W PRL był w niemal każdym domu. Dziś odrobina kosztuje setki euro

Miały meblościanki swój dekoracyjny reżim. Z przodu witrynki, oparte o szybkę - zagraniczne pocztówki, głębiej, już za szkłem - zdjęcia najbliższych, w centrum - porcelana, na tyłach - drobiazgi z wakacji. Wśród nich, obowiązkowo, drewniana miniaturka wieży. W jej wnętrzu - fiolka z różanym olejkiem. Pamiątka z Bułgarii. Znacie jej historię?

Zbiory w Dolinie Róż
Zbiory w Dolinie RóżSalih Baran/Anadolu Agency via Getty ImagesGetty Images

36 godzin - tyle jechało się pociągiem z Warszawy do Warny przez Medykę, Lwów, Magidię i Kurdam. Alternatywę dla kolei stanowił autobus lub własny samochód - takich, którzy wybierali się nad Morze Czarne maluchem (i to nie raz wzbogaconym o przyczepkę campingową) nie brakowało. Choć z dzisiejszej perspektywy półtorej doby podróży wydaje się nie lada wyzwaniem, w czasach PRL entuzjazm tłumił zmęczenie. Jechano po słońce, po kąpiel w ciepłym morzu. Jechano na słodkie figi, soczyste arbuzy, pachnące brzoskwinie. I na handel. Też, a może nawet przede wszystkim, do Bułgarii jechano na handel.

Jak w książce "Na saksy i do Bułgarii. Turystyka handlowa w PRL" pisze Jan Głuchowski, do Bułgarii wiozło się krem Nivea, wody kolońskie, konfekcję damską, jeansy rodzimej produkcji i kolorowe narzuty na łóżka (czasem w ilościach zmuszających do budowania na dachach samochodów widowiskowych kopczyków). Zarobione pieniądze wymieniano na zachodnie waluty i wydawano na drobne pamiątki: charakterystyczną, brązową ceramikę, haftowane bluzki, serwetki, alkohole, bakalie, bywało że przywożono też obuwie i bele materiału.

Hitem jednak był różany olejek. Sprzedawany w drewnianych opakowaniach w kształcie wieży bądź bukłaka, ozdobiony abstrakcyjną plecionką lub rysunkiem róży, z obowiązkowym napisem "Bulgaria", stanowił pamiątkę idealną. Niewielki, a na tyle atrakcyjny, że obdarowywani traktowali go jak ozdobę, godną wyeksponowania w gablotce meblościanki. Na tyle ujmującą, że często, nawet gdy meblościanka została już wymieniona na modniejszy sprzęt, mała fiolka wciąż błąkała się po zakamarkach domu. Przestawiana z kąta w kąt, bo niby niepotrzebna, a jednak jakoś tak, żal wyrzucić.

Naszą, przez pół wieku nietykaną, odkręcił niedawno ojciec. Bibelot wpadł mu w ręce przy porządkach w starej szafce nocnej.  - Zobacz, to jeszcze pachnie! Cała szuflada jakby pachnie! - wołał.

Rzeczywiście, pachniało. Ciepło, słodko, trochę dusząco, zdecydowanie nie na mój gust. Zapachem z rodzaju tych podstawowych, jak piżmo, jaśmin, mirra. Tak, jak podobno pachnieli bogaci ludzie przez dwustu, trzystu, pięciuset laty. Bo właśnie takich czasów sięga historia bułgarskiego olejku.

Róża z Damaszku

Walki trwały cztery dni. Przed murami - 50 tysięcy żołnierzy, za murami - barykady na ulicach. W drugim dniu starć nadciągnęły posiłki dla oblężonych i szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na ich stronę. Między najeźdźcami nieustannie wybuchały kłótnie, brakowało wody. Wreszcie zapadła decyzja: odwrót.

Jeden z walczących, Francuz, Robert de Brie, przed odjazdem do torby pakuje różę, kwiat rosnący na krzewach w pobliżu miasta. Bladoróżowy, o niewielkiej główce i grubych kolcach. Niezbyt urodziwy, ale o intensywnym, ciepło-słodkim zapachu. Różę, której odmianę później będzie nazywać się "damasceńską".

Historia o krzyżowcu, Robercie de Brie, który po oblężeniu Damaszku wrócił do domu z różą, to tylko jedna z legend, wyjaśniających w jaki sposób pachnący kwiat miał przybyć do Europy. Druga mówi o starożytnych Rzymianach, którzy uprawiali go w swojej prowincji na terenie dzisiejszej Anglii. Trzecia o lekarzu króla Henryka VIII , Thomasie Linacre, który miał podarować kwiat władcy około 1540 roku (choć co do niej historycy mają poważne wątpliwości).

Różane pola w Bułgarii ok. 1930
Różane pola w Bułgarii ok. 1930Dimitri V. Katzev/Hulton Archive/Getty ImagesGetty Images

Każda z tych opowieści jest barwna, każda poetycka, żadnej jednak nie da się powiązać z różanym fenomenem Bułgarii. Do bałkańskiego kraju sprowadzili ją bowiem nie krzyżowcy, nie Rzymianie, nie Anglicy, ale Turcy i to dopiero w XVII wieku (tereny dzisiejszej Bułgarii stanowiły wtedy część Imperium Osmańskiego).

Sadzonki przywożono właśnie z okolic Damaszku, a aromatyczne kwiaty zadomowiły się w Kotlinie Kazanłyckiej, położonej w środkowej części kraju, pomiędzy Sredną Gorą a Starą Płaniną. Bogata w składniki mineralne gleba, nazywana "cynamonową", dostatek wody, góry chroniące tereny przed gwałtownymi porywami wiatru, dobre nasłonecznienie i duże różnice temperatur pomiędzy nocą, a dniem - to wszystko składało się na idealne warunki do uprawy róż. Z ich płatków tłoczono olejek, tak cenny, że zaczęto nazywać go "płynnym złotem".

Rolnicy, początkowo nieufnie podchodzący do uprawy kwiatów, jeden po drugim zaczynali zastępować pola pomidorów, papryki, ziemniaków, krzewami róż. W XIX wieku najwięcej roślin o drobnych płatkach i miękkich liściach rośnie w okolicach Kazanłyku i Karłowa, sporo w pobliży Płowdiwu, Czirpanu, Nowej Zagory. W dobrych latach w dolinie udaje się wyprodukować ponad tonę olejku. Jednak tu nikt nie mierzy go w kilogramach czy litrach, obowiązującą jednostką jest "miskal". Perska miara, używana w odniesieniu do złota, srebra, kamieni szlachetnych, tego, co szczególnie cenne.

W Bułgarii róże to nie tylko biznes, ale również tradycja
W Bułgarii róże to nie tylko biznes, ale również tradycjaWojtek BUSS /Gamma-Rapho via Getty ImagesGetty Images

Gęste złoto płynie szlakami handlowymi we wszystkie strony świata: na Wyspy Brytyjskie, do Austrii, Francji, Włoch, Holandii, do Ameryki, Etiopii i Indii Wschodnich. A z każdą jadącą w świat dostawą rosną majątki rolników. Na miejscowych potentatów wyrasta rodzina Papazowów - założycieli pierwszej fabryki olejku. Rozwijają kontakty handlowe, a w rodzinnym mieście, Kazanłyku, uchodzą za filantropów: dotują szpital, szkołę dla dziewcząt (czy raczej, jak to wtedy nazywano, "żeńskie towarzystwo edukacji słabszej płci"), przytułek dla sierot.

W kazanłyckiej cerkwi, obok ikon świętych, zawisa portret lokalnych dobrodziei. Dla siebie budują skromną, tynkowaną na bladoróżowo willę, nazywaną "domem róż". Myślą o przyszłości: otwierają pierwszą w regionie fabrykę perfum i poświęcony różom instytut badawczy (istnieje do dzisiaj, w 1967 przemianowany na Instytut Róż i Roślin Olejkodajnych).

Inni również chcą podążać ich śladem: na początku XX wieku na 479 farmerów w dolinie , 427 uprawia na swojej ziemi róże. Pachnący kwiat powoli staje się symbolem Bułgarii.

Jedna kropla z tysięcy płatków

"W powietrzu unosi się zapach - i nie jest to metafora, jakiej zazwyczaj używa się opisując podróże lecz dosłownie. Kazanłyk to Kaszmir Europy, turecki Gulistan (kraj różany)" - pisał w 1837 roku niemiecki wojskowy Helmut Moltke.

Kwiaty, które wydzielą ten intensywny zapach są niewielkie. Pełne główki o wielu drobnych płatkach przypominają pomponiki z delikatnej tkaniny. Drobne są też listki, owalne, miękkie w dotyku.

Dziennie jedna osoba zbiera ok. 90 kilogramów różanych płatków
Dziennie jedna osoba zbiera ok. 90 kilogramów różanych płatkówSalih Baran/Anadolu Agency via Getty ImagesGetty Images

Różę damasceńską sadzi się w długich, równoległych rzędach, których wysokość potrafi przekroczyć wzrost człowieka. Kiedy na przełomie maja i czerwca kobiety wchodzą pomiędzy nie, zaczynając zbiory, wyglądają, jakby zagłębiały się w zielone tunele. "Kobiety", bo palce w tym fachu trzeba mieć małe i zgrabne. Trzeba też być sprytnym, bo delikatne rośliny natura wyposażyła w ostre, haczykowate kolce. I trzeba być rannym ptaszkiem albo przed pracą wypić kubek mocnej kawy. Zbiory bowiem zaczyna się o świcie, w okolicach piątej rano, gdy stężenie wonnych substancji w płatkach jest największe. Z każdą godziną, z każdym stopniem Celsjusza, ich koncentracja maleje. Godzina 11 oznacza koniec pracy.

Przynajmniej na polach, bo worki z zebranymi płatkami wiezie się prosto do destylarni. Tutaj również liczy się czas - im mniej godzin upłynie od zbiorów, tym lepiej. Szybko więc do kadzi z wodą, podgrzać do 105 stopni Celsjusza. Para uwalnia olejki z płatków do powietrza. W końcowym etapie procesu skrapla się je poprzez schłodzenie.

Najpiękniejsze w kraju

I tak setki, tysiące razy. Bułgaria jest w tej branży potentatem - to właśnie z kraju nad Morzem Czarnym pochodzi 80 proc. światowej produkcji różanego olejku. Aby wyprodukować kilogram wonnej substancji potrzeba od 3,5 do 5 tysięcy kilogramów różanych płatków. Gęsta ciecz, zamknięta w pojemnikach zwanych "kunkumi", wędruje do nabywców, który za kilogram płacą ok. 11 tys. dolarów.

Kim są? Przede wszystkim producentami perfum. Bułgarscy przewodnicy mówią, że krople olejku z Doliny Róż można znaleźć np. w buteleczkach Chanel nr 5. "W opinii kreatorów perfum aromat bułgarskiego olejku różanego jest kwintesencją idei róży. Jest ciepły, barwny, szczególnie nasycony, otoczony nutami lekko ostrymi i miodowymi" - można przeczytać w materiałach Bułgarskiego Instytutu Kultury.

Destylarnia, w której z płatków róż uzyskuje się olejek
Destylarnia, w której z płatków róż uzyskuje się olejekJodi Hilton/NurPhoto via Getty ImagesGetty Images

Nie tylko perfumiarze cenią sobie olejek z róży damasceńskiej. Dla producentów kremów, balsamów, płynów micelarnych jest on źródłem witamin C i E oraz antyoksydantów. Pomaga nawilżyć i ujędrnić skórę, spłycić zmarszczki, likwidować przebarwienia. Dla osób zajmujących się aromaterapią, źródłem zapachu pomagającego zredukować stres i napięcie.

- Olejek różany, czy uzyskiwana jako produkt uboczny destylacji woda różana, to proste kosmetyki, których Bułgarki używają w codziennej pielęgnacji. Wiele robi to bez większego zastanowienia, kompletnie naturalna sprawa. Używały go babcie, matki, teraz używają one. Ja na przykład lubię wodę różaną, zwłaszcza latem, w upały, świetnie odświeża cerę - mówi Michaela, bułgarska pilotka wycieczek. - Coś musi być w tych właściwościach róży damasceńskiej. Mówi się, że dziewczyny z Doliny Róż są najładniejsze w kraju.

Róże wykorzystuje się nie tylko w przemyśle beauty, ale również w spożywczym. Z płatków i wody różanej produkuje się konfitury, syropy, nalewki, dodaje się je do wypieków, czekolad, cukierków. Wonne kwiaty mają też - wciąż, tak samo jak w PRL - swoje stałe miejsce w przemyśle pamiątkarskim. W każdym mieście przy głównej ulicy można dostrzec charakterystyczny, biało-różowy szyld z napisem "Bulgarian Rose". Wewnątrz lokali, od podłogi do sufitu -  regały, gęsto zastawione pachnącymi produktami i drobiazgami z obrazkiem niewielkiego kwiatu. Podobne bibeloty można znaleźć też na niewielkich straganach, rozstawianych przez staruszki tam, gdzie szczególnie tłumnie zjawiają się turyści.

Bułgarskie produkty z motywem róży
Bułgarskie produkty z motywem różyarchiwum prywatne

Festiwal róż

Drewniane opakowania z zamkniętą we wnętrzu fiolką różanego olejku to bibelot z czasów komunistycznego reżimu. Po jego upadku, branża, tak jak wiele innych sektorów znalazła się w kryzysie. Odrodzenie przyszło w pierwszej dekadzie XXI wieku, za sprawą prywatnych inwestorów. Dziś areał upraw wynosi ponad 3 tys. ha, a różany biznes daje pracę 65 tysiącom ludzi.

W dolinie stawia się nie tylko na produkcję, ale i połączoną z tradycją rozrywkę. W Kazanłyku można zobaczyć Muzeum Róż, w którym zgromadzono 15 tys. eksponatów. Co roku, w pierwszy weekend czerwca, turyści ciągną zaś na Festiwal Róż. W programie: ludowa muzyka, tańce, parada głównymi ulicami miast, koronacja różanej królowej i oczywiście, udział w zbiorach. Na instagramowych rolkach można zobaczyć, jak turyści umieszczają w papierowych koszyczkach główki kwiatów. Każdą, przed włożeniem do pojemnika przykładają do nosa. Zamykają oczy i zapewniają, że nic nie pachnie również pięknie.

Festiwal w Dolinie Róż
Festiwal w Dolinie RóżWojtek BUSS /Gamma-Rapho via Getty ImagesGetty Images

Informacje praktyczne

Jak zorganizować wyjazd do bułgarskiej Doliny Róż? Najlepszą opcją będzie lot do Sofii (bezpośrednie loty z Warszawy i Wrocławia), a potem podroż wynajętych samochodem (ok. 3 godzin) lub komunikacją publiczną (koło 4,5 godziny, z przesiadką w Płowdiwie). Ceny noclegów w Kazanłyku, na przełomie maja i czerwca wahają się od 300 do 500 złotych dla dwóch osób.

Wyjazd (co dość oczywiste) najlepiej zaplanować w okresie, w którym odbywają się zbiory kwiatów. Warto połączyć go ze zwiedzaniem stolicy kraju lub regionu. Szczególnie atrakcyjnym punktem jest położony 100 kilometrów od Kazanłyka Płowdiw - jedno z najstarszych miast Europy, na terenie którego można zobaczyć świetnie zachowaną rzymską architekturę. Wycieczkę do Doliny Róż można połączyć również z plażowaniem - różane pola od nadmorskich kurortów dzielą tylko dwie godziny jazdy samochodem.

Źródła:

  1. Jan Głuchowski, "Na saksy i do Bułgarii. Turystyka handlowa w PRL". Fragment opublikowany przez gazeta.pl pod tytułem "Maluchem do raju, czyli jak Polacy wypoczywali w PRL-u".
  2. Rosefestivalkazanlak.com
  3. Bulgariarosefestival.com
  4. Papazow. 200 lat - broszura Bułgarskiego Instytutu Kultury
Magdalena Sobkowiak-Czarnecka o sile kobiet i wspieraniu sięINTERIA.PL