Marzena Trybała: "Jest rodzaj popularności, której nie lubię"
Choć szerokiej publiczności znana jest dziś głównie z serialu "Barwy szczęścia", to na koncie ma role u najlepszych polskich reżyserów i pracę za granicą. Kocha teatr, ale szanuje "etat" w telewizyjnym tasiemcu. Mogła zostać celebrytką, ale "jest rodzaj popularności, której nie lubi".

Marzena Maria Trybała urodziła się 16 listopada 1950 roku w Krakowie, w szczęśliwym, choć nie najbogatszym domu. Rodzice wręcz ją uwielbiali.
- "Byłam jedynaczką, miałam wspaniały, ciepły dom rodzinny. Tata mi zawsze mówił, żeby korzystać z życia, bo życie płynie tak szybko. Miałam może z dwadzieścia pięć lat, gdy chwycił moją skórę na ręce, pociągnął, puścił i mówi: Widzisz, wraca. Ale teraz już będzie wracać coraz wolniej. Ani się obejrzysz" - powiedziała w wywiadzie do książki "Demony seksu" Krzysztofowi Tomasikowi.
Marzena Trybała: Ta, która odmówiła Wajdzie
Mała Marzena marzyła o tym, by być dziennikarką, ale w liceum zaczęła myśleć o aktorstwie. Do krakowskiej PWST dostała się za pierwszym razem i już na pierwszym roku wzięła udział w zdjęciach próbnych do "Krajobrazu po bitwie" Andrzeja Wajdy (1970), które wygrała, pokonując choćby Stanisławę Celińską. Ku zaskoczeniu środowiska aktorskiego, zrezygnowała jednak z roli. Nie spodobała się jej naga scena oraz dość "luźna" atmosfera panująca na planie.
- "Jedni przychodzili i mówili: Dobrze mała, tak trzymaj, a drudzy: Ty mała idiotko, główna rola u Wajdy. Będziesz w Cannes, czy ty tego nie rozumiesz" - cytuje aktorkę Tomasik.
Finalnie Ninę zagrała Celińska, a Trybała pojawiła się na planie u Wajdy dwadzieścia lat później, w "Korczaku".
W 1971 roku Marzena Trybała przyjęła rolę w "Dekameronie 40, czyli cudownym przytrafieniu pewnego nieboszczyka" Jana Budkiewicza. Film trwał zaledwie pół godziny i był adaptacją jednego z opowiadań dzieła Boccacia. W tym filmie aktorka przełamała swój problem z nagością. Jak sama przyznawała - tym razem na własnych warunkach.
- "W międzyczasie dotarło do mnie, że moje ciało jest takim samym instrumentem jak głos, rozum, uczucia" - powiedziała Tomasikowi.
"Dekameron 40" nie okazał się przełomem w aktorskiej karierze Trybały, w kolejnych latach pojawiała się w takich produkcjach jak: "Podróż za jeden uśmiech", "150 na godzinę" czy "Szklana kula".
W 1972 roku Marzena Trybała ukończyła studia na Wydziale Aktorskim Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i przeniosła się do Poznania, gdzie zaczęła pracę w Teatrze Polskim. Rozpoczęła "z grubej rury", bo od roli Klary w "Zemście" Aleksandra Fredry, później był "Ożenek" Gogola i "Ocaleni" Edwarda Bonda. Szybko stała się jedną z największych gwiazd poznańskiego teatru, w którym zagrała w "Weselu" Wyspiańskiego czy "Poskromieniu złośnicy" Szekspira. Przy kilku spektaklach pracowała też jako asystentka reżysera.
W Poznaniu aktorka mieszkała w hotelu Zacisze, ponoć przedwojennym "domu schadzek".
- "Pokoje malutkie, hotel czwartej kategorii, dziś już takich kategorii nie ma. Mieliśmy niesamowitego recepcjonistę, pana Stronkę, powstańca wielkopolskiego bez jednej nogi. Myliło mu się, kto gdzie mieszka" - zdradziła w wywiadzie do "Demonów seksu".
Te pomyłki kończyły się często zabawnymi anegdotami, a samo zakwaterowanie w hotelu aktorka wspomina z ogromnym sentymentem.
W 1974 roku Marzena Trybała wyszła za mąż za Władysława R. Dąbrowskiego, wykładowcę AGH oraz kapitana jachtowego i zaczęła występować pod nazwiskiem Trybała-Dąbrowska. Dziś o pierwszym mężu wypowiada się w samych superlatywach, przyznając, że życie na odległość (ona w Poznaniu, on w Krakowie) nie mogło skończyć się dobrze.
Trybała nie pojawiała się wtedy na dużym ekranie, ale nie narzekała na brak propozycji z poznańskiego Teatru Telewizji. Wcieliła się m.in. w Normę w "Nikt tak szaleńczo nie śpiewa".
W 1977 roku Trybała wróciła do kina i zagrała w "Okrągłym tygodniu" Tadeusza Kijańskiego. Jako ciekawostkę warto dodać, że to w tym filmie zadebiutował zaledwie siedmioletni Arkadiusz Jakubik. Film nie spodobał się jednak ani widzom, ani krytyce. W 1978 roku Trybała opuściła Poznań i Teatr Polski. Tęskniła za Krakowem, ale celowała w stolicę. Poznański teatr podarował aktorce coś więcej niż tylko cenne doświadczenie - po rozpadzie małżeństwa związała się z kolegą, aktorem Janem Greberem. Są razem po dziś dzień.
W 1978 roku aktorka rozpoczęła pracę w Teatrze im. Juliusza Słowackiego, w którym zagrała kilka wspaniałych ról. Pojawiła się choćby w "Wujaszku Wani" i "Mewie" Czechowa, "Fantazym" Słowackiego czy sztuce "Sto rąk, sto sztyletów" Jerzego Żurka w reżyserii Jerzego Krasowskiego. W 1982 roku aktorka odeszła jednak ze "Słowackiego", głównie z powodów personalnych i za sprawą usunięcia z dyrektorskich stołków Krystyny Skuszanki i Jerzego Krasowskiego.
Wcześniej, jeszcze w 1978 roku aktorka zaliczyła kolejny filmowy sukces - pojawiła się w filmie "Roman i Magda" Sylwestra Chęcińskiego u boku Andrzeja Seweryna. Rola była trudna - Trybała wcieliła się w stłamszoną i przegraną kobietę, tkwiącą w przemocowym związku z apodyktycznym partnerem. Film składa się z dwóch części, a historia opowiadana jest z punktu widzenia zarówno żony, jak i męża. W 1981 roku pracę w "Przypadku" dał jej Krzysztof Kieślowski, obsadzając ją w roli tajemniczej Werki, u boku Bogusława Lindy. Film wszedł na ekrany dopiero w styczniu 1987 roku bez premiery i w ograniczonej liczbie kopii. Mimo to, został wyróżniony na festiwalach w Gdyni i Moskwie i do dziś uchodzi za manifest obrony apolityczności.
W 1984 roku zagrała w kolejnym filmie tego reżysera - "Bez końca". Miała się również pojawić w jego "Krótkim filmie o miłości", jednak w tym czasie wygrała casting do kostiumowego serialu telewizji NRD "Blask Saksonii i chwała Prus", gdzie wcieliła się w postać hrabiny Cosel. Reżyser zatrudnił więc Grażynę Szapołowską, ale aktorka zagrała jeszcze u Kieślowskiego, w "Trzech kolorach. Białym" w 1993 roku.
W 1982 roku Trybała dołączyła do Teatru Narodowego pod kierunkiem Adama Hanuszkiewicza, choć nie była to łatwa współpraca. W pierwszym roku zagrała trzy role - po Bożenie Dykiel przejęła Telimenę w "Panu Tadeuszu", a po Magdzie Umer - Rachelę w "Weselu" Wyspiańskiego. Grała też w "Komedii pasterskiej" Morsztyna. Pod koniec 1982 roku Hanuszkiewicz został zdymisjonowany i zastąpiony przez Jerzego Krasowskiego i Krystynę Skuszankę, "starych" szefów Trybały z poprzedniego teatru. Nie udało im się jednak naprawić sytuacji, Narodowy był bojkotowany, a na przedstawienia przychodziła dosłownie garstka widzów. Gdy w 1985 roku w teatrze wybuchł pożar, żartowano, że "Narodowy spalił się ze wstydu". Aktorkę pożar zaskoczył zresztą na scenie, podczas próby do "Życie jest snem".
- "Wylecieliśmy z teatru, był marzec, zimno, w garderobie zostały kurtki i płaszcze. Zdążyłam tylko zadzwonić z portierni do rodziców: Mamusiu, pali się Teatr Narodowy, ale nie denerwuj się, już jestem na zewnątrz, a potem telefon do męża, że stoję w baletkach i halce, żeby przywiózł mi coś do ubrania. Powiedziano nam, że kilkadziesiąt sekund po naszym wybiegnięciu była temperatura jak w piecu hutniczym. Nawet byśmy się nie spalili, tylko wyparowali" - powiedziała Krzysztofowi Tomasikowi.
Na czas remontu tymczasową siedzibą Narodowego został teatr Na Woli, gdzie aktorka zagrała kilka znaczących ról choćby w "Tramwaju zwanym pożądaniem" Williamsa czy "Mazepach" Słowackiego. Trybała pojawiła się też w kilku dobrych filmach takich jak: "Widziadło", "Wir" czy "Psychoterapia". W 1985 roku zagrała w hitowym "C.K Dezerterzy", a rok później w "Zmiennikach" Stanisława Barei.
Zobacz również: Ewa Krzyżewska: "Polska Sophia Loren" i jedyna taka Ofelia

Wycieczka do NRD i nowe lata 90.
W połowie lat 80. aktorka otrzymała niespodziewaną propozycję ze wschodnich Niemiec. W miniserialu "Blask Saksonii i chwała Prus", na podstawie cyklu literackiego Józefa Ignacego Kraszewskiego, miała się wcielić w rolę hrabiny Cosel.
- "Cieszę się, że tam zagrałam, to osobna przygoda w życiu. Zdjęcia trwały osiem miesięcy. Pamiętam, jak uczyłam się jeździć konno, miałam instruktora, jeździliśmy po parku w Moritzburgu. Była piękna wiosna, pomyślałam sobie, jakie mam szczęście - jadę sobie w miejscu niedostępnym dla zwiedzających, słońce świeci, i jeszcze mi zapłacą" - powiedziała Tomasikowi.
Cieniem na efekcie końcowym położył się jednak według aktorki niemiecki dubbing. Po tej przygodzie przyrzekła sobie, że "w każdym następnym zagranicznym filmie będzie ćwiczyć tak mocno aby mówić samodzielnie, choćby miało to być po chińsku".
Lata 90. to okres ogromnych przemian - w filmie, telewizji i showbiznesie. Jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać nowe magazyny i programy z gwiazdami, w których Trybała nie umiała się odnaleźć.
- "Jest rodzaj popularności, której nie lubię, wynikającej z udzielania się w teleturniejach, rozmówkach o kotkach, myszkach, kwiatkach, strojach, gotowaniu, polityce, samochodach... Wtedy łatwo spowszednieć. Nie chcę dopuścić, żeby na mój widok ktoś wykrzyknął: I znowu Trybała, znów się na czymś zna. Bo wtedy nie pozostanie już nic innego, tylko Koło fortuny i Magda pocałuj pana" - mówiła w wywiadzie dla "Filmu" z 1993 roku.
W 1990 roku Marzena Trybała dołączyła do obsady Teatru Polskiego, w którym grała przez siedem lat. W 1993 roku sporym sukcesem była jej rola Elmiry w komedii Moliera "Świętoszek" w reżyserii Jana Bratkowskiego, za którą zdobyła nagrodę aktorską na XXXIII Kaliskich Spotkaniach Teatralnych. W 1997 roku związała się z Teatrem Ateneum Gustawa Holoubka. To tu zagrała jedną z najważniejszych ról - Jokastę w "Królu Edypie" Sofoklesa.

W latach 00. do głosu doszły seriale, w których aktorka gra z powodzeniem po dziś dzień. W ostatnich dwóch dekadach pojawiła się na planie takich produkcji jak "Klasa na obcasach", "Plebania", "Na dobre i na złe", "Samo życie", "Hotel 52", czy "Ojciec Mateusz".
Aktorka świetnie wspomina pracę na planie "Pensjonatu pod Różą", w którym od 2004 roku grała Marylę Urbańską. Obecnie można ją podziwiać w "Barwach szczęścia", w których wciela się w Elżbietę Żeleńską, matkę Marty Walawskiej (Katarzyna Zielińska). Trybała szanuje tę pracę i nie widzi nic zdrożnego w graniu w serialach.
- "Jeżeli się zdecydowałeś grać i bierzesz za to pieniądze, to nie masz prawa narzekać. Pracę należy szanować" - mówi.









