Reklama

Wychowane na Barbiach. Polskie dzieciństwo z najsłynniejszą lalką świata

Barbie przeszła w Polsce szkołę życia. Mieszkała w szufladzie, stroiła się w gazę, plażowała nad miednicą. Gubiła włosy, tyła od plasteliny, doświadczała dekapitacji. Czasem traciła nawet własne imię, z amerykańskiej Barbie stając się swojską Barbią. Szkołę życia przeszyłyśmy jednak i my – dziewczyny z lat 80. i 90., dla których kontakt z idealną lalką stał się przyspieszonym kursem kreatywności, łatania niedoborów i godzenia się z faktem, że marzenia, czasem rozmijają się z rzeczywistością.

Koniec lekcji był początkiem mojej chwały. Gdy wybrzmiał dzwonek, a długa przerwa rozkręciła się na dobre, Natalia - najbardziej obrotna z IB, lokowała się drzwiach i pilnowała, czy kolejka stoi równo. Odwiedzających z klas równoległych wpuszczała dwójkami, instruując: tam, w trzeciej ławce pod oknem, tylko nie dotykać. W trzeciej ławce pod oknem siedziałam ja. Na pulpicie przede mną leżał zaś piórnik, błękitny, dwupoziomowy, z błyszczącym zdjęciem Barbie w sukni ślubnej. Hit na cały oddział nauczania początkowego.

Przynajmniej do czasu, gdy obrotnej Natalce znudziła się rola odźwiernej i przyszła do szkoły ze śniadaniówką. Oczywiście z Barbie.

Reklama

Zobacz również: Pralka Frania i herbata w koszyczku. QUIZ o gadżetach z PRL

Barbie albo śmierć

Pierwsza lalka Barbie na amerykański rynek trafiła w 1959 roku. Kiedy pojawiła się na rynku polskim? Tego dokładnie nie wiadomo, tak samo jak tego, jaki był to model, ile kosztował i w jak wielu egzemplarzach został sprzedany. Jak widać, Barbie nad Wisłą od początku była legendą.

 - Pierwsze lalki prawdopodobnie docierały do nas w paczkach, przysyłanych dzieciom przez rodziny z zagranicy. Do polskich sklepów Barbie trafiła w latach 70., była jednak towarem dostępnym wyłącznie dla zamożnych. Większość dzieci mogła co najwyżej popatrzeć na nią przez szybę wystawową Pewexu - tłumaczy dr Marcin Kluczykowski, autor pracy "Lalka Barbie w kulturze polskiej".

Nadużyciem byłoby więc stwierdzenie, że w PRL posiadanie Barbie stanowiło powszechne, dziecięce marzenie. W socjalistycznych realiach niewielka była nie tylko dostępność lalki, ale również jej obecność w popkulturze - nie było ani telewizyjnych ani prasowych reklam, które mogłyby ją wypromować.

- Wszystko zmieniło się po ’89 roku - wyjaśnia dr Kluczykowski. - Po otwarciu na Zachód do Polski zaczęły płynąć Barbie sprowadzane jeszcze nie przez firmę Mattel, a przez dystrybutora. W telewizji wyświetlano reklamy lalki, dziś trudno stwierdzić w jakim procencie rodzimej produkcji, a w jakim spolszczane. Pojawiły się też podróbki, zarówno wykonywane w Polsce, jaki przywożone zza granicy. Handlowano nimi w sklepach z zabawkami, w kioskach, na bazarach. Kompletna anarchia.

Albo: kompletny szał. Emocje we wszystkich odmianach:

U Katarzyny tęsknota: -  Miałam Sindy i inne, ale na Barbie kasy nie było. Pamiętam jak stałam przed wystawą Pewexu i patrzyłam na te piękności.

U Małgorzaty utrata:  - Nie było nas stać na Barbie. Kiedy miałam 14 lat mama kupiła mi Sindy. Bawiłam się nią jakiś czas, aż któregoś dnia zostawiłam ją na zewnątrz i oswojona koza zeżarła jej pół nogi.

U Karoliny rozczarowanie:  - Dostałam Barbie ale brunetkę - wtedy fujka. Na dodatek w czerwonej kiecce, a nie w różowej - wtedy zgroza.

U Anny celebracja:  - Dostałam od chrzestnego na komunię Barbie i Kena w ślubnych strojach. Najważniejszy był fakt, że ta Barbie zginała nogi!

U Moniki duma:  - Miałam Barbie od cioci z Ameryki! Z żelem z brokatem do włosów. Siostra dostała zaś czarnoskórą Barbie w sukience z flagą USA. Miałyśmy najlepsze Barbie na dzielni.

Przez ekrany telewizorów zaraz przed Wieczorynką płynęły kolorowe obrazy: Barbie i jej zamek, Barbie i jej magiczny domek, Barbie kąpielowa w sukience z piany, Barbie-syrenka, Barbie słoneczna, Barbie-tancerka, Barbie-Hawajka. Barbie miała swoje gazetki, swoje katalogi. Barbie można było nosić na bluzce, na legginsach, można było zjeść z nią masło orzechowe, można było rzuć z nią gumę balonową. Z Barbie w dziecięcym świecie lat 90. wszystko miało sens, bez Barbie nic sensu nie miało.

 - Mogłam mieć pięć lat, razem z rodzicami spędzałam wakacje we Władysławowie. Był tam sklepik jak z dziecięcych marzeń: mały, ale piękny. A w tym sklepiku Barbie, też jak z dziecięcych marzeń, w długiej sukience, którą można było odwrócić na drugą stronę i wtedy kreacja zyskiwała inny kolor - wspomina Dominika. - Bardzo chciałam ją mieć, ale rodzice powiedzieli, że jest za droga. Popatrzyłam wtedy na nich i powiedziałam, że jeśli mi jej nie kupią to wskoczę do morza i się zabiję. Kupili".

Zobacz również: Modelki Mody Polskiej. To one wyznaczały trendy w PRL

Barbie z Raichu przyszły pocztą

Kiedy już rodzice nakłonieni prośbą lub groźbą nabywali wymarzoną lalkę, można było przystąpić do zabawy. Tylko czym? Jedną Barbie, dwoma Barbie, trzema Barbie... Zagraniczne imię brzmiące tak samo w licznie pojedynczej i mnogiej, w polskim nijak nie oddawało ewentualnej dziecięcej zasobności. Dziewczyny znad Wisły bawiły się więc jedną Barbie, ale wieloma Barbiami. Szyły ciuchy dla Barbiów. Wyprawiały śluby Barbiom.

- Ej! Idziesz pobawić się Barbiami???!!! - Monika słyszała ten krzyk i wiedziała, że iść warto, bo przyjaciółki miały nie jedną, nie dwie, nie trzy lalki, ale całe pudło Barbie i dwóch Kenów, nadesłanych przez rodzinę zza granicy. Przepraszam - pudło Barbiów.

Zabawy, wspominane po latach, sprawiają wrażenie dość niemrawych: wyprawianie przyjęć, urządzanie domów, odgrywanie scen z życia towarzyskiego i małżeńskiego, niekończące się przebieranie, czesanie, przystrajanie. Sama Barbie jednak zdawała się też wymagać ciągłej, rękodzielniczej obsługi. Jej zakup często był wydatkiem tak dużym, że w domowym budżecie nie starczało już środków na nabycie akcesoriów takich jak komplet ubranek, domek, czy samochód. Tyle opcjonalnych, co zdających się być niezbędnymi do prawidłowego funkcjonowania najsłynniejszej lalki świata. Jeśli więc pieniędzy nie starczało, brakujące gadżety pozostawało dorobić domowym sposobem. Do pracy zaprzęgnięte zostawały więc matki, babcie i inne krewne, posiadające maszyny do szycia.

 - Ja z rodzicami mieszkałam na górze domu, babcia na parterze. Kiedy tylko słyszałam, że babcia zaczyna turkotać maszyną, zbiegałam do niej z Barbie w jednej ręce i jakąś szmatką w drugiej, bo przecież trzeba szyć dla Barbie - wspomina Agnieszka. - Pamiętam, że raz zamarzyła mi się suknia ślubna, a pod ręką nie było akurat żadnego białego materiału. W desperacji porwałam ze zlewu gazę do mycia naczyń i oświadczyłam, że jak wyschnie, Barbie bierze w niej ślub.

Barbie jednak musiała nie tylko w coś się ubrać, ale również gdzieś mieszkać. Czasem, jak wspomina Monika (ta, której przyjaciółki miały karton Barbie), wystarczała adaptacja wyposażenia dziecięcego pokoju. - Nasze Barbie miały domy w szafkach przybiurkowych, dywany ze skórek, mebelki z jakichś dziecięcych zestawów zupełnie z innej bajki. Zwierzątka plastikowe, niektóre nawet malutkie bobasy z jeszcze innych pudełek. Miska była basenem (bez jacuzzi, jeszcze nikt o nim nie słyszał) - opowiada.

Czasem jednak ambicją właścicielki było zapewnienie lalce lokum z prawdziwego zdarzenia. I wtedy kuchenny stół zmieniał się w plac budowy, na którym rodzima myśl inżynieryjna, wytrenowana na wznoszeniu domów-kostek, mogła dać swój popis. Zwykle - również w typowo rodzimy stylu - nigdy nieznajdujący finału.

- Tata miał zrobić domek z windą, ale w końcu nic z tego nie wyszło - wspomina Ela.

- Nie pamiętam samych lalek, ale musiałam jakąś, czy jakieś mieć, bo marzyłam o domku dla Barbie. W końcu babcia przywiozła mi go z Londynu - wspomina Maria. - Jakiś czas później znalazłam schowany domek dla Barbie, który ręcznie robiła dla mnie mama, pewnie wieczorami, gdy już spałam. Nigdy mi go nie dała i nigdy go nie skończyła, bo zanim zwieńczyła dzieło, dostałam ten sklepowy, zachodni.

Zobacz również: Będzie sequel "Barbie"? Reżyserka zabrała głos

Barbie-bodymodification

Była w tym polskim obcowaniu z amerykańską lalką pewna nieprzystawalność. Z jednej strony droga, elegancka, zachodnia, wymarzona zabawka. Z drugiej - realia mniej czy bardziej dotkliwego, ale nieustannego polskiego niedoboru, w których ją osadzano.

- Mattel sprzedając Barbie, sprzedawał marzenie. Sen o kobiecie atrakcyjnej, wolnej i niezależnej finansowo, która zarabiając własne pieniądze może sobie pozwolić na piękny dom, kolekcję luksusowych ubrań i drogi samochód. Jej pojawienie się w Stanach zbiegało się w czasie w upowszechnieniem telewizji, dla dziewczynek zabawka była więc kontynuacją wzorca, który oglądały na ekranie. Zapatrzone w nią, same zaczynały marzyć o filmowym życiu - tłumaczy Aleksandra Podżorska, kuratorka wystawy "Barbie. Nieznane oblicza", którą do 30 lipca można oglądać w Muzeum Sztuk Użytkowych w Zamku Królewskim w Poznaniu (oddziale Muzeum Narodowego w Poznaniu). 

- Amerykańska rzeczywistość w pewnym stopniu stwarzała szansę na zaspokojenie tych materialnych pragnień. W Polskich realiach było to jednak niemożliwe. Polskie dziewczynki otrzymując Barbie spełniały jedno marzenie, natychmiast jednak rosło w nich inne, o wiele trudniejsze do zrealizowania.

Może właśnie z tej nieprzystawalności wizerunku Barbie do scenerii polskiego dzieciństwa rodziła się potrzeba zmiany. Przekształcenia jednego albo drugiego elementu tak, by zaczęły do siebie pasować. Jeśli otoczenie nie dawało się zaadaptować (bo jednak te domki z windami i sukienki ze ścierek finalnie okazywały się mało satysfakcjonujące), pozostawała transformacja samej zabawki.

Na produktach firmy Mattel polskie dzieci eksperymentowały tyle brutalnie co stopniowo. Zwykle zaczynało się od ścięcia włosów.

 - Nie zna życia, kto lalce włosów nie obciął - mówi Olga.

 - Ja obcięłam i urwałam głowę. Nie dało się jej z powrotem nasadzić - dodaje Gaja. Tutaj warto zaznaczyć, że fakt bezpowrotnej dekapitacji miał być dowodem na oryginalność zabawki. Barbie-podróbki ponoć można było bezkarnie pozbawiać głów, które raz oderwane, udawało się później z powrotem przytwierdzić we właściwym miejscu.

Czasem jeszcze przed obcięciem włosów, przeprowadzano eksperyment z farbowaniem, zwykle nieudany. - Blond włosy nie przeszły próby malowania plakatówką na inny kolor. Potem lalka nie nadawała się już do niczego - wspomina Basia.

Wyższym poziomem modyfikacji, była próba zmiany figury Barbie i to jeszcze w czasach, gdy o filozofii bodypositive nikt nie słyszał. - Przy całej tej gromadzie białych lalek, które różniły się wyłącznie kolorem włosów miałam silną potrzebę odróżnienia ich od siebie i dopasowania do społeczeństwa- wspomina Magda. - A więc, aby mieć lalkę z nadwagą plasteliną w kolorze skóry doklejałam brzuch i tłuszcz na kończynach, a znalezionym u babci węglem malowałam całość, żeby uzyskać ciemnoskórą zabawkę.

Poziomem najwyższym zaś, był ten transpłciowy. Gromadzone przez polskie dzieci kolekcje zabawek firmy Mattel zawsze cechowały się nadreprezentacją kobiet. W różowym, sfeminizowanym świecie Ken pojawiał się sporadycznie albo wcale. O ile w większości scenariuszy nie stanowiło to kłopotu, o tyle w przypadku chęci organizacji ślubu, problem stawał się palący. Rozwiązania były dwa - albo lalka mogła popełnić mezalians z pluszakiem rodzimej produkcji albo po raz kolejny należało sięgnąć po potencjał chałupniczej kreatywności.

 - Na jakieś sześć-siedem lalek miałam tylko jednego Kena. Bardzo mi to doskwierało, no bo jak to tak? Proporcje były mocno zaburzone - kontynuuje Magda. - Pewnego dnia wzięłam więc najmniej lubianą Barbie, obcięłam jej włosy flamastrem namalowałam owłosienie na nogach oraz zarost i tak samodzielnie skonstruowałam Kena.

Zobacz również: QUIZ: Klimatyczne lata 90. Sprawdź, jak dobrze je pamiętasz

Możesz być kim chcesz (i nauczyć się kilku jeszcze innych rzeczy)

W polskim teaserze filmu "Barbie" grupa dziewczynek, siedząc na skalistym pustkowiu bawi się lalkami w starym stylu. "Od zarania dziejów. Od dnia, gdy na świat przyszła pierwsza dziewczynka, czas umilały lalki. Sęk w tym, że wszystkie wyglądały jak bobasy" - słychać głos z offu. Nagle na ekranie wyrastają dwie, długie, zgrabne plastikowe nogi i w środku dziecięcego uniwersum objawia się Barbie - zabawka nowego typu, która przy dźwiękach muzyki z "Odysei Kosmicznej" Kubricka, zabiera dziewczynki do nowego świata. Do rzeczywistości, w której nie muszą już w nieskończoność niańczyć bobasów. Mogą być kim chcą.

"You can be anything" - głosi napis na pudełkach, w które pakowane są Barbie. Filozofia firmy Mattel zakłada m.in. prezentowanie dziewczynkom nieograniczonej liczby scenariuszy, według których mogą wyreżyserować własne życie. Jeśli twoja lalka może być bizneswoman, lekarką, astronautką, artystką, strażaczką, weterynarzem i przedstawicielką tysięcy innych zawodów, ty też możesz nią być - zdaje się mówić marketingowy przekaz.

Czy ów komunikat przez polskie dziewczynki był odczytywany zgodnie z intencją nadawcy? To temat na osobną, o wiele poważniejszą analizę. Jednak na podstawie wspomnień niegdysiejszych właścicielek Barbie można stwierdzić, że doświadczenie posiadania, czy nawet samego marzenia o lalce Mattel, odgrywało rolę w procesie wychowania.

Czasem była to rola reżyserowana przez rodziców. Olga wspomina, że mama kupiła jej w Pewexie Barbie-Hawajkę, model wyposażony w strój kąpielowy zmieniający kolor pod wpływem wody, w nagrodę za wyjątkowo dojrzałą postawę. 

- Na koloniach z własnej inicjatywy podarowałam dziewczynce z domu dziecka swoją ukochaną lalkę wraz z kompletem ciuszków - opowiada. - Hawajka, którą później podarowała mi mama, kosztowała chyba pół jej akademickiej wypłaty.

Bywało i tak, że Barbie służyła do wymierzania dziecięcej sprawiedliwości. Julia do dzisiaj wspomina wizytę w domu jednej z koleżanek, dziewczynki zamożnej, posiadającej "ze czterdzieści" lalek Barbie. - Razem z jeszcze jedną dziewczynką odwiedziłyśmy ją po szkole. Zachowywała się okropnie, bardzo źle traktowała swoją mamę, pamiętam że wytrąciła jej z rąk talerz zupy - wspomina. - Kiedy przyszedł czas na zabawę, a naszym oczom ukazał się ten ogrom Barbie, obydwie pomyślałyśmy, że to jest straszna niesprawiedliwość. Że ona nie zasługuje na takie bogactwo. I żeby ją ukarać ukradłyśmy jej po jednej lalce.

Jak dodaje, była to jednak kradzież dość efemeryczna - na drugi dzień, dręczona wyrzutami sumienia, Julia wsunęła koleżance lalkę do plecaka.  - Chociaż z perspektywy czasu myślę, że ona nawet nie zorientowała się, że czegokolwiek jej brakuje - podsumowuje.

Różowa królowa

Słowa o dziecięcym poczuciu niesprawiedliwości, w opowieściach o Barbie pojawiają się regularnie. Nie tylko w kontekście zasługiwania na cieszenie się obfitością, ale też w odniesieniu do widocznych nawet okiem kilkulatka nierówności. Sytuacji, w których ktoś ma wiele, a ktoś inny wcale, a od posiadania w dużym stopniu zależy miejsce w podwórkowej hierarchii.

Na jej najniższym szczeblu stali ci, czy raczej "stały te", które lalki o figurze dorosłej kobiety nie miały wcale. Nieco wyżej plasowały się posiadaczki podróbek - Barbie ze zdejmowanymi głowami, nieczesalnymi włosami, płowiejącymi strojami, Barbie z łuszczącą się plastikową skórą, Barbie sprzedawanych w kioskach, na bazarach, produkowanych nie wiadomo gdzie. Wyżej - posiadaczki mniej i bardziej oficjalnych przyrodnich sióstr kultowej lalki - Steffi, Sindy, Fleur, Diany, Petry. Jeszcze wyżej - posiadaczki sygnowanej logo Mattel prawdziwej Barbie, tej z niezdejmowalną głową, ze zginającymi się nogami.

Najwyżej nie stał nikt, ponieważ w tej drabinie popularności nie było najwyższego, ostatecznego szczebelka. Bo można mieć jedną Barbie, ale kiedy się ją ma, to warto zapewnić jej towarzystwo. A gdy już ma towarzystwo - zatroszczyć się o domek, w którym można się spotkać. Domek jest? Trzeba jednak czymś do niego dojechać. I tak dalej, bez końca. 

- Kiedy już miało się tą Barbie, to wśród koleżanek zawsze była ta, które miała Barbie ze zginającymi się rękami i nogami. Barbie ubraną w extra ciuchy dla Barbie, myjącą głowę szamponem dla Barbie, czeszącą się szczotką dla Barbie. Barbie mieszkającą w domu dla Barbie, z basenem dla Barbie, w którym owa Barbie mogła pluskać się z psem dla Barbie - wspomina Sonia. - Chyba każda posiadaczka Barbie bądź "Barbie" zabierała swoją "różową królową" na wyjazdy czy wizyty u koleżanek. Część z nich widnieje na co drugim zdjęciu z wakacji. Pozostałe chowają się plecakach albo są trzymane za plecami. Nie zasługują na fotografię. Nie zasługują na towarzystwo prawdziwych Barbie. Tych ze zginającymi się nogami.

Z powrotem w krainie marzeń

Wszystkie bohaterki powyższych opowieści dziś mają po 30-40 lat. Są dziennikarkami, artystkami, architektkami, menadżerkami, prowadzą własne firmy, mają partnerów lub są singielkami, część z nich wychowuje dzieci. A gdzie są ich Barbie? Czasem kończyły swój plastikowy żywot nim ich właścicielki zdążyły dorosnąć (najczęstszą przyczyną "zgonu" była aktywność brata lub kuzyna), czasem towarzyszyły swoim posiadaczkom aż do dorosłości i do dziś przechowywane są w rodzinnych domach, najczęściej jednak padały ofiarami "wielkiego sprzątania po dzieciństwie".

Bo był taki czas, gdy posiadanie Barbie stanowiło powód do domu. Ale był też czas, gdy należało się jej wstydzić. - My, wychowane w latach 90., najpierw w Barbie się zakochałyśmy, a potem postanowiłyśmy ją odrzucić. Był okres, gdy utożsamiano ją z kiczem, głupotą, złym gustem, a cechy lalki zdawały się przenosić na wizerunek właścicielki - mówi Aleksandra Podżorska. - Teraz jednak Barbie wraca do łask. W tej zmianie podejścia rolę odegrała nie tylko nostalgia, ale również fakt, że coraz lepiej znamy historię najsłynniejszej lalki świata. Oprócz ładnej buzi i różowych akcesoriów dostrzegamy również wzmacniający przekaz, w myśl którego kobieta "może być, kim chce".

Gdyby przyjąć, że pierwsze modele Barbie pojawiły się w Polsce w latach 70., właśnie mija 50 lat odkąd przyglądamy się legendarnej lalce. Ona (czy raczej jej producenci) szczególnie uważne spojrzenie na kraj nad Wisłą skierowali na przełomie wieków. W ramach serii Lalki Świata na rynek trafiła wtedy Barbie Polka. Ubrana w krakowski strój, z włosami zaplecionymi w dwa grube warkocze, witała się z dziećmi tekstem na odwrocie pudełka. "Cześć! Jestem Polską Barbie. Pozwól, że opowiem ci o moim pięknym kraju" - zaczynało się napisane w języku angielskim zaproszenie, w którym Barbie opisywała Polskę jako kraj rzek i lasów, z zabytkową stolicą pełną zamków i pałaców.  - "Polska wieś jest malownicza i pełna zabawy. Kochamy świętować i mamy wiele świąt, podczas których tańczymy polkę, taniec który wymyśliliśmy w naszym kraju". "Mam nadzieję, że wkrótce odwiedzisz Polskę. Ma ona ekscytującą przeszłość i obiecującą przyszłość" - kończyła lalka.

Jak widać kraina Barbie, nie ważne polska czy amerykańska, zawsze jest krainą marzeń.

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: barbie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy