Wystawne wesele, puste konto, trudny start. Cena społecznych oczekiwań niszczy młode pary
Wesele za 100 tysięcy. A potem? Życie z teściową i kredyt po uszy. Zamiast podróży poślubnej i własnego mieszkania – długi, frustracja i poczucie porażki. Sezon ślubny ruszył, a wraz z nim presja na wystawne wesele. Czy naprawdę warto zadłużać się na jeden dzień, który może kosztować więcej niż cała wspólna przyszłość?

Ślub za wszelką cenę? Kiedy marzenie o weselu staje się pułapką społeczną
Wraz z wiosną rozpoczął się sezon ślubno-weselny. Dla wielu to czas radości, wzruszeń i tańców do rana. Dla innych - powód do stresu, kredytów i finansowego rollercoastera.
Bo dziś ślub i wesele to nie tylko symboliczna ceremonia. To ogromny biznes, który potrafi wywrzeć realną presję społeczną, a w skrajnych przypadkach - zrujnować młodym ludziom start w dorosłe życie.
Zobacz również:
Wesele, czyli wielka inwestycja w… jeden dzień
Tradycja wystawnych wesel w Polsce ma się nadal całkiem dobrze - pomimo, że sytuacja finansowa wielu osób pogorszyła się w ostatnich latach przez inflację, pandemię i inne zawirowania.
Rezerwacje sal z dwuletnim wyprzedzeniem, suknie ślubne za kilka tysięcy, talerzyk po 400-600 zł od osoby, dodatkowe atrakcje, dekoracje, fotograf, DJ, barista, fotobudka, barman, animator, drink bar, wiejski stół, podziękowania dla gości, tort, papeteria, makijaż, fryzjer, auto do ślubu... Lista wydatków wydaje się nie mieć końca.
Przy weselu na 100 osób mowa często o 60-80 tysiącach złotych. Gdy liczba gości sięga 200, koszt łatwo przekracza 120 tysięcy. A przecież do tego dochodzi jeszcze organizacja ślubu (kościelnego lub cywilnego), opłaty urzędowe, obrączki, strój pana młodego, poprawiny, noclegi, transport gości…
Mimo to znajdują się pary, które pomimo, że nie dysponują takimi środkami, decydują się na wystawne wesele. Często za cenę zaciągnięcia kredytu, wyczyszczenia oszczędności albo - co gorsza - korzystania z pieniędzy przeznaczonych wcześniej na wkład własny do mieszkania.
Społeczna presja czy wolny wybór?
W tle decyzji o wielkim weselu często czai się presja otoczenia. "Bo kuzynka miała DJ-a i bar lodowy", "bo mama marzyła, żeby córka wyglądała na ślubie jak księżniczka", "bo jak to tak bez zespołu muzycznego i tortu z żywymi kwiatami?" - to zdania, które regularnie pojawiają się w rozmowach o planowaniu ślubu.
Nierzadko młodzi organizują imprezę głównie po to, by zadowolić innych - rodzinę, znajomych, kolegów z pracy. Odwieczne "bo tak wypada", bo "trzeba zaprosić", bo "ludzie będą gadać". A potem zostają sami z konsekwencjami drogich decyzji.

A co po weselu?
Gdy kurz po zabawie opadnie, zaczyna się codzienność. Wiele par, które zorganizowały wesele ponad stan, zostaje z ograniczonymi środkami na życie, często z kredytem na karku.
Nie mają pieniędzy na mieszkanie, więc wynajmują coś małego albo - co gorsza - wprowadzają się do rodziców. To generuje dodatkowe napięcia, prowadzi do frustracji, konfliktów i poczucia porażki.
W skrajnych przypadkach bywa, że ślubna uroczystość była jedyną rzeczą, która jeszcze "spinała" związek. Gdy znika euforia, a zostają tylko długi, okazuje się, że fundamenty tej relacji były kruche.
Psychologowie zwracają uwagę, że im więcej środków i energii para inwestuje w samo wydarzenie, tym trudniej później przyznać się przed sobą i innymi, że coś w związku nie działa. Bo przecież "tak pięknie się zaczęło".
Czy musi być z rozmachem?
A może zamiast hucznego wesela - podróż poślubna, wkład własny do mieszkania, kurs językowy, studia podyplomowe, wspólna poduszka finansowa? To scenariusze, które całe szczęście zyskują na popularności.
Coraz więcej par świadomie rezygnuje z wesela lub organizuje je w bardzo kameralnej formie, np. w ogrodzie, z najbliższą rodziną i przyjaciółmi. Ich motywacja? Chcą zacząć wspólne życie bez długów i stresu.
Nie chodzi o to, by demonizować tradycyjne wesela. Ale warto zadać sobie pytanie, czy naprawdę są warte ceny, jaką się za nie płaci - nie tylko tej finansowej, ale też emocjonalnej.

Biznes ma się dobrze
Nie da się ukryć, że branża ślubno-weselna działa jak dobrze naoliwiona machina. Firmy prześcigają się w ofertach, social media pełne są bajkowych relacji i zdjęć. Instagram i TikTok kreują idealny obraz tego dnia, który ma być "najpiękniejszy w życiu".
Wiele kobiet, jeszcze zanim zostaną narzeczonymi, tworzy na Pintereście i Instagramie całe katalogi ślubnych inspiracji - marzą, planują, snują wizje tego wyjątkowego dnia. Rzadko jednak myślą wtedy o kosztach, jakie się z tym wiążą.
W tym wszystkim łatwo zapomnieć, że to tylko jeden dzień - i że jego oprawa nie gwarantuje szczęścia, a już na pewno nie zapewnia finansowej stabilizacji.
Zamiast kierować się oczekiwaniami innych, warto uczciwie porozmawiać z partnerem o priorytetach. Czego tak naprawdę się chce? Co daje radość, a co tylko spełnia społeczne oczekiwania?
Ślub to ważny moment, ale nie może być finansową kulą u nogi. Lepiej zacząć życie we dwoje z pokojem w sercu niż z kredytem na koncie i uczuciem, że zrobiło się coś nie dla siebie, tylko dla reszty świata.