Polska na własne oczy: Unikalna w skali świata budowla na Podkarpaciu
Bal u Lubomirskich to nie lada wydarzenie. Ogromną salę balową rozświetlają bogate, kryształowe żyrandole. Modne melodie wygrywane przez najlepszych muzyków porywają do tańca arystokratki i arystokratów z całej Polski, ba z całej Europy. Na to przyjęcie niełatwo było się dostać. Do marszałka i marszałkowej zapraszani są tylko wybitni przedstawiciele ich epoki. Damy w szeleszczących toaletach rodem z Paryża, panowie w nienagannych pantalonach na modłę zachodnioeuropejską bądź w jedwabnych żupanach. Towarzystwo tańczy, bawi się, śmieje, flirtuje, dyskutuje o polityce, nowinkach technologicznych i plotkach. Pod oknami co chwilę słychać turkot karety, który obwieszcza przybycie kolejnych gości. Nietrudno wyobrazić sobie taką scenę, stojąc na środku położonej na pierwszym piętrze sali balowej zamku w Łańcucie.
Forteca, zamek czy pałac?
Rzeszów, stolicę województwa podkarpackiego od Łańcuta dzieli zaledwie 17 kilometrów. Trasę tę bez problemu można pokonać samochodem, pociągiem lub busem. Niespełna 20 minut, tyle wystarczy, by przenieść się w czasie i poczuć atmosferę szlacheckiej Polski. Zamek w Łańcucie jest pod wieloma względami rezydencją niezwykłą i unikatową w skali Polski, Europy, a nawet świata.
Rezydencja w Łańcucie jest zamkiem, ale bywa nazywana też fortecą, bo posiada fortyfikacje i skutecznie broniła się przed najeźdźcami. Często można spotkać też określenie pałac w Łańcucie bądź zespół pałacowo-parkowy i nic w tym dziwnego, bo fortyfikacje są tak wplecione w architekturę budynku i parku, że nie są pierwszym, co rzuca się w oczy. Po przekroczeniu bramy ukazuje się bowiem budowla, która wraz ze wspaniałymi ogrodami bardziej przypominają pałac niż zamek.
Potęga Lubomirskich, rozmach Czartoryskich, bogactwo Potockich
Zamek w Łańcucie został wzniesiony na polecenie Stanisława Lubomirskiego pana na Wiśniczu w latach 1629 - 1642. Hrabia chciał, by była to budowla typu "palazzo in fortezza", czyli mająca formę pałacu, ale wyposażona w elementy obronne. Zamek zbudowano na planie pięciokąta z wysuniętymi bastionami. Rezydencja otoczona była także suchą fosą i wałami ziemnymi.
Zobacz również:
Obronne zabudowania spełniły doskonale swoją funkcję, bo dzięki nim forteca nigdy nie została zdobyta. Nie udało się to ani Szwedom podczas potopu, ani Siedmiogrodzianom, ani Rosjanom. Przy czym wieść niesie, że przed tymi ostatnimi ocaliły zamek nie bastiony, a fortel. Podobno, gdy do pałacu w Łańcucie zbliżała się Armia Czerwona, jeden z pomocników Alfreda Antoniego Potockiego wywiesił na fasadzie napis w języku rosyjskim "Muzeum Narodu Polskiego". Sowieci bez mrugnięcia okiem rabowali magnackie i szlacheckie dobra, czyżby przed historią narodu czuli respekt? Czy jest to tylko legenda, czy zdarzenie rzeczywiście miało miejsce, pozostanie chyba już na zawsze tajemnicą. Faktem jest, że zamek w Łańcucie przetrwał nienaruszony II wojnę światową.
Rezydencja była wielokrotnie przebudowywana przez kolejnych właścicieli, którzy dostosowywali ją do swoich potrzeb i aktualnie panującej mody w aranżacji wnętrz oraz trendów w architekturze. Ogromne znaczenie dla ostatecznego kształtu dzisiejszego pałacu miała żona marszałka wielkiego koronnego Stanisława Lubomirskiego — Elżbieta z Czartoryskich, która bardziej znana jest jako Izabela Lubomirska, księżna marszałkowa bądź wielka księżna. Kobieta z rozmachem właściwym Czartoryskim przebudowała rezydencję, nadając jej wygląd klasycystycznego pałacu i tworząc zachwycające ogrody. Na usługach wielkiej księżnej pracowali wybitni architekci epoki, w tym między innymi odpowiedzialny także za dekoracje Zamku Królewskiego w Warszawie — Fryderyk Bauman, czy Vincenzo Brenna architekt i dekorator rezydencji Pawła I Romanowa.
Wielka księżna sprawiła, że o zamku w Łańcucie mówiło się wówczas w całej Rzeczpospolitej. Nie tylko za sprawą architektury i aranżacji wnętrz, ale także dzięki życiu muzycznemu i teatralnemu, które się tutaj toczyło. U Lubomirskich bywała elita ówczesnej szlachty. Tutejsze spotkania towarzyskie uchodziły za jedne z najbardziej prestiżowych, nie dziwi więc, że wielu chciało się na nie dostać. Nie było to jednak łatwe, bo marszałkostwo starannie dobierało swoich gości.
Trzy z czterech córek Lubomirskich wyszły za mąż za Potockich (czwarta poślubiła Rzewuskiego), tym sposobem niemal przeznaczeniem zamku było przejście w ręce tego jednego z największych i najzamożniejszych rodów Rzeczpospolitej. Po tym jak kolejny spadkobierca Łańcuta częściej przebywał na dworze Habsburgów niż w rezydencji, zamek podupadł - ale już następni właściciele: Roman Potocki i Elżbieta z Radziwiłłów, przywrócili mu dawny blask i po raz kolejny przebudowali zgodnie z modą przełomu XIX i XX w. Ich oczkiem w głowie były pałacowe ogrody i park, którym nadali niepowtarzalny, widoczny do dziś, urok.
Zamek w Łańcucie ciekawszy niż Wersal
Muzeum Zamek w Łańcucie ma nad Wersalem tę przewagę, że prezentuje bogate wyposażenie: oryginalne meble oraz inne przedmioty, które były używane przez Lubomirskich i Potockich. O ile wnętrza Wersalu były dla mnie największym rozczarowaniem Francji, o tyle wnętrza Łańcuta są najprawdziwszą bramą w przeszłość. Wystarczy krótki spacer po tych komnatach, aby wyobraźnia bez mojego udziału (a czasem i zgody) kazała mi pisać gęsim piórem list w Apartamencie Brennowskim, śniadać w Jadalni nad Bramą, czytać w ogromnej bibliotece czy rozpalać ogień w sypialni księżnej marszałkowej (choć to moja fantazja, to roli służącej mi nie oszczędza).
Każdy, kto odczuł rozczarowanie po wizycie we wnętrzach Wawelu, Zamku Królewskiego czy Wersalu — w Łańcucie z zachwytem będzie przechodził przez kolejne pomieszczenia. Zamek Potockich nigdy nie został złupiony, bez szwanku przetrwał też obie wojny, dzięki czemu w jego wnętrzach podziwiać można oryginalne dekoracje, sprzęt i meble, którymi posługiwali się dawni jego mieszkańcy.
Można tutaj zwiedzać pomieszczenia reprezentacyjne takie jak Sala Kolumnowa, Wielka Jadania, Galeria Rzeźb czy Sala Balowa oraz liczne salony: Narożny, Rokokowy, Chiński, Turecki.
Pomimo tych wspaniałych, finezyjnie ozdobionych pomieszczeń reprezentacyjnych na mnie największe wrażenie wywierają komnaty prywatne. Pokoje kąpielowe, sypialnie i apartamenty, takie jak ten Brennowski. Czasem wydaje mi się, że ktoś wejdzie do łazienki i zacznie uzupełniać umywalkę ze stojącego obok dzbana na wodę, sięgnie po jedną z książek ogromnej biblioteki czy wygodnie rozłoży się na szezlongu w sypialni.
Kompleks pałacowo-parkowy w Łańcucie
Co wspólnego mają Łańcut i Wersal? Wspaniałe, zachwycające ogrody. Doskonale przemyślane, uwodzą pięknymi kwiatami, krzewami i drzewami. Można tutaj znaleźć ogrody różane, w stylu angielskim i włoskim. Przechadzka parkiem łańcuckim pozwala cieszyć oczy pięknem przyrody i jego harmonijnym połączeniem z wykonaną przez człowieka tak zwaną małą architekturą.
Wśród wspaniałych kwiatów, drzew i krzewów stoją różne budynki, które także warto zobaczyć. Miłośnicy roślin tropikalnych koniecznie powinni zajrzeć do Oranżerii, a fani orchidei poczują się niczym dzieci w Disneylandzie, mogąc podziwiać tysiące odmian storczyków naziemnych, naskalnych i nadrzewnych. Zobaczyć tutaj można zarówno współczesne krzyżówki wyhodowane przez człowieka, jak i historyczne gatunki z przedwojennej kolekcji Potockich. W parku podziwiać można także Zameczek Romantyczny, stajnie i wozownię.
Jedyny taki budynek na świecie
Zamek w Łańcucie może poszczycić się jedyną na świecie, oryginalną i zachowaną w doskonałym stanie wozownią i stajniami. Muzeum jest właścicielem pokaźnej liczby karet, powozów, sań i innych pojazdów konnych, z których wiele należało do Potockich. Pojazdy nie były remontowane, a jedynie poddawane są konserwacji, mimo to znajdują się w doskonałym stanie technicznym. Pięknie zdobione, finezyjne kształty powozów sprawiają, że wizyta w wozowni to kolejna fascynująca część podróży po łańcuckim zamku. Wozownię i stajnie warto odwiedzić także przez wzgląd na ich architekturę: neobarokowe stajnie i modernistyczna z klasycystycznymi elementami wozownia cieszą oko zwiedzających.
Łańcut chyba nigdy mi się nie znudzi. Po raz pierwszy odwiedziłam go w drugiej klasie szkoły podstawowej i do tej pory odczuwam ekscytację za każdym razem, gdy mogę przekroczyć progi zamku. Dla mnie jest to wehikuł czasu, który lepiej niż jakiekolwiek inne muzeum przenosi mnie w przeszłość.
***
Wakacje, znowu są wakacje! Polacy tłumnie ruszają na długo wyczekiwany odpoczynek, a my chcemy im w tym towarzyszyć, służyć dobrą radą, co można zobaczyć w naszym pięknym kraju. Może wspaniałe atrakcje czekają dosłownie tuż za rogiem? Cudze chwalicie, swego nie znacie - pisał poeta. I my chcemy pokazać, że faktycznie tak jest. Zajrzymy więc do Sosnowca, Radomia, Wałbrzycha, sprawdzimy "polskie Malediwy" i wiele innych nieoczywistych miejsc. Bądźcie z nami przez całe lato!