Jak rozpoznać psychopatę?
Są świetnymi aktorami i potrafią odgrywać emocje, których nie czują. Charakteryzują ich antyspołeczne zachowania, patologiczna potrzeba kontroli i brak empatii. Dr Mark Freestone w czasie swojej 15-letniej praktyki zawodowej w zakładach zamkniętych i więzieniach pracował nad najciekawszymi i najbardziej niepokojącymi przypadkami psychopatów ostatnich lat. W "Jak rozpoznać psychopatę" autor pokazuje, po czym możemy rozpoznać, że mamy do czynienia z psychopatą. Przeczytaj fragment książki.
Jason Marshall przyszedł na świat w 1989 roku w East Ham w Londynie. W tamtym czasie był to jeden z najuboższych, najbardziej zaniedbanych obszarów w całej Europie. Poznałem w życiu wielu więźniów i pacjentów oddziałów psychiatrii sądowej, zatem jego historia brzmi mi przygnębiająco znajomo.
Rodzice Jasona Marshalla byli uzależnieni od heroiny. Kiedy chłopak miał dziesięć lat, oboje skazano za przestępstwa powiązane z posiadaniem narkotyków i posłano do więzienia. Brak mi wiarygodnych świadectw z okresu, który nastąpił potem. W każdym razie sam Marshall wspomina w zeznaniach, iż przeniósł się do Southend, nadmorskiego miasteczka w hrabstwie Essex, gdzie zaczął karierę nastoletniego chłopca do towarzystwa. Jego klientami bywali zwykle starsi mężczyźni.
Jasonowi zabrakło jasno wytyczonych wzorców zachowania, a państwowy system opieki udzielał mu co najwyżej okazjonalnego wsparcia. Mniej więcej w tamtym czasie zaczął się przebierać za ludzi kojarzonych z władzą i autorytetem: policjantów, kadetów lotnictwa, parkingowych, a także - co być może najbardziej niepokojące z całego zestawu - za pielęgniarza.
Fałszerstwo i podszywanie się pod kogoś, kim się nie jest, to typowe zachowania spotykane w psychopatii pierwotnej. W poprzednim rozdziale pokazałem wam, jak robił to Tony. Zwykle te przebieranki służą jasno określonym celom materialnym. Chodzi o pieniądze bądź inne korzyści. Ale nie wiemy na pewno, czemu Marshall podszywał się pod tych wszystkich ludzi.
Bywało, że wsiadał do pociągu przebrany za funkcjonariusza brytyjskiej policji transportowej i wystawiał fikcyjne mandaty gapowiczom. Innego razu założył stosowny mundur, zakradł się na posterunek i wyniósł z niego kilka sztuk policyjnego radia. Nic nam nie wiadomo o tym, czy faktycznie ściągnął pieniądze z tych niby-mandatów albo w jakikolwiek inny sposób wzbogacił się materialnie na swoich wyczynach. Być może po prostu polubił poczucie władzy płynące z odgrywania tych ważnych społecznie ról. Podobało mu się zastraszanie innych z pozycji niekwestionowalnej przewagi.
W 2006 roku o postępkach Jasona dowiedziała się policja. Wziął się z kolei za ściąganie mandatów w londyńskim metrze i zabrał ze sobą "psa policyjnego". Pies wzbudził podejrzliwość pracowników metra, bowiem był to yorkshire terrier - mały psiak wymagającej rasy, której nie szkoli się do takich celów. Marshalla aresztowano. Usłyszał zarzut podszywania się pod funkcjonariusza policji oraz noszenia broni w miejscu publicznym.
Kiepsko sobie radził za kratami. Okaleczał się w więziennym zamknięciu, więc w 2008 roku przeniesiono go do placówki o złagodzonym rygorze (czyli szpitala psychiatrycznego, który miał tylko jedno wyjście, a zatem nikt nie mógł się przedostać do wnętrza ani opuścić jego terenu niepostrzeżenie). Marshall był tam poddawany terapii zaburzeń osobowości.
Po dwóch latach wypuszczono go na przepustkę bez dozoru, co zwykle bywa oznaką, że pacjent zrobił postępy. Niestety, minęło kilka tygodni tego przywileju, a Marshall nie pojawił się z powrotem w szpitalu. Przepisy placówek o złagodzonym rygorze stanowią, że w takim przypadku powiadamia się policję. Marshalla odnaleziono i odeskortowano do więzienia. Do odsiedzenia pierwszego wyroku pozostało mu wtedy zaledwie kilka tygodni.
W murach szpitala wychodzi periodyk zwany "Hackney Gazette". Kiedy Jason Marshall popełnił w 2017 roku kolejne poważne przestępstwo, na łamach tej publikacji ukazał się tekst, który nazwałbym "objawieniem po fakcie". Artykuł oskarżał zarząd szpitala o niedopełnienie obowiązków służbowych i niekompetencję. W tekście padło pytanie: dlaczego nikt nie potraktował przypadku ucieczki skazanego pacjenta z oddziału poważniej? Czy raczej: dlaczego nikt nie przewidział, jak to się skończy?
Odpowiedź na to pytanie jest złożona. Musimy spojrzeć na sprawę szerzej niż tylko pod względem ryzyka recydywy obecnego w kryminologii i psychologii sądowej. Mówiąc krótko: groźba powrotu do przestępczych zachowań zależy od postępów w resocjalizacji. Skuteczne zresocjalizowanie sprawcy przestępstw zapobiega kolejnym.
W przypadkach obarczonych wysokim ryzykiem (kiedy przewiny sprawcy są poważne, a wcześniejsze próby resocjalizowania go zakończyły się niepowodzeniem) stosuje się szerzej zakrojone środki ostrożności. Kiedy ryzyko jest niewielkie - a zwłaszcza wtedy, gdy skazany nie popełnił dotąd wielu przestępstw - wszystkie dostępne procesy modelowania danych i algorytmy sugerują, iż szanse recydywy są tu niskie.
Mniej więcej 24 procent wszystkich pacjentów poradni zdrowia psychicznego ma na koncie konflikt z prawem, a niemal co szósty obywatel Wielkiej Brytanii zmaga się z zaburzeniem osobowości. Gdybyśmy chcieli traktować wszystkich skazanych jako przypadki wysokiego ryzyka, oznaczałoby to, że potrzebujemy ponad dwóch i pół miliona dodatkowych łóżek. Dlatego też wprowadzono rozróżnienie na skazanych o wysokim i niskim stopniu ryzyka.
W przypadku Marshalla Ministerstwo Sprawiedliwości orzekło, że liczba oraz kaliber popełnionych przewinień kwalifikują go jako przestępcę o nieznacznym ryzyku recydywy. Poszła za tym decyzja, by skazany mógł odbyć resztę kary za murami więzienia zamiast w kosztowniejszym dla podatników szpitalu.
Wspomniana już gazeta zamieściła na swoich łamach wypowiedź nacechowaną tym rodzajem triumfalnej przenikliwości, jakiej nabiera się, patrząc wstecz. Pewna była pielęgniarka oświadczyła dziennikarzowi, co następuje: "W momencie, gdy Marshall wrócił do więzienia, system stracił z oczu zarówno jego samego, jak i stwarzane przezeń zagrożenie dla populacji".
Marshall został aresztowany i przewieziony do zakładu karnego, w którym odsiedział pozostałe trzy tygodnie wyroku. A potem go wypuszczono.
Oczywiście nikt z zainteresowanych nie zdawał sobie wtedy sprawy, jak głęboko Jason zdążył zabrnąć w swoje mroczne fantazje. Jego przebieranki były tylko próbą kostiumową przed tym, co miało dopiero nastąpić.
Marshalla wypuszczono w 2010 roku. Nie najlepiej sobie radził z życiem na wolności. Zaczął pić i nadużywać narkotyków - ryzykowny pomysł, biorąc pod uwagę, że łączył je z lekami przepisanymi przez psychiatrę. W 2012 roku przeżył krótki okres stabilizacji. W Londynie odbywała się wtedy olimpiada, a urząd dzielnicy Newham zatrudnił go na etacie sprzątacza ulic. Ale gdy olimpijski żar przygasł i nie było już czego sprzątać, Marshall stracił to zajęcie.
Prawdopodobnie to wtedy zaczął jeszcze bardziej niż dotąd nadużywać różnych substancji. Ale prawu w drogę nie wchodził, zatem ani policji, ani psychiatrom, ani prasie nie udało się przewidzieć, co się stanie.
Nastał początek lutego 2013 roku. Rzymscy sąsiedzi Umberta Gismondiego usłyszeli dochodzące zza jego drzwi krzyki i głośne stukania. Gdy ruszyli mu na pomoc, okazało się, że 55-latek jest cały pokryty sińcami i zalany krwią. Pobity powtarzał w kółko nazwisko "Jason Marshall". Po przybyciu karetki jej sanitariusze odkryli, że Gismondiego związano, zakneblowano, spryskano gazem pieprzowym i próbowano udusić poduszką. Być może było to włamanie. Sprawca nie zdążył dokończyć dzieła, a więc istniała możliwość, że planował coś dużo gorszego.
Wezwani do zbadania sprawy policjanci byli zbici z tropu. Dlaczego napadnięty Włoch podawał im angielsko brzmiące nazwisko? A jeśli sprawca rzeczywiście pochodził z Wysp, to jak to możliwe, że ktoś zdolny do takich czynów nie został dotąd namierzony przez brytyjskie służby? Dlaczego nie powiadomiono nikogo o ryzyku, gdy człowiek ten przekroczył włoską granicę?
Włoscy policjanci przejrzeli telefon ofiary. Odkryli, że korzystała z aplikacji Badoo, serwisu randkowego popularnego szczególnie wśród gejów. (Było to w czasach sprzed rozkwitu Grindra czy Tindera, które podzieliły między siebie ten rynek).
Gismondi rozmawiał w sieci z kimś ukrywającym się pod nickiem "Gabriel". Policjanci uznali, że ten "Gabriel" i "Jason Marshall" mają ze sobą coś wspólnego. Dzięki Badoo udało im się namierzyć sygnał emitowany przez telefon "Gabriela". Sprawca odnalazł się w autobusie jadącym przez centrum Rzymu.
Po aresztowaniu Marshalla śledczy zdali sobie sprawę z wyraźnych podobieństw między tą sprawą a nierozwikłanym dotąd morderstwem z 26 stycznia. Zaledwie 4 tygodnie wcześniej zginął Vincenzo Iale, 67-letni Włoch z pobliskiej Torvaianiki. Znaleziono go martwego we własnym mieszkaniu. Sprawca zadusił swoją ofiarę kablem, wielokrotnie pchnął ją nożem, po czym zostawił nagą i zakrwawioną, skazując na śmierć. Kimkolwiek był - zabrał też kartę płatniczą signore Ialego i wypłacił sobie z niej w pobliskim bankomacie dwa tysiące euro.
Zdaniem policji torturował napadniętego, by wydobyć z niego numer PIN. Po sprawdzeniu zawartości telefonu Ialego okazało się, że on również umówił się na Badoo z niejakim "Gabrielem". Śledczy doszli do wniosku, że widać w tej sprawie M.O. (modus operandi) sprawcy, czyli znamiona konkretnego, tylko jemu właściwego sposobu popełniania przestępstw, jaki cechuje przyszłych seryjnych morderców.
Jason Marshall został oskarżony o morderstwo oraz usiłowanie morderstwa.
Niełatwo o angielskojęzyczne doniesienia z procesu, a to, co jest dostępne w sieci, brzmi dość bezładnie. Marshall narzekał, że proces trwa za długo i że łamane są jego prawa człowieka. Regularnie przerywał posiedzenia sądu, twierdząc, że jest Archaniołem Gabrielem, posłańcem od Boga, którego przysłano tu, by "głosił proroctwo". Twierdził też, że ktoś inny zamordował signore Ialego na jego oczach. Miał to być męski pracownik seksualny o równie biblijnie brzmiącym imieniu Michał. Sąd nie otrzymał żadnych dowodów na poparcie tej tezy.
Marshall prawdopodobnie wiedział, że chorzy psychicznie mogą padać ofiarami religijnych urojeń, podczas gdy psychopaci - nie. Być może zdawał też sobie sprawę, że chorzy ci są w oczach włoskiego prawa uprawnieni do krótszych wyroków. Za morderstwo grozi tam kara dożywocia bez prawa apelacji przez następne 26 lat. Sąd powołał biegłego psychiatrę. Ten zaproponował długą listę możliwych diagnoz, od zaburzeń psychotycznych, przez urojenia, zespół Aspergera, aż po zaburzenie z pogranicza (osobowość borderline). Sędzia finalnie podtrzymał teorię choroby psychicznej i skazał Marshalla na szesnaście lat w murach włoskiego więzienia. Zważywszy na wagę czynu, był to łagodny wyrok.
Fragment książki "Jak rozpoznać psychopatę" Marka Freestone’a, wydawnictwo Muza, premiera 9.02.
Zobacz także: