Profile jak z okładki i brutalna rzeczywistość. "Rozmowy nie wychodzą poza banały"
Covidowa epidemia dla Tindera, Bumble i innych aplikacji randkowych była czasem żniw. Zamknięci przez większość czasu w domach szukaliśmy bliskości w internecie. W 2025 roku pojawiły się jednak sygnały, że pokolenie Z i młodsi milenialsi są coraz mniej zadowoleni z randek online i znów, wzorem starszych pokoleń, zaczynają poznawać się na żywo, na imprezach, w autobusach, w czasie spacerów.

Aplikacje randkowe nie znikną z dnia na dzień, ale ich złoty okres prawdopodobnie minął. Dane z raportów przygotowanych w tym roku przez Ofcom, Forbes Health, czy Eventbrite pokazują, że liczba użytkowników spada, a pokolenie Z sygnalizuje problem wypalenia, braku autentyczności i obaw o bezpieczeństwo, z którymi spotyka się podczas randkowania w sieci. W odpowiedzi młodzi coraz częściej wybierają imprezy tematyczne, spotkania w kawiarniach, wspólne hobby czy klasyczne swatanie przez znajomych.
- Popularna aplikacja okazała się kiszką zupełną. Na początku wydawała się świetnym narzędziem - w końcu w jednym miejscu jest tylu potencjalnych znajomych. Ale im dłużej korzystałam, tym częściej trafiałam na ghostowanie. Wymieniasz z kimś kilka wiadomości, zaczyna robić się interesująco i nagle… cisza. Bez słowa wyjaśnienia, bez "cześć, elo, nara". To zostawia w człowieku jakiś niesmak i poczucie, że czasem traktuje się drugą osobę jak pozycję w Excelu do odhaczenia - opowiada nam młoda krakowianka Jola.
Zobacz również:
- Druga rzecz, która mnie męczy, to powierzchowność całego tego świata. Profile są jak okładki - idealne zdjęcia, puste slogany… Kiedy dochodzi do spotkania, często okazuje się, że za tą idealną fasadą kryje się ktoś zupełnie inny. Wiele osób boi się być sobą, pokazuje tylko to, co może zyskać lajki. W efekcie trudno wyczuć, kto naprawdę siedzi po drugiej stronie. Bardzo często rozmowy nie wychodzą poza banały, bo trudno nawiązać głębszy kontakt z kimś, kto udaje kogoś innego - kontynuuje.
- Dopiero na żywo widać gesty, słychać głos, można poczuć chemię. W aplikacji tego brakuje - pada w konkluzji.
Czy ten chłopak jest prawdziwy?

Innym, często zgłaszanym problemem, który od środka trawi randkowe apki, są "fake konta", czyli boty, które mają za zadanie wciągnąć kogoś w rozmowę i udając prawdziwego człowieka (bardzo często o azjatyckiej urodzie) wyłudzić dane lub zachęcić do wykupienia subskrypcji w innej aplikacji. Są w pełni zautomatyzowane, a wraz z rozwojem AI ich umiejętności społeczne i "ludzki kamuflaż" stają się coraz lepsze. Czasem jednak można trafić też na inne, bardziej prywatne i osobiste aberracje w sferze randkowej szczerości.
- Dobrze, przyznam się od razu, że zdaję sobie sprawę, że to ja jestem częścią problemu i powodem, dla którego wiele osób rezygnuje z aplikacji randkowych. Po pierwsze, tak, zdarzało mi się założyć konto z cudzymi zdjęciami. Jakiegoś przystojnego faceta. Chyba głównie po to, żeby samemu sobie zrobić przykrość, porównując, jak dużo lajków dostawało to konto, w porównaniu z moim autentycznym profilem randkowym. Ale kto czegoś takiego choć raz nie zrobił, niech pierwszy rzuci kamieniem! - mówi Bartek, mieszkaniec średniego miasta, około trzydziestki.
- Lista moich przewinień jest jednak dłuższa. Zakładam od czasu do czasu konto na Bumble czy Tinderze po to, żeby udowodnić sobie, że jednak dostaję jakieś zainteresowanie płci przeciwnej. Tak, mam kompleksy i cieszy mnie, jeśli kilka dziewuch polajkuje mój profil. Problem pojawia się potem, bo nie wiem, jak zacząć rozmowę, co napisać na początku, żeby nie było to jakieś tam "hejka", a z drugiej strony, żeby nie było to też po prostu dziwne, bombastyczne, czy przesadzone… Ostatecznie wychodzi na to, że "zbieram pokemony", czyli, w tinderowym slangu, mam dobrane pary, z którymi nigdy nie rozmawiam.
- Z drugiej strony przynajmniej nie czuję rozczarowania, bo napisałem pewnie już do setek osób w ciągu kilku lat korzystania z aplikacji i nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Jeśli by mnie coś takiego bawiło, to zacząłbym po prostu wysyłać CV do różnych firm - śmieje się.
Wypalenie i negatywne doświadczenia - dlaczego użytkownicy odwracają się od aplikacji?

Za przedstawionymi przez nas historiami stoją też twarde dane. Aplikacje randkowe obiecywały rewolucję w poznawaniu ludzi. Dziś coraz częściej mówi się o wypaleniu randkowym.
Według badania Forbes Health / OnePoll z 2024 r. aż 78 proc. użytkowników na całym świecie skarży się na objawy wypalenia, a wśród pokolenia Z i młodszych milenialsów odsetek ten sięga 79 proc. Dla 40 proc. osób rozmowy w aplikacji są płytkie i nie prowadzą do budowania więzi. Średnio spędzają oni w aplikacjach ponad 51 minut dziennie, często prowadząc bezowocne rozmowy, doświadczając ghostingu, oszustw (catfishingu) czy taktyki "love bombing". Mimo inwestowanego czasu użytkownicy nie czują satysfakcji z poznawania nowych osób.
Tymczasem inny raport, tym razem przygotowany przez serwis Fortune zwraca uwagę, że ponad 75 proc. młodych czuje się wypalonych mechaniką aplikacji. Nawet były szef Tindera Spencer Rascoff przyznał w publicznym liście, że użytkownicy przerzucają profile jak karty, co daje złudzenie wyboru, ale w rzeczywistości prowadzi do zobojętnienia. Zmęczenie, puste rozmowy i poczucie bycia jednym z wielu profili sprawiają, że nawet ci, którzy nadal korzystają z aplikacji, coraz częściej robią to bez entuzjazmu.
Wyniki badań wskazują, że dla wielu użytkowników aplikacje randkowe stają się przestrzenią oszustw, manipulacji i molestowania. Kobiety częściej zgłaszają, że czują się narażone na agresywne wiadomości i niepożądane zachowania W efekcie rośnie nieufność wobec randkowania online, a rozpoczyna się renesans "starych i dobrych" sposobów na podryw. Niestety czasem też tych "starych i niedobrych".









