Bożonarodzeniowe prezenty w PRL-u. O czym marzyliśmy, co wręczaliśmy?

Puste półki w sklepach, sięgający kolan śnieg, kobiety w grubych futrach i dzieci pozujące pod choinką. Tak na starych, czarno - białych zdjęciach prezentują się święta Bożego Narodzenia w epoce PRL-u. A gdzie prezenty? Nie były wtedy tak popularne jak dziś, ale nie brakowało rodzin, których członkowie obdarowywali się, nierzadko cudem zdobytymi podarkami. Co znajdowali pod choinką?

W PRL prezenty otrzymywały głównie dzieci
W PRL prezenty otrzymywały głównie dzieciZ archiwum Narodowego Archiwum Cyfrowego

Świąteczne prezenty w PRL-u. Te praktyczne i te wymarzone

Święta w PRL-u, choć bez wątpienia rodzinne, smaczne i zazwyczaj śnieżne oraz mroźne, były zdecydowanie skromniejsze niż dziś. Nic dziwnego - sklepy świeciły pustkami, a na większość produktów, zarówno spożywczych jak i tych, które miały wprowadzić do domu świąteczną atmosferę, trzeba było "polować". Gdy tylko w którymś ze sklepów "rzucono" coś atrakcyjnego lub nieosiągalnego na co dzień, Polacy zaczynali szturm, ustawiając się w długich kolejkach.

Podstawą świąt były oczywiście tradycyjne potrawy i domowe wypieki, ale w wielu domach istniał już zwyczaj obdarowywania bliskich prezentami. Najczęściej otrzymywały je dzieci, które wyciągały spod choinki proste zabawki, dziecięce instrumenty, piłki, koniki na biegunach i misie. Najmłodsi mogli też liczyć na słodycze, szczególnie te mniej dostępne na co dzień (np. dobrą czekoladę czy chałwę).

- Najczęściej dostawało się te lepsze np. z Wawelu. Oczywiście, jak udało się je kupić. Jednym z prezentów mogły być pomarańcze - wspomina 72-letni dziś Ryszard i dodaje, że sam marzył o łyżwach.

- To było pragnienie wielu dzieciaków. Chłopcy marzyli o panczenach, a dziewczyny o figurówkach. Niektórzy pod choinką znajdowali też sanki - mówi.

- Moje marzenia były bardzo przyziemne. Marzyłam np. o fajnych młodzieżowych strojach, ale w naszym domu nie było prezentów pod choinką. Wydaje mi się, że stały się popularne na przełomie lat 80. i 90., gdy sama miałam już dzieci. Moje córki znajdowały pod drzewkiem książki, puzzle i pierwsze zestawy LEGO. Nie dostawały już słodyczy czy owoców, bo były dostępne na co dzień, za to zawsze czekało na nie jajko - niespodzianka - mówi Urszula z Krakowa.

Tak dekoracje jak i prezenty były zdecydowanie skromniejsze niż dziś
Tak dekoracje jak i prezenty były zdecydowanie skromniejsze niż dziśARKADIUSZ ZIOLEK/East NewsEast News

Obok prezentów wymarzonych pojawiały się też te bardziej praktyczne, a nawet niezbędne. W PRL-u brakowało dosłownie wszystkiego, więc nikt nie obrażał się, gdy znalazł pod choinką garnek, kapcie czy zestaw mydeł.

- Kawa, herbata, cytrusy, czekolada i słodycze. To najczęstsze, świąteczne prezenty, które pamiętam z lat 70. i 80. Trafiała się też bielizna, ale nie tak luksusowa jak dziś, ale bardzo praktyczna, a do tego rajstopy - nic mi więcej nie przychodzi do głowy. Prezenty pod choinką nie były wtedy tak oczywiste jak dziś. Wydaje mi się, że stały się popularne dopiero w latach 90. - wspomina Janina (74).

Kultowe kosmetyki

W PRL-u, podobnie jak i dziś, można było znaleźć pod choinką kosmetyki. Warto jednak dodać, że należały one wtedy do dóbr luksusowych, głównie dlatego, że ich wybór, poza ofertą Peweksów, był bardzo ograniczony. W latach 70. i 80. dominowały więc dwa, najłatwiejsze do zdobycia zapachy - Pani Walewska dla pań i Brutal dla panów. Sporą popularnością cieszyły się też perfumy Być Może i męska Przemysławka. 

Pani Walewska pojawiła się na rynku w latach 70. jako kolejny produkt krakowskiej fabryki Miraculum i szybko stała się hitem, nie tylko w Polsce, ale i w Związku Radzieckim. Paniom spodobał się jej intensywny konwaliowo-różano-jaśminowy zapach i oryginalne, fantazyjne opakowanie, które wyróżniał unikatowy kształt, stylizowany na kapelusz Napoleona.

Dzieci marzyły o łyżwach, dorośli o kosmetykach
Dzieci marzyły o łyżwach, dorośli o kosmetykachZ archiwum Narodowego Archiwum Cyfrowego

Nazwa marki pochodziła od nazwiska Marii Walewskiej, polskiej arystokratki, żyjącej na przełomie XVIII i XIX wieku, w której zakochał się Napoleon Bonaparte. Owocem tego związku był Aleksander Walewski, dyplomata i francuski polityk. Perfumy firmowane przez Walewską szybko stały się ikoną kosmetyki z tamtego okresu. Duża część tej produkcji wysyłana była zawsze do Rosji.

- Zapach konwaliowo-różano-jaśminowy tak przypadł do gustu paniom za naszą wschodnią granicą, że w Moskwie otwarto sklep firmowy, a żeby w pełni odpowiedzieć na potrzeby tamtego rynku, a w 1987 roku otwarto Polsko-Radziecką Fabrykę Wyrobów Chemii Gospodarczej i Perfumeryjno - Kosmetycznych Miraculum - pisze Wojciech Przypilak w książce "Zakupy w PRL".

Pani Walewska wciąż produkowana jest w kilku różnych odmianach takich jak:

  • Pani Walewska Classic,
  • Pani Walewska Gold,
  • Pani Walewska Noir,
  • Pani Walewska White,
  • Pani Walewska Ruby,
  • Pani Walewska Sweet Romance. 

Męskie perfumy Brutal pojawiły się na rynku w 1977 roku i, jak sama nazwa wskazuje dedykowane były "prawdziwym mężczyznom" - silnym, pewnym siebie, a przez to atrakcyjnym. Co ciekawe, firma wciąż działa i ma wierne grono oddanych fanów, którzy doceniają trwałość i bardzo charakterystyczny zapach Brutala.

- Formalnie był to zapach korzenno-ziołowy, ale najbardziej wyczuwalny był po prostu alkohol - pisze Wojciech Przypilak w książce "Zakupy w PRL".

Nic dziwnego, że wykorzystywane były one często niezgodnie z przeznaczeniem...

Kartka bożonarodzeniowa z PRL
Kartka bożonarodzeniowa z PRLreprodukcjaAgencja FORUM

Mocno alkoholowe zapachy faktycznie robiły wtedy furorę. Jak pisze Przypilak, także za sprawą reklam.

- "Alicja o zdecydowanym zapachu, doskonale rozpylane dzięki wyposażeniu flakonika w aerozol", "Wytwornością zapachu i opakowania charakteryzuje się perfum Być może", "Dla pań unikających mocnych kontrastów w sposobie ubierania się i makijażu odpowiednia jest delikatna woda Luna" - to tylko niektóre z opisów perfum rodem z PRL-u.

Kobiety łaknące odrobiny elegancji i luksusu chętnie sięgały też po wspomniane wyżej perfumy "Być może", dostępne zarówno w Peweksie jak i w kioskach. "Być może" pojawiły się na rynku również w latach 70., a produkowała je polska Pollena. Wyróżniała je dobra, konkurencyjna cena oraz intensywne i trwałe zapachy. Jako pierwszy na rynku pojawił się zapach "Być może... Paris", który miał przywoływać nastrój Paryża jako awangardowej stolicy mody, pełnej artystycznej bohemy. Sukces był ogromny, więc Pollena wypuściła kolejne propozycje - "Być może... Rome", "Być może... London", "Być może... New York" i "Być może... Tokyo".

Dziś perfumy "Być może" produkuje koncern Miraculum, który w ostatnich latach mocno poszerzył ofertę o kilka dodatkowych zapachów.

Mężczyźni mogli znaleźć pod choinką inny flagowy produkt marki Pollena-Uroda, czyli krem do golenia WARS. Pojawił się on na rynku w 1972 roku i ponoć na zawsze zmienił męski świat golenia. Tradycyjna receptura oparta była na bazie mydła i miała być odpowiedzią na potrzeby świadomych mężczyzn.

Owoce, słodycze i praktyczne przedmioty - zwykle to znajdowano pod choinką w PRL
Owoce, słodycze i praktyczne przedmioty - zwykle to znajdowano pod choinką w PRLZ archiwum Narodowego Archiwum Cyfrowego

Na "światowe", bardziej luksusowe produkty pozwolić mogli sobie nieliczni.

- Te kosmetyki były na wagę złota. Polowało się na dostawę i były wydzielane. Dostawy były najczęściej w domu towarowym na Wiślnej albo w Jubilacie. Stało się w długich kolejkach, zarówno po perfumy jak i dezodoranty. Ja zawsze z koleżanką chodziłam po szkole na Wiślną. Jak ktoś miał "bony" (dolarów nie można było mieć) to w Peweksie można było kupić dezodorant "Rexona", ale to był luksus, nie dla każdego. Stoisko z kosmetykami miała też "Moda Polska", ale tam było drogo. Piękne rzeczy, ale drogie. Taki sklep był w Krakowie przy Grodzkiej, Starowiślnej (wówczas Bohaterów Stalingradu) i w centrum Nowej Huty - wspomina Urszula z Krakowa.

Szary papier, opłatek i pomarańcze

Gdy już wreszcie udało się "dorwać" świąteczny prezent dla bliskiej osoby, pojawiał się kolejny problem: Jak go zapakować? Wybór opakowań był bardzo ograniczony, więc prezenty owijało się po prostu w papier, nierzadko szary. Taki podarunek zawijało się dodatkowo jedwabną wstążką lub sznurkiem. Kolorowe torebki z Mikołajem, ozdobne pudełka i papier we wszystkich kolorach tęczy? W PRL-u można było o nim tylko pomarzyć!

- Gdybyś kupiła prezenty w eleganckim sklepie - Domach Towarowych Centrum czy delikatesach, a przy tym miała trochę szczęścia, może sprzedawczyni wręczyłaby ci ozdobna torebkę z logo firmy lub okolicznościowym nadrukiem. Wtedy tego rodzaju rozwiązania były nowością. Sklepy były bardzo dumne ze specjalnych stojaków na papier pakunkowy, które, jak pisała ówczesna prasa, prezentowały się  "wprost dekoracyjnie". Przynajmniej tak długo, jak obsługa miała co na nich umieszczać. Często nie miała, bo papier pakunkowy był mocno deficytowym towarem - opowiadała naszej redakcyjnej koleżance, Aleksandrze Suławie, Katarzyna Jasiołek, autorka książki "Opakowania, czyli perfumowanie śledzia. O grafice, reklamie i handlu w PRL".

Święta w PRL, mimo że skromne, wiele osób wspomina z nostalgią
Święta w PRL, mimo że skromne, wiele osób wspomina z nostalgiąZ archiwum Narodowego Archiwum Cyfrowego

Jasiołek skupiła się tu na latach 60., ale prawda jest taka, że jeszcze w latach 80. prym wiódł smutny, szary papier.

- Kiedy trafił się ładny papier, razem z siostrą delikatnie rozcinałyśmy taśmę klejącą, wygładzałyśmy zagniecenia, a potem wycinałyśmy co ciekawsze motywy. Taki papier trafiał się jednak tylko w eleganckich miejscach. Gdybyś kupiła prezent na bazarze, na czarnym rynku, czy po prostu w małym sklepiku, zostałoby ci pewnie to, co dziś jest hitem, a w PRL-u było mało interesującym standardem - szary papier - dodała.

- W PRL-u mieliśmy niewiele, każda "upolowana" rzecz cieszyła jak mało co, szczególnie w święta. Dom dekorowaliśmy tym, co było pod ręką, a nie było prawie nic. W centrum pokoju stała choinka, na stole odświętna zastawa, opłatek i pomarańcze z goździkami. Dziś mamy wszystko, ale mam wrażenie, że to nie cieszy już tak jak kiedyś. Może po prostu ta obfitość już nam się przejadła? - pyta z uśmiechem Urszula.

Świąteczny savoir vivre, czyli jak zachować się podczas rodzinnych spotkańINTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas