Rozpacz i wiara - Ukraińcy wracają do piekła
Piątkowy wieczór na dworcu zachodnim w Warszawie. Dziś zdecydowanie przeważa tu język ukraiński Kilkadziesiąt osób oczekuje przyjazdu autobusu. W dłoniach ściskają bilety wydrukowane na białych kartkach A4. Kierunek Ukraina. Jedni chcą być z rodzinami, drudzy dobrowolnie chwycą za broń. Ale każdy z nich za kilkanaście godzin znajdzie się w samym środku piekła.
Igor do Polski przyjechał rok temu. Pracuje na budowie w Warszawie. Miał zamiar zostać tu na stałe, urządzić się. Gdy dowiedział się o rosyjskiej agresji na Ukrainę, spakował plecak i kupił bilet na autobus. Jest jednym z wielu ukraińskich ochotników, którzy ruszają na wschód walczyć za swój kraj.
Artem jest nieufny. Kiedy pytam go o jego imię, dłuższą chwilę milczy. Przedstawia się jako Artem, ale widać po jego oczach, że blefuje. Jest z nim 29-letni Maks, również Ukrainiec. W przeciwieństwie do Artema chętnie opowiada o powodach powrotu do swojego kraju. - Tak trzeba. Wychowano mnie w patriotycznej rodzinie, nie wyobrażam sobie, żebym miał na to wszystko patrzeć siedząc w fotelu w Warszawie. Czy się boję? Nie myślę o tym. Bałem się walcząc w Donbasie, młody byłem. Później już człowiek się przyzwyczaja do widoku ciał czy huków pocisków.
Oleg zostawił w Gorzowie żonę i dwie córki. To będzie jego pierwsza wojna w życiu. Jedzie, bo jak mówi - serce zostawił na Ukrainie. Wie, że dużo ryzykuje, ale nie czuje strachu. - Najważniejsze, że rodzina zostaje w Polsce. Ale ja wrócę. Pomogę chłopakom przegonić te k***y i wrócę. Tylko dlaczego nikt nam nie chce pomóc? Napisz, że brakuje nam broni. Wiem, bo brat mi mówił. Jest strażnikiem miejskim, walczy w Chmielnickim. Trzecie miasto za Lwowem i Tarnopolem. Napisz to, bo to ważne. Niech Polacy przyślą nam broń, bo katastrofa. Rozumiesz?
Oleksander przyjechał z Poznania, gdzie od sześciu lat pracuje jako zawodowy kierowca. Boi się, bo jak się nie bać wojny - mówi. Najpierw spróbuje zorganizować rodzinie transport do Polski, ale on sam zostaje na Ukrainie. - Pójdę walczyć. Wszyscy pójdziemy. Ukraina będzie wolna.
Andriy jest w Polsce zaledwie od pół roku. Mieszka i pracuje w Piszu. Kontrakt z pracodawcą kończy mu się w maju, ale wczoraj rzucił pracę. - Wojowałem już w Donbasie, potrafię walczyć. Gdy pytam, dlaczego zdecydował się jechać na wojnę, skoro przecież nie musi, ze zdziwienia unosi brwi. - Muszę! Mam obowiązek strzelać do ruskich. Wojna mi nie straszna.
Ganna nie próbuje ukryć łez. Ma przy sobie dużą siatkę popularnego sklepu meblowego, w środku starannie owinięta taśmą paczka. - Wzięłam tylko ciuchy i jedzenie. W Kijowie czeka na mnie mąż z młodszym synem. Starszy już wojuje. Żeby tylko Dmytrowi nie kazali iść. On jest zbyt wrażliwy. Jak mają go zabrać, to ze mną.
Łukasz Piątek, Interia.pl
***
Zobacz także: