Miesiączka, poronienia czy menopauza: Tematy o których się szepcze w ukryciu
O wpływie hormonów równie dobrze można mówić w odniesieniu do nabuzowanego testosteronem bankiera z City, jak i kobiety przed miesiączką - twierdzi Eleanor Morgan autorka książki "Hormonal. Opowieści o naszym ciele i o tym, dlaczego chcemy być usłyszane", której fragment prezentujemy poniżej.
Wychowałam się w domu, gdzie nagość nie była żadną sensacją. Pakowaliśmy się razem do wanny, nie zamykaliśmy się w toalecie i zapamiętale puszczaliśmy wiatry. Gołe ciała dla mnie i mojego rodzeństwa były co najwyżej odrobinę ciekawsze od dywanów, po których biegaliśmy.
Moja siostra i ja iskałyśmy się nawzajem jak szympansy i nadal to robimy przy rzadkich okazjach, kiedy się spotykamy, bo teraz siostra mieszka na drugim krańcu świata. Rodzice wpajali nam zasady dobrego wychowania i uczyli, że nie wszystko, co się mówi czy robi w domu, wypada mówić i robić publicznie, przy obcych ludziach.
Jako osoba dorosła na ogół swobodnie rozmawiam o funkcjach swojego ciała. Oczywiście mam dość taktu, by wyczuć, co przy kim można powiedzieć, ale z zasady jestem dość bezpośrednia. Zawsze miałam raczej zdrową relację ze swoją fizjologią. Ale totalna otwartość, jaka mnie cechowała w dzieciństwie, zupełnie znikła, kiedy weszłam w okres dojrzewania.
Kiedy moje ciało zaczęło się rozwijać, zapadałam się po ziemię ze wstydu, gdy mama rozwieszała moje sportowe biustonosze na sznurku do bielizny. Od pierwszego okresu sama myśl, że ktoś zobaczy moje poplamione krwią majtki czy nawet pudełko z tamponami - choćby to był mój kochany, rozumiejący i niczym niewzruszony tata - wywoływała udrękę.
Te funkcje ciała były i nadal są inne niż cała reszta. Dlaczego? Dlaczego krew wyciekająca z kobiecego ciała, z mojego własnego ciała, wywołuje aż takie przeczulenie? Tu zresztą nie chodzi o krew samą w sobie, ale o przypisane jej znaczenie: oto kobieta, ulegająca nastrojom maszyna do rodzenia.
Zobacz również:
Przypomina mi się, jaką ogromną międzynarodową sensację wzbudziła Kiran Gandhi, uczestniczka maratonu londyńskiego w 2015 roku, kiedy postanowiła swobodnie krwawić podczas biegu. Na kilka godzin przed startem Gandhi dostała miesiączki. "Nie znam mężczyzny, który chciałby przebiec ponad 42 kilometry z watą włożoną w jaja" - powiedziała w podkaście ABC Ladies, We Need To Talk30.
"Radykalnie postawiłam na swoją wygodę i pobiegłam bez żadnego zabezpieczenia". Wiedziała, że decyduje się na kontrowersyjny krok. "Zdawałam sobie sprawę, że będzie to walka ze stygmatyzacją i własnym wstydem". Na Google Images można zobaczyć liczne zdjęcia Gandhi, kończącej maraton z ciemną plamą krwi między nogami.
Nawet dla mnie, osoby mocno zafascynowanej własnymi wydzielinami, był to zaskakujący widok, bo przecież normalnie się takich rzeczy nie ogląda. Kryjemy się z tym za wszelką cenę. "To było niesamowicie inspirujące. O rany, biegnę i krwawię! [...] Poczułam ogromny przypływ siły". Swobodnie krwawiąca biegaczka zrobiła tak potężne wrażenie, bo kobiety, jak wiadomo, potrafią posunąć się bardzo daleko, by ukryć krew menstruacyjną przed ludzkim wzrokiem.
Doktor Carla Pascoe, naukowczyni z Uniwersytetu w Melbourne, w swoich badaniach przyglądała się zmianom postaw wobec menstruacji w ciągu ostatniego stulecia. W wywiadzie dla "ABC Australia" powiedziała, że tabu stało się obecnie czymś "subtelnym i złożonym". "Tabu wokół menstruacji wciąż istnieje, a poznajemy to głównie po tym, że nadal można na nim zarobić. Jeżeli przeanalizujemy reklamy firm produkujących środki higieny, zobaczymy, że większość z nich opiera się na schemacie: «nasze wyroby, bo to my dajemy ci skuteczniejszy sposób na ukrycie menstruacji»".
W artykule Silence and the History of Menstruation Pascoe przytacza rozmowy z kobietami w różnym wieku, które ujawniły, jakie sztuczki stosują, żeby zataić swój okres:
Wiele kobiet mówiło mi, że kiedy odwiedzają kogoś w domu, a w łazience nie ma kosza na odpadki, zawijają podpaski czy tampony w papier toaletowy, wtykają do torebki i zabierają ze sobą. Mowa o dorosłych kobietach. Z kolei jedna z moich nastoletnich rozmówczyń zawijała swoje tampony i chowała pod łóżkiem, bo nie chciała, żeby ktoś z rodziny zobaczył je we wspólnym koszu.
Pascoe wspomina o kobietach, które podczas zakupów w supermarkecie robią wszystko, by nikt nie zobaczył, że kupują tampony czy podpaski. Nie potrafią rozmawiać o miesiączce również z własnymi ukochanymi. "Skrępowanie pojawia się często nawet w przestrzeni związków intymnych" - pisze Pascoe.
"Kobiety nie potrafią przełamać się, aby porozmawiać z partnerem o tym, czy w czasie okresu uprawiać seks. [...] Mają obawy, czy w mężczyźnie nie wzbudzi to wstrętu, czy go nie odrzuci". Wstręt jest ciekawą rzeczą, bo często kojarzy się z widokiem trzewi lub czegoś bardzo zwierzęcego. Od obiektu budzącego wstręt coś nas instynktownie "odrzuca", a pod wpływem odrazy niejako "wychodzimy z siebie".
To również intrygujący zwrot, którego używamy nieustannie, gdy chcemy opisać pozytywne lub negatywne doświadczenia budzące silne emocje. Tropy w źródłach historycznych prowadzą nieuchronnie do starożytnych Greków, według których przeżycia wywołujące euforię lub silne wzburzenie mogły sprawić, że dusza człowieka opuści ciało i dosłownie stanie obok.
Jedno z najciekawszych ujęć naszego lęku przed wydzielinami ciała przedstawiła wybitna bułgarska psychoanalityczka i filozofka Julia Kristeva. W 1980 roku napisała esej pod tytułem Potęga obrzydzenia. Esej o wstręcie, w którym zajmuje się tematem odrazy. Według niej wstręt odnosi się do reakcji obrzydzenia, jakiej człowiek doświadcza w obliczu groźby załamania się ustalonych znaczeń.
Esej zaczyna się od słów: "We wstręcie przejawia się jeden z owych gwałtownych i mrocznych buntów bytu przeciw temu, co mu zagraża i co, jak się zdaje, nadchodzi z zewnątrz lub rozsadza od wewnątrz, rzucone obok tego, co dopuszczalne, tolerowane, możliwe do pomyślenia".
Ta reakcja, jak zakłada Kristeva, powodowana jest zacieraniem się rozróżnienia między "ja" a "nie-ja", między mną a czymś innym - a zazwyczaj kimś innym. Przeważnie najsilniejszą z tego typu reakcji wywołuje trup - mrożące krew w żyłach przypomnienie, że składamy się z materii organicznej. Widok ludzkich zwłok przypomina, że nasza własna cielesna powłoka też jest śmiertelna, że kiedyś nieuchronnie rozłoży się i rozleje niczym gnijący owoc.
W naszych czasach większość osób w ciągu swojego życia prawdopodobnie nie zobaczy zbyt wielu trupów, ale Kristeva uważa, że taką samą reakcję mogą wywołać i inne rzeczy. A mianowicie to, co z nas wycieka. Ropa, pot, mleko z piersi, ekskrementy, mocz, sperma, śluz. Krew. Wyciekające z nas płyny negują istnienie granic ciała.
A brak wyraźnych granic zagraża naszej wizji siebie jako istot zwartych, uregulowanych, pod kontrolą. Widząc je, słysząc, wdychając ich zapach, wchodząc z nimi choćby w krótki kontakt, niejako zlewamy się z drugą osobą. Stajemy się amorficzni i niestabilni. Stanowi to zagrożenie dla pewnych pierwotnych elementów naszego jestestwa i wywołuje bunt w najgłębszym sensie tego słowa.
Takie ujęcie wstrętu dobrze pasuje do sposobu, w jaki płodne ciało kobiety jest postrzegane i odczuwane w przestrzeni społecznej. Z naszymi wydzielinami, fałdami i zaokrągleniami, których szybko przybywa, gdy faktycznie przystępujemy do prokreacji, możemy sprawiać wrażenie, że wykraczamy poza siebie. Tak bardzo odbiegamy od dawnych, prostych sylwetek sprzed okresu dojrzewania, nietkniętych jeszcze przez płodność, a jeszcze bardziej różnimy się od zdecydowanych linii męskich figur.
Nasze krągłości i płyny fizjologiczne upodabniają nas do zwierząt, co - jeśli pójdziemy za myślą Kristevy - przypomina o naszej kruchości i śmiertelności. Śmierć ludzkiego ciała to już skończona obrzydliwość. Myśl o niej naprawdę rozsadza od środka. To oczywiście są tylko teoretyczne koncepcje. Mogą nam pomóc w zrozumieniu naszego miejsca w świecie, ale nie musimy się z nimi zgadzać czy stosować ich do własnego życia.
Kobiece ciała nie są wstrętne. Nie jesteśmy ze swej istoty niebezpieczne, nieobliczalne ani potworne z powodu tego, że mamy ciała, które co miesiąc przygotowują się na przyjęcie dziecka. Zostałyśmy ustawione w takiej perspektywie.
Fragment książki Eleanor Morgan "Hormonal. Opowieści o naszym ciele i o tym, dlaczego chcemy być usłyszane"
Zobacz także: