Zamek Kašperk i spotkanie z wilkami. Nieoczywiste miejsca w Czechach, które warto zobaczyć
Pierwszym skojarzeniem z Czechami dla większości jest Praga - piękna, klimatyczna i co ważne, przystępna cenowo. Tym razem szukałam jednak czegoś więcej. Pragnęłam zejść z utartego szlaku, by zanurzyć się w autentycznych smakach, historii i dzikiej naturze kraju. Mój wybór padł na Pilzno, które - przyznaję szczerze - nie rzuciło mnie na kolana. A przynajmniej nie od pierwszego wejrzenia. To jedno z tych miejsc, które potrzebują czasu, by odsłonić swój prawdziwy urok. Wyruszając w drogę, nie spodziewałam się, że to właśnie tam odnajdę niezapomniane doświadczenia, a samo miasto skradnie moje serce do tego stopnia, że będę chciała tam wrócić.

Spis treści:
- Pilzno - nie tylko dla fanów piwowarstwa
- Mięso z bitą śmietaną? Poproszę!
- Zamki Rabi i Kašperk
- Czechy dla aktywnych
- Spotkanie z wilkami
Pilzno - nie tylko dla fanów piwowarstwa
Moją czeską przygodę rozpoczęłam w Pilźnie, mieście oddalonym zaledwie o 70 minut drogi od Pragi. Zatrzymałam się w hotelu położonym zaledwie kilka minut spacerem od historycznego centrum.
Pierwszy spacer skierowałam oczywiście w stronę starówki. Muszę przyznać, że skala głównego placu - Placu Republiki - naprawdę mnie zaskoczyła. Jest ogromny, otoczony pięknymi kamienicami, a nad całością dominuje gotycka Katedra św. Bartłomieja.
Jednak to nie architektura, a mały detal w herbie miasta zaintrygował mnie najbardziej. Widnieje na nim wielbłąd. Początkowo myślałam, że to pamiątka po bitwie pod Grunwaldem, ale historia okazała się ciekawsza. W rzeczywistości wielbłąd był trofeum, które mieszkańcy Pilzna zdobyli na oblegającej ich armii husytów w 1433 roku. Husyci otrzymali egzotyczne zwierzę w darze od króla Polski, a dla obrońców miasta jego przechwycenie stało się symbolem odwagi i tryumfu, który z dumą umieścili w swoim herbie.
Mięso z bitą śmietaną? Poproszę!
Czechy to jednak nie tylko zabytki, ale i kuchnia - sycąca, aromatyczna i pełna niespodzianek. Musiałam spróbować lokalnych specjałów, a jedno danie szczególnie zapadło mi w pamięć. Była to svíčková na smetaně - polędwica wołowa w aksamitnym, warzywnym sosie, podawana z puszystymi knedlikami, a na wierzchu kleks bitej śmietany i odrobina żurawiny.
Przyznam, że na co dzień nie przepadam za żurawiną, ale w tym daniu jej cierpki akcent był absolutnie niezbędny i pasował idealnie. To połączenie, choć na pierwszy rzut oka może wydawać się dziwne, smakuje obłędnie! Słodycz śmietany i kwaskowatość żurawiny doskonale równoważą smak mięsa i gęstego sosu. Kuchnia czeska, mocno zakorzeniona w tradycji, charakteryzuje się miłością do mięs, gęstych sosów i oczywiście knedlików, które występują w wielu wariantach.

Zamki Rabi i Kašperk
Zamek Rabi na początku mnie nie porwał. Muszę szczerze przyznać, że jego potężne, surowe ruiny wydawały mi się nieco przytłaczające i brakowało mi tu czegoś, co pomogłoby ożywić te mury. Mimo to, nie mogłam odmówić mu jednego - widoki z jego wysokich murów na dolinę rzeki Otavy i okoliczne wzgórza były przepiękne. I to właśnie ten kontrast - surowa historia na pierwszym planie i idylliczny krajobraz w tle - sprawił, że z czasem zaczęłam doceniać jego autentyczność.

Za to Zamek Kašperk - to już totalnie mój klimat. Najpierw trzeba się trochę zmęczyć, wspinając się na wzgórze (886 m n.p.m.), ale to, co czeka na górze, uwierzcie mi, jest tego warte. Widok na Szumawę jest po prostu obłędny. Podczas zwiedzania przewodnik opowiedział nam, że nie jest to zwykła warownia. Zamek Kašperk bronił niezwykle ważnych szlaków, którymi transportowano złoto, co czyniło go celem licznych najazdów i potyczek.
Jego strategiczne znaczenie było tak duże, że dziś uważa się go za jeden z najważniejszych zamków w kraju pilzneńskim. Jakby tego było mało, z zamkiem wiąże się też urocza legenda o staruszce, która z chciwości chciała ukraść złoto warzone przez skrzaty. Za karę została przemieniona w sowę, która po dziś dzień ma strzec zamkowych murów.
Czechy dla aktywnych
Po dniach spędzonych na zwiedzaniu i jedzeniu, aż prosiło się o trochę ruchu. Postawiliśmy na rowery elektryczne i muszę przyznać, że z każdą przejażdżką coraz bardziej się do nich przekonuję. Uwielbiam w nich tę elastyczność: kiedy masz ochotę, możesz się porządnie zmęczyć, ale gdy trasa zaczyna piąć się w górę, wspomaganie okazuje się zbawieniem.
Nasza trasa z Modravy do Březníka w sercu Parku Narodowego Szumawa była idealna, by to przetestować. Prowadziła wzdłuż meandrującego potoku Modravský potok i miała około 16,5 km w jedną stronę. Tego dnia pogoda nie była dla nas łaskawa - padał deszcz, ale wcale nie popsuło nam to planów. Wręcz przeciwnie, mgła unosząca się nad doliną i soczysta zieleń lasu tworzyły magiczną, nieco tajemniczą atmosferę, a wrażenia na długo zostaną w mojej pamięci.

Spotkanie z wilkami
Na koniec zostawiłam punkt, na który czekałam najbardziej - wizytę w ośrodku dla wilków w miejscowości Srní. To absolutnie niezwykłe miejsce w sercu Parku Narodowego Szumawa. Na ogromnym, trzyhektarowym terenie wataha żyje w warunkach niemal identycznych jak na wolności. Spacerując po 300-metrowej kładce, zawieszonej bezpiecznie nad ich światem, mogłam stanąć z nimi niemal oko w oko, nie zakłócając przy tym ich spokoju.

Opowieści lokalnego przewodnika o życiu i hierarchii w stadzie były fascynujące. Uświadomiłam sobie, jak bardzo mylny jest mit o "samotnym wilku" i jak skomplikowaną mową ciała i dźwięków posługują się te zwierzęta. Obserwowanie tych pięknych, dumnych drapieżników w ruchu, ich cichej interakcji i nieokiełznanej natury, było doświadczeniem, które uczy pokory i wzbudza ogromny szacunek dla przyrody. To było idealne zwieńczenie mojej czeskiej przygody.
Zwierzęta czują więcej, niż nam się wydaje. Obserwują, zapamiętują i potrafią odwzajemniać emocje. Zajrzyj do ich świata i przekonaj się, jak niezwykłe potrafią być codzienne relacje człowieka i zwierzęcia. Więcej na styl.interia.pl/zwierzęta











