomieścić 30 tysięcy widzów. Ci najważniejsi zasiadali na oznaczonych inskrypcjami miejscach honorowych, wszyscy podziwiali jednak te same widowiska: walki pięściarzy, zapasy, biegi, pięciobój, wyścigi konne.

Dziś również jest co podziwiać. Na kamiennych stopniach wciąż można usiąść, porozmawiać, poczytać książkę, albo obejrzeć plenerowy seans filmu, opowiadającego o historii miasta. Kolejne połączenie starego i nowego.

Okna bogaczy

Warto podnieść wzrok i obejrzeć dekorację domów
Warto podnieść wzrok i obejrzeć dekorację domówarchiwum prywatne

Na przejście między antycznymi obiektami warto dać sobie czas, iść powoli, zamiast patrzeć pod nogi, zadzierać głowę. Bo nad linią wzroku ciągną się reprezentacyjne kondygnacje, wznoszonych w XVIII i XIX wieku budynków, dom za domem, kolor za kolorem. Jest tu blady błękit, ziemista ochra, słoneczna żółć, głęboka czerń, gołębia szarość, a na ich intensywnych plamach wiją się delikatne ornamenty w białym i złotym kolorze. Intensywna kolorystyka, tak samo jak obszerne, zielone dziedzińce to ślady tureckich wpływów. Wykorzystanie drewna i lokalnego kamienia, a przede wszystkim bogate dekoracje, nierzadko układające się w symboliczne sceny, to już elementy zaczerpnięte z lokalnej tradycji. Połączenie tych dwóch estetyk, orientalnej i rodzimej, składa się na styl tzw. bułgarskiego odrodzenia narodowego - wizualny język, który starał się oddawać narodową tożsamość. Przewodnicy twierdzą, że Płowdiw jest jego żywym muzeum.

Spacer po Płowdiwie to zastrzyk koloru
Spacer po Płowdiwie to zastrzyk koloruArchiwum autora

Spacerując po owej "ekspozycji" można zachwycić się nie tylko mnogością kolorów, ale i kształtów. Domy, budowane na niewielkich działkach, żeby zapewnić mieszkańcom dostatek przestrzeni rosły w górę. Rosły też wszerz - na wąskiej podstawie parteru stawiano nieco szerszą bryłę pierwszego piętra, a na niej drugą kondygnację, o jeszcze większych gabarytach. Dziwaczny, schodkowy układ, upodabniający całą budowlę do bajkowego domu na kurzej stopce.

W XVIII i XIX wieku rozkwitała narodowa sztuka, rozkwitała i gospodarka. Wznoszone przez kupców domy miały stanowić dowód na to, że ich właścicielom się powiodło. Najbardziej pożądanym wyznacznikiem majętności był jednak nie rozmiar budynku, nie jego forma, nie liczba zdobień, ale okna. Każdy, kto wznosił dom, chciał, by przeszklonych otworów było u niego więcej niż u sąsiada. Choć tego rodzaju próżność trudno uznać za godną pochwały, miała ona pozytywny wpływ na estetykę. Płowdiwskie domy, mimo swoich gabarytów i dekoracyjności  dzięki wysokim oknom o fantazyjnych kształtach sprawiają wrażenie lekkich, otwartych na przestrzeń.

Okna miały też swoją, nazwijmy to, "towarzyską" funkcję. Przy taflach szkła zwykle siadały kobiety - wpuszczające naturalne światło otwory, stanowiły doskonałe miejsce do szycia, haftowania i innych prac domowych. Choć niektórzy twierdzą, że nie o codzienne obowiązki, a o możliwość obserwacji ulicy i przechodniów tu chodziło. Nic nie umykało uważnym oczom mieszkanek Płowdiwu.

Wiele zabytkowych domów dziś pełni funkcję muzeów
Wiele zabytkowych domów dziś pełni funkcję muzeówarchiwum prywatne

Jak duże rozmiary mogły osiągać te rezydencje? Za przykład niech posłuży dom kupca (Kуюмджиоглу), dziś siedziba Muzeum Etnograficznego), który za niebiesko-złotą fasadą skrywa 570 metrów kwadratowych powierzchni, 12 pokoi o rzeźbionych w drewnie dekoracjach, a przez jego 130 okien można było spoglądać na ogród z marmurową fontanną. Takich budynków mieszkalnych, zamienionych na muzea i instytucje kultury jest w Plovdiv wiele np. dom Lamartina ( Ламартинова), Bałabanowa (Балабанова), Nedkowicza (Недкович). Warto odwiedzić chociaż jeden, by przekonać się jakie bogactwo można wykreować za pomocą farby i drewna.

Słońce nad Aloszą

Sklepik ze starociami w Płowdiw
Sklepik ze starociami w Płowdiwarchiwum prywatne

Między dekoracyjnymi domami trafi się czasem uchylona brama. Warto zajrzeć i za nią, bo z dużym prawdopodobieństwem natkniemy się w niej na stragan ze starociami. A właściwie nie stragan, tylko plenerowy sklep, szczelnie wypełnione stołami, regałami, kredensami, stojakami, na których wyeksponowano mieszkankę cennego i bezwartościowego. Znaleźć tam można charakterystyczną, brązową bułgarską ceramikę, kryształowe kieliszki, szklane karafki, porcelanowe talerzyki, gliniane kubki, blaszane puszki na cukierki, emaliowane turystyczne odznaki, popsute lampki, skórzane paski, wełniane chusty, koronkowe serwetki, drewniane zabawki, wytarte tablice ostrzegawcze.

Ceny? Takie, jakie jest gotów zaoferować klient, czasem trafi się coś za kilka, czasem za przeszło sto lewa. Jednak oglądać można za darmo i do woli. Warto, bo spacer po takim zagraconym labiryncie ma w sobie posmak poszukiwania skarbów. Sprzedawcy, właściciele tych śmieciowych królestw, będą popatrywać z ukosa, ale nigdy nie popędzą, nie spytają czy kupujesz, czy tylko oglądasz. Czasem tylko napomkną, żeby uważać. Bo stare, bo kruche, bo tutaj, bardziej niż w jakimkolwiek innym mieście "z przeszłości" znaczy "warte ocalenia".

W wielu miejscach można kupić ręcznie wykonane pamiątki i starocie
W wielu miejscach można kupić ręcznie wykonane pamiątki i starocieArchiwum autora

Jeśli ulegniesz zakupowemu impulsowi, siatka, zwykła zrywka z owiniętym w gazetę skarbem, będzie obijać ci się o nogi, podczas ostatniego etapu płowdiwskiego spaceru. Szelest, krok, szelest, krok, aż na samą górę. Płowdiw to miasto zbudowane na sześciu wzgórzach, żal byłoby się nie wspiąć na chociaż jedno. Na przykład na Nebet Tepe (Небет Тепе), na szczycie którego archeolodzy odkryli pozostałości siedzib z około 3500 lat p.n.e., resztki trackiego osiedla i ruiny murów obronnych z czasów rzymskich. Albo Dzhendem Tepe, zwanego też z angielska "Youth Hill", wzgórzem młodości (Младежки хълм), najwyższe spośród wszystkich.  Dziś zalesione, ale kiedyś na jego szczycie stała świątynia Apolla, później chrześcijańska bazylika. Ponoć w XIX wieku rolnicy narzekali, że nie mogą orać pól, bo co i rusz natrafiają na marmurowe płyty, fragmenty kolumn, gruz dawnych budynków.

"Alosza" na szczycie wzgórza
"Alosza" na szczycie wzgórza123RF/PICSEL

Albo Bunardjik (Бунарджикa). Tak Bunardjik może okazać się najodpowiedniejszym  wyborem. Na zboczu wzniesienia poprowadzono szerokie, granitowe schody. U ich stóp - plac z fontanną, na szczycie - figura żołnierza Armii Czerwonej. Pomnik ku czci sowieckich żołnierzy, poległych w II wojnie światowej. Podobny do tych, które wznoszono we wszystkich krajach bloku - monumentalny, pozbawiony indywidualnych cech, przytłaczający. Po upadku komunistycznego reżimu nowe władze kilkukrotnie zapowiadały jego usunięcie. Jednak figura tak silnie wrosła w krajobraz miasta, że mieszkańcy podnieśli wobec tych planów zdecydowany sprzeciw. Bywało, że entuzjaści figury, w obawie przed zniszczeniem statuy, pilnowali jej dzień i noc, pełniąc warty na szczycie wzgórza.

I tak od 70 lat żołnierz, przez tutejszych zwany Aloszą, spogląda w przestrzeń, a widoku można mu pozazdrościć: najbliżej miasto, sąsiednie wzgórza, dalej dolina, w której Bułgarzy od wieków uprawiają swoje słynne róże, wreszcie, na horyzoncie, szczyty Rodopów. Nic dziwnego, że mieszkańcy Płowdiw lubią przychodzić "pod Aloszę". Wiosną, gdy tylko zrobi się ciepło przynoszą napoje, przekąski i patrzą, jak słońce wędruje nad miastem, które ludzie zamieszkują nieprzerwanie od ośmiu tysięcy lat.

Co jeszcze warto wiedzieć, jadąc do Płowdiw?

I na tym można by zakończyć kilkugodzinna wizytę w Płowdiwie. Można, chociaż prawdopodobnie wyjedzie się wtedy z niedosytem, bo na spokojne odwiedzenie i obejrzenie wszystkich atrakcji miasta potrzeba przynajmniej przedłużonego weekendu. Do powyższej listy miejsc można dorzucić jeszcze kilka. Choćby świątynie: cerkiew świętych Konstantyna i Heleny (Константин и Елена), cerkiew św. Mariny (Марина), śpiewające fontanny w ogrodach cara Symeona (Цар Симеонова градина) czy artystyczną dzielnicę Kapana, przejętą we władanie przez artystów, niezależnych kuratorów i  handlarzy sztuką. Do odwiedzenia tej ostatniej może zachęcić fakt, że w 2019 roku Płowdiw został Europejską Stolicą Kultury.

To też jedno z tych miast, w których po prostu dobrze się przebywa. Położenie na szerokości geograficznej zbliżonej do Rzymu i Barcelony sprawia, że nawet w zimowych miesiącach jest tu ciepło. Kolorowe, bogato dekorowane domy i antyczne ruiny nadają Płowdiwowi śródziemnomorski klimat, jednak o oryginalnym, wynikającym z orientalnego i prawosławnego dziedzictwa zabarwieniu. Fakt, że miasto nigdy nie zostało dotknięte klęską,  w znaczącym stopniu naruszającą jego tkankę, sprawia, że sąsiadują tu ze sobą style, zwykle niewystępujące w tych samych przestrzeniach. Widok antycznych kolumn na tle socmodernistycznego gmachu poczty to połączenie, które naprawdę zasługuje na miano wyjątkowego.

Rzymskie ruiny, a w tle XX wieczny budynek poczty
Rzymskie ruiny, a w tle XX wieczny budynek pocztyHenryk Przondziono Agencja FORUM

Wydaje się również, że miasto nie cieszy się popularnością, aż tak dużą, by dotknęła je bolączka gentryfikacji i overtourismu. Wizyta w Płowdiwie to wizyta w mieście, które żyje, którego centrum wciąż pełni głównie funkcje przede wszystkim mieszkalne, a ulice to nie tylko miejsca przemieszczania się, ale i spotkań. Kawiarniane ogródki, plenerowe galerie sztuki, stragany oferujące starocie, książki, lokalne wyroby, pamiątki, dewocjonalia, wylegujące się na murkach koty - obok śladów wielkiej historii to właśnie te drobiazgi składają się na atmosferę i tożsamość Płowdiwu.

Jeśli chodzi o kwestie praktyczne, dla turystów z Polski miasto jest tak cenowo, jak i logistycznie przystępne. Ceny są zbliżone lub niższe od tych nad Wisłą. Nocleg dla dwóch osób to koszt około 300 złotych za noc, za główne danie w restauracji trzeba zapłacić około 50 zł, za filiżankę kawy około pięciu. Podróż zaś jest dość długa, ale niezbyt skomplikowana. Z Sofii (do której można dolecieć bezpośrednio z Warszawy i Wrocławia) do Płowdiwu dostaniemy się wynajętym samochodem (ok. 2 godzin podróży), autobusem lub pociągiem (2,5 godziny drogi).

Katarzyna Glinka. "Mnie też zabrakło sił". O kryzysie i pracy nad sobąINTERIA.PL