Pierwszy dzień Nowego Roku
„Co następny rok przyniesie. Czekam ja czekasz ty, północ już, zegar zaczął bić”. Pierwszy dzień Nowego Roku jest inny niż sylwestrowa noc. Na podłodze gdzieniegdzie jeszcze lśni brokat, w tle leniwie sączy się ulubiona muzyka. Jest cichy, delikatny, spokojny. Zupełnie tak, jakby przygotowywał nas na kolejną wiosnę, lato, jesień i zimę. Przynajmniej taki wydawał mi się do tej pory – bo chociaż w tych czasach trudniej o ten spokój, warto go poszukać chociaż tego dnia.
Dźwięki "Last Christmas" w ostatnich dniach zaczęły zanikać, jasnowidze zdążyli się już podzielić niemal wszystkimi wizjami na nadchodzące miesiące, kapłani odprawili ostatnie tegoroczne nabożeństwa w kościołach, a wróżki postawiły tarota dla każdego znaku zodiaku.
Wskazówki zegara przesunęły się tak po prostu z 23:59 na 0:00, na zmarzniętą ziemię zaczęły spadać resztki fajerwerków, a przerażone ich wybuchami zwierzaki zaczęły w popłochu szukać bezpiecznych kryjówek. Rozległ się donośny dźwięk wznoszonego toastu i składanych życzeń. Rozpoczyna się kolejny etap imprezowej (i nie tylko) sylwestrowej nocy.
"Północ już, zegar zaczął bić". Mija rok...
A później nadchodzi - już na dobre- pierwszy dzień Nowego Roku. Ten przełomowy etap, przejście starego roku w nowy, kojarzy mi się z albumem Czerwonych Gitar "Dzień jeden w roku" z 1976 roku, a konkretnie klimatycznym utworem "Mija rok". Cóż, od zawsze byłam nieco sentymentalna.
"Pierwszej gwiazdy dziś zapytaj
Co następny rok przyniesie
Czekam ja, czekasz ty
Północ już zegar zaczął bić
Mija rok dobry rok
Z żalem dziś żegnam go
Miejsce da nowym dniom
Stary rok dobry rok".
W pierwszy dzień Nowego Roku na podłodze gdzieniegdzie jeszcze lśni brokat, w tle leniwie sączy się ulubiona muzyka, a wokół jest zaskakująco spokojnie. Cisza przed burzą? Kto wie.
Nowe pomysły i plany jeszcze leżakują obok nas na poduszce, a my w międzyczasie próbujemy robić jeszcze szybki bilans zysków i strat. Wspominamy, kto zniknął z naszego życia, kto się pojawił, wystawiamy naszemu życiu ocenę. Jeszcze trochę upojeni alkoholem, będący w stanie tej euforycznej iluzji mówimy sobie: to będzie mój rok!
I tak co roku.
Zobacz również: 08/15, czyli wszystko (prawie) po staremu
Kopciuszek opuszcza wielki bal
Pierwszy dzień Nowego Roku jest inny. Cichy, delikatny, spokojny. Zupełnie tak, jakby przygotowywał nas na kolejną wiosnę, lato, jesień i zimę. Przynajmniej taki wydawał mi się do tej pory - w tych czasach trudniej o ten spokój.
31 grudnia dla wielu jest okazją do celebracji w gronie najbliższych i przyjaciół. Jest też datą, która może zapaść w pamięć na długo. Niektórzy niczym Kopciuszek opuszczają wielkie bale maskowe przed północą z różnych powodów, inni niczego nie pamiętają, a pozostali oddają się szaleństwu, które będą dobrze wspominać latami.
W kuluarach toczą się rozmowy na temat roku wielkich zmian, inni przyznają, że w przeciągu ostatnich miesięcy nie wydarzyło się nic spektakularnego. Było, minęło. Niektórzy musieli w końcu dotrzeć na rozstaj dróg i podjąć ważne decyzje. Po czasie okazało się, że zyskali zupełnie nową perspektywę. Przestrzeń do tego, by móc znowu spokojnie oddychać i pożegnać niespokojne sny. Są i tacy, którzy w sylwestrowej nocy nie upatrują niczego szczególnego.
- Nie znoszę sylwestra i ciśnienia, że musisz się dobrze bawić - powiedziała mi znajoma dziennikarka, kiedy po świętach rozmawiałyśmy o ostatniej nocy w roku.
Zobacz również: "Oj tak, porobiło się". Rozmowy z rosyjskiego pociągu
Postanowienie: brak postanowień
Ja zamiast snuć wielkie plany, tak po prostu lubię się wybrać na noworoczny spacer. Zwłaszcza, jeśli jestem w moich ukochanych Beskidach. Wędrując zawiłymi ścieżkami wbrew pozorom łatwiej zebrać rozbiegane myśli i włożyć je odpowiednich szufladek. Zwłaszcza, że od lat moim jedynym noworocznym postanowieniem jest brak postanowień.
"Cóż tam pani w polityce?"
Może to iluzja, ale wydaje mi się nawet, że 1 stycznia nawet politycy nie mają zbytnio siły na swoje słowne przepychanki i prężenie muskułów na antenie programów informacyjnych wszelkiej maści. A jeśli tak, to robią to bardziej dyskretnie. Wszak jeszcze - przynajmniej formalnie - otacza nas atmosfera życzliwości.
Nawet jeśli ktoś zapytałby mnie tego dnia "cóż tam pani w polityce?" (parafrazując legendarny cytat z "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego"), odpowiedziałabym chyba jak Dziennikarz: "Otóż właśnie polityków mam dość, po uszy, dzień cały".
Małe i większe końce świata
W pierwszy dzień Nowego Roku plątanina myśli zdecydowanie nieco zwalnia. Tego dnia uwierające niektórych maski szczęśliwych ludzi opadają, butelki po alkoholu są puste, a nam co najwyżej zostaje aromatyczna kawa czy herbata, którymi delektujemy się w towarzystwie naszych wspomnień ewentualnie bólu głowy - dla części jedynej pamiątki po szalonej nocy.
Spokój tego dnia ma w sobie coś magicznego. Potrafi nas zatrzymać, gdy wokół tyle się dzieje. Minione miesiące i lata nie przyniosły wiele dobrego. Najpierw świat zatrzymała pandemia, później w Ukrainie wybuchła wojna. A wśród tego chaosu ludzkie dramaty - jak wielu ten spokój został odebrany? Jak wielu ludzi przeżyło i przeżywa swoje małe i większe końce świata?
Zobacz również: Dla nich grudzień jest piekłem. Milcząca opowieść wigilijna
Na tej samej ławce
Pierwszy dzień Nowego Roku to dobry moment, aby tak po prostu przemyśleć. Jeśli akurat czytasz ten felieton, chciałam zapytać: kiedy tak po prostu wybrałeś/aś się na spacer, nie licząc kalorii? Jak wiele razy czułeś/aś się samotny/a w pokoju pełnym ludzi? Ile razy zdobywałeś/aś górski szczyt tak dla siebie? Kiedy porozmawiałeś/aś przy kawie z przyjacielem/ciółką? Kiedy w ogóle z kimś rozmawiałeś/aś i dzieliłeś/aś tym, co dla ciebie ważne? Kiedy ostatnio miałeś/aś okazję zobaczyć, jak lato przemienia się w jesień?
Bo chociaż zmieniła się kartka w kalendarzu, wskazówka zegara przesunęła z 23:59 na 0:00 nadal siedzimy na tej samej ławce ze swoimi lękami, obawami, wspomnieniami, ale i nadzieją na to, że będzie lepiej. I tak, wspólnie wznosimy toast za pierwszy dzień Nowego Roku. A w tle niepozorny zegar nieśmiało tyka, tik-tak, tik-tak...
***