Strategie przetrwania. Olga Tokarczuk opowiada w Krakowie o swojej nowej powieści
„Zaczęłam się zastanawiać nad źródłami mizoginii i ku własnemu przerażeniu odkryłam, że ona istnieje od zawsze, a antropolodzy nie potrafią odpowiedzieć na pytanie, dlaczego mężczyźni uważają kobiety za gorsze. „Empuzjon” w pewnym sensie jest zaproszeniem do refleksji nad tym problemem”. O różnorodności, współczesnym panoptikonie i dialogu z tradycją, podczas spotkania z czytelnikami w Krakowie mówiła Olga Tokarczuk. Okazją do dyskusji była premiera książki „Empuzjon”, pierwszej powieści pisarki, wydanej po otrzymaniu literackiej Nagrody Nobla.
Część mediów, krytyków literackich i czytelników, lubi używać sformułowania "pierwsza książka po Noblu". Książka taka miałaby być dziełem szczególnym, czymś na kształt ponownego debiutu, który w czytelnikach wywołuje wysokie i niecierpliwe oczekiwania, w twórcy zaś obawę, że tym oczekiwaniom nie sprosta. Dopóki książki nie ma, skrupulatnie wylicza się, ile to już lat minęło od wręczenia nagrody (za przykład zwykło się podawać przypadek Wisławy Szymborskiej, która na pierwszy tom poetycki po Noblu kazała czekać czytelnikom 6 lat), a gdy już się pojawi, jej treść i formę analizuje się wyjątkowo uważnie.
Olga Tokarczuk, choć niewątpliwie owych mechanizmów świadoma, wydaje się nie przywiązywać do nich większej wagi. Krótko przed premierą swojej pierwszej, napisanej po otrzymaniu Nagrody Nobla książki, na postawione przez Tomasza Lisa na łamach "Newsweeka" pytanie, czy "bała się usiąść do pisania tej powieści", odpowiedziała: Po Noblu, czy przed Noblem pisanie to mój zawód, nie umiem robić nic innego. Przetwarzam wszystko, czego doświadczam, w literaturę.
Nie było więc strachu, nie było też przerwy. Pisarka pomysł na nową powieść nosiła w sobie już wyjeżdżając ze Sztokholmu po noblowskiej ceremonii. - Zaznaczyła wtedy, że będzie ona różniła się od jej wcześniejszych tytułów, że będzie prawdopodobnie zaskoczeniem dla czytelników i dla krytyki - mówiła podczas wczorajszego spotkania Anna Zaremba-Michalska, prezeska Wydawnictwa Literackiego, którego nakładem ukazują się książki Olgi Tokarczuk.
Prace nad powieścią zbiegły się z dwoma tragicznymi wydarzeniami o globalnym znaczeniu: pandemią koronawirusa i wojną w Ukrainie. - Olga sama niedawno mówiła, jak dramatycznie przeżywa ten koszmar. Zaczęły się więc w wydawnictwie wahania i dyskusje, czy to jest odpowiednia pora na wydanie tej książki - opowiadała Anna Zaremba-Michalska. - Po wielu naradach, ustaliliśmy jednak z autorką, że książkę należy wydać, bo tak cierpliwie czekali na nią czytelnicy i poniekąd wbrew wszystkim rozgrywającym się obok nas okropnościom.
I tak z początkiem czerwca do księgarń trafił "Empuzjon", pierwsza powieść, napisana przez Olgę Tokarczuk po otrzymaniu literackiej Nagrody Nobla. Ten - jak określa go autorka w podtytule - "horror przyrodoleczniczy" jest historią młodego mężczyzny, Mieczysława Wojnicza, który w przededniu wybuchu pierwszej wojny światowej, trafia na kurację do sanatorium w Görbersdorfie. Tam słońcem, spacerami, kąpielami i odpowiednią dietą, próbuje wzmocnić ciało i przywrócić zdrowie wyniszczonym przez gruźlicę płucom. Jednak choć przedmiotem zabiegów jest fizyczność, ciekawe procesy zachodzą też w jego umyśle: kontakt z przyrodą, rozmowy z innymi pacjentami (Görbersdorf zdaje się przyciągać oryginałów), a także przedziwny, przepełniony niepokojem genius loci, sprawiają, że pobyt w sanatorium staje się lekko onirycznym doświadczeniem - tak dla Wojnicza, jak i dla śledzącego jego losy czytelnika.
Zobacz również: Zaraza zbierała żniwo. Ratunek znaleziono pod Wałbrzychem
Miejsce dziwne i ponure
Choć historia opisywana przez Olgę Tokarczuk jest fikcją, miejsce w którym się rozgrywa, istnieje naprawdę. Miejscowość, dziś nosząca nazwę Sokołowsko, położona jest na Dolnym Śląsku, kilka kilometrów od Wałbrzycha, a na początku XX wieku - tak samo jak w powieści - działało w niej sanatorium, w którym stosowano nowatorskie terapie przeciwgruźlicze.
"Jako Dolnoślązaczka od zawsze wiedziałam, że ta miejscowość istnieje, jeździło się tam na niedzielę. Jest to miejsce ogólnie rzecz biorąc ponure. Leży w kotlinie, horyzont jest bardzo wysoki, co sprawia, że słońce dociera tutaj tylko przez pół dnia. Ma jednak w sobie coś przyciągającego. Nic więc dziwnego, że od lat ściąga do siebie ludzi, którzy szukają w życiu czegoś innego"
- mówiła podczas spotkania Olga Tokarczuk.
Zobacz również: Gruźlica. Powrót choroby sprzed lat
Góry, sanatorium przeciwgruźlicze, oniryczna atmosfera - w wielu czytelnikach ten zestaw motywów budzi skojarzenia z "Czarodziejską górą" Tomasza Manna. I bardzo słusznie, bo Olga Tokarczuk jak sama przyznaje, celowo weszła z niemieckim pisarzem w dialog. W rozmowie tej pobrzmiewa nie tylko miłość i podziw, ale i sprzeciw wobec jego twórczości.
Jestem przekonana, że nie będzie nas, jeśli nie będziemy nieustannie odnosić się do przeszłości
- Im jestem starsza, tym większą mam potrzebę dialogowania z przyszłością. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz przyniosłam do wydawnictwa "Podróż ludzi księgi", dostałam druzgocącą recenzję. Redaktor napisał, że nie wnosi ona nic nowego, bo pozostaje w ciągłym dialogu z literaturą - mówiła podczas spotkania noblistka. - Bardzo to przeżyłam, ale dziś jestem przekonana, że nie będzie nas, jeśli nie będziemy nieustannie odnosić się do przeszłości: do tego, co się stało, co ci, którzy byli przed nami myśleli, jak rozumieli świat i w jaki sposób zapisali go w literaturze. Mam ogromną potrzebę wracania do tradycji, do klasyki literackiej, bo mam wrażenie, że to jest jedność, której nie możemy ignorować.
- Ta książka została napisana z poczucia miłości, ale też próby nawiązania refleksyjnego dialogu z tradycją - dodała.
Noblistka opowiedziała również o swoich osobistych doświadczeniach, związanych z lekturą "Czarodziejskiej góry". Jak tłumaczyła, do powieści Manna wracała wielokrotnie, za każdym razem odnajdując w niej nowe sensy i nowe sposoby odczytania, często bardzo od siebie odległe.
Zobacz również: Makabryczna prawda ukryta w "zwykłej" pocztówce
Horror obserwowania
Tak, jak charakterystyczne dla twórczości Olgi Tokarczuk jest nawiązywanie do literackiej tradycji, tak też znakiem rozpoznawczym jej prozy jest badanie granic i możliwości narracji. Klasyczny pierwszo-, czy trzecioosobowy narrator, już przy poprzednich książkach przestał wystarczać do opisywania tworzonych przez noblistkę światów. W "Księgach Jakubowych" pojawiła się więc "czwartoosobowa" narratorka Jenta, w "Empuzjonie" zaś czytelnik otrzymuje rozwiązanie jeszcze inne - zbiorowego, wszechwiedzącego opowiadacza (czy raczej "opowiadaczki", bo występują one w rodzaju żeńskim i w liczbie mnogiej). Autorka pozwala im rozpływać się w świetle, uciekać przez komin, prześlizgiwać przez szczeliny w podłodze tak, że zdają się one nie tyle ogarniać, co przenikać wzrokiem postaci, które opisują.
To jest jakiś rodzaj obsesji, który opanował mnie w ostatnich 2-3 latach. Zdałam sobie sprawę z tego, że chyba po raz pierwszy w historii człowieka żyjemy w panoptikonie
- To jest jakiś rodzaj obsesji, który opanował mnie w ostatnich dwóch-trzech latach. Zdałam sobie sprawę z tego, że chyba po raz pierwszy w historii człowieka żyjemy w panoptikonie. To pojęcie stworzył filozof, Jeremy Bentham, na określenie idealnego więzienia, w którym więźniów nie trzeba przykuwać łańcuchami, bo każdy z osadzonych jest doskonale widoczny - mówiła Olga Tokarczuk. - Przez ostatnie lata za sprawą telefonów, internetu, monitoringu, zafundowaliśmy sobie taki właśnie panoptikon. Pojawia się więc pytanie: czyje oko stoi za kamerą. Już to jest dobrym tematem na horror.
- Ten niepokój przyświecał mi od początku do końca pisania tej książki - tłumaczyła noblistka. - To, co nam się przydarza, nie nadaje się już do opowiadania z puntu widzenia pierwszoosobowego narratora, ten trzecioosobowy również okazał się niewystarczający. Obsesja zastanawiania się nad narratorem przeprowadziła mnie od "Ksiąg Jakubowych" do "Empuzjonu", w którym postanowiłam pójść krok dalej i stworzyć narratora, który nie jest zdefiniowany w żaden sposób, ale jest stale obecny. I sam fakt, że nas obserwuje, powinien budować rodzaj niepokoju.
Zobacz również: Więzienia świata. Na Ziemi i w kosmosie
Świat bez kobiet?
Görbersdorf z powieści Olgi Tokarczuk jest miejscem bez kobiet - leczą w nim i leczeni są wyłącznie mężczyźni. Przy posiłkach, na spacerach, czy w trakcie spokojnych wieczorów, lubią rozprawiać na "męskie" tematy takie jak wojna, polityka, nauka, historia. Mimo swoich nadwątlonych chorobą ciał, wygłaszają po męsku zdecydowane, często przekraczające granicę radykalizmu sądy.
Ta męska dominacja jest jednak iluzją. Choć bohaterowie "Empuzjonu" próbują uchodzić za silnych, w rzeczywistości są ułomni, a relacje ze światem budują w oparciu o rozmaite, stworzone przez nich samych strategie przetrwania: pogardę, radykalizm, sztukę, izolację, agresję, alkohol. Kobiety zaś, nieobecne są tylko pozornie. W rzeczywistości to ich bezimienne postaci, nadają kształt rzeczywistości Görbersdorfu, znajdując wyraz w zjawiskach przyrody, zlepkach mitów, symbolach, rozpoznawalnych gdzieś na granicy świadomości.
- Kiedy robiłam research do tej powieści, znalazłam historię o miejscowych czarownicach, Bogu ducha winnych kobietach, które zostały oskarżone o czary i spalone. Pomyślałam, że w patriarchalnej cywilizacji, w której żyjemy, właściwie każde miejsce na Ziemi ma takie niedopowiedziane przestrzenie. Wystarczy do nich zajrzeć, by znaleźć historie kobiet: zamordowanych, spalonych, wykluczonych, wygnanych - mówiła Olga Tokarczuk.
Noblistka dodała również, że w pewnym momencie życia uświadomiła sobie, w jakim stopniu kultura, w której żyjemy naznaczona jest mizoginią. - Zaczęłam się zastanawiać nad źródłami mizoginii i ku własnemu przerażeniu odkryłam, że ona istnieje od zawsze, a antropologowie nie potrafią odpowiedzieć na pytanie, dlaczego mężczyźni uważają kobiety za słabsze, gorsze, mniej zdolne. "Empuzjon", w pewnym sensie jest zaproszeniem do refleksji nas tym problemem. Mam nadzieję, że uważny czytelnik postawi sobie to i wiele innych ważnych pytań.
Żyjemy w świecie, w którym zachodzi subtelna i głęboka rewolucja. Ta przemiana nie tylko pozwala kobietom uwolnić się z niebytu i pogardy
Myliłby się jednak ten, kto chciałby postrzegać "Empuzjon" jako książkę pisaną przeciwko mężczyznom, antagonizującą płcie, czy prezentującą bohaterów jako karykatury stereotypowych męskich typów. Wręcz przeciwnie - historia pacjentów Görbersdorfu, zmęczonych, wątłych, których nie wiadomo, co bardziej dręczy - soma czy psyche, zdaje się być wołaniem o różnorodność, wyjściem poza proste kategorie i przyjęcie świata w całej jego złożoności. - Opisując moich bohaterów, głęboko im współczułam - mówiła noblistka. - Żyjemy w świecie, w którym zachodzi subtelna i głęboka rewolucja. Ta przemiana nie tylko pozwala kobietom uwolnić się z niebytu i pogardy, ale również daje mężczyznom szansę wyzwolenia się z oczekiwań, które stawia przed nimi patriarchalna kultura. Wszyscy mamy możliwość refleksji i przemiany.
*
Spotkanie z Olgą Tokarczuk odbyło się w Krakowie, w Centrum Kongresowym ICE. Rozmowę prowadziła dr Katarzyna Kasia.