Sztuczność wyczuwa od razu. Na ulicach Warszawy szuka barwnych kobiet

Byłam historyczką sztuki i nauczycielką. Managerem, kierowcą i agentką nieruchomości. Marchandem, sprzedawcą i właścicielką własnej firmy. Eventowcem i doradcą osobistym. Bywam malarką, artystką i influencerką. Byłam też bezrobotna. Więc jeśli pytasz kim jestem, odpowiem: zawsze sobą! - mówi o sobie Magdalena Jakubiec-Cichańska.

Magdalena Jakubiec-Cichańska
Magdalena Jakubiec-Cichańska archiwum prywatne

Agnieszka Grün-Kierzkowska: Zacznijmy od zdefiniowania czym dla ciebie jest autentyczność i przez pryzmat tego pojęcia, abyś pokusiła się o przedstawienie siebie.

Magdalena Jakubiec-Cichańska: Dobrze, spróbujmy się z tym zmierzyć. Definicja autentyczności dla mnie jest nierozerwalna z wiarygodnością. Moim zdaniem te dwa pojęcia są spójne, jedno jest zależne od drugiego.

Przyznam szczerze, że te dwa słowa są bardzo mocno wpisane w moją osobowość, charakter i wychowanie. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której miałabym być nieautentyczna, gdyż wtedy nie byłabym wiarygodna.

Autentyczność to po prostu bycie sobą, szczerość w stosunku do siebie i w stosunku do świata zewnętrznego. Jeżeli wkraczamy na obszar udawania czegoś lub kogoś, co nie jest nasze, tego kim nie jesteśmy, to w pewnym momencie już nie jesteśmy ani autentyczni, ani wiarygodni.

W sytuacji, kiedy zderzasz się ze sztuczną postawą albo masz świadomość, że ona gdzieś w jakiejś sytuacji, w jakiejś relacji funkcjonuje, co wtedy robisz? Jakie jest twoje antidotum na fałsz?

Przyznam, że bardzo nie lubię takich sytuacji. Natychmiast wyczuwam brak autentyczności u osób, z którymi rozmawiam i mogę z dużą dozą prawdopodobieństwa określić, jaką prezentują postawę. Czuję, czy są szczerzy czy nie. Jestem dość otwarta na nowe kontakty, bo bardziej mówimy teraz o sytuacjach, gdy kogoś poznajemy, gdy następuje ten pierwszy kontakt, tak? Rzeczywiście jest coś takiego, że potrafię wyczuć sztuczność. Choć czasami jest tak, że prawdziwość przychodzi z czasem, gdyż ludzie później i dłużej się otwierają.

Wtedy ta opisana sztuczność nie wynika z tego, że osoba nie chce być autentyczna, tylko ma jakiś opór wewnętrzny, aby od razu się otworzyć i pokazać jaką jest naprawdę. Ta początkowa sztuczność jest taką zasłoną dymną, obroną. Myślę, że z wiekiem, czasem i doświadczeniem, takie subtelności po prostu się wyłapuje.

Są osoby, po których widać od razu nienaturalność. Oczywiście, spotykając taką osobę, nie zmieniam swojej postawy i nie zaczynam grać w tę samą grę, przez nią narzuconą. Natomiast moja otwartość też się kończy, jeżeli w kontakcie czuję rodzaj nieszczerości i sztuczności. Pogadamy "letnio" i tyle. Mówiąc kolokwialnie, nie wkręcam się w takie sytuacje. Ja też nie zamierzam odgrywać kogoś innego niż jestem. Trudno jest budować relację z kimś, kto nie jest wiarygodny czy autentyczny w stosunku do mnie jako partnerki w rozmowie. Wszystko jedno, czy dotyczy to rozmowy prywatnej czy biznesowej.

Magdalena Jakubiec-Cichańska
Magdalena Jakubiec-Cichańskaarchiwum prywatne

Jesteś dosyć aktywna w social mediach i w ramach swej obecności zapewne dostrzegasz, jak bardzo jest to świat częstokroć wymyślony, mocno przerysowany. Czy w tamtym wirtualnym środowisku ma szansę zaistnieć autentyczność?

Myślę, że ma większe szanse niż nam się pozornie zdaje. Rzeczywiście od kilku już lat prowadzę profil instagramowy, który nazywa się perlywwielkimmiescie. Namawiam w nim i pokazuję, że naprawdę nie musimy udawać a bycie sobą jest rzeczą najcenniejszą, jaką możemy mieć. To jest nasza wolność.

Obserwuję różnych ludzi, zaglądam na różne profile i utwierdzam się w przekonaniu, że moje wrażenia o sztuczności pewnych osób nie były chybione.

Po co to robią? Nie mam fioletowego pojęcia. Dla mnie to jest rzecz zdumiewająca. Myślę, że mogą mieć jakiś deficyt własnej wartości, chcą się dowartościować, budując swój nieautentyczny i wykreowany wizerunek. Mimo wszystko mają swoich wielbicieli - oglądaczy, że tak ich nazwę.

Dopóki dzieje się to w świecie wirtualnym, to można naprawdę udawać kogo się chce. Natomiast w momencie spotykania w tzw. realu, to się po prostu nie ma prawa udać. Jeżeli ktoś tworzy profil, dajmy na to instagramowy, i w nim udaje kogoś innego, to albo ma w tym jakiś cel, albo oszukuje samego siebie... Podam taki przykład, dziewczyna po pięćdziesiątce, prezentuje się pijąc kawę na pięknym tarasie, pokazuje przy tym ciasta, które właśnie upiekła ukochanemu a potem okazuje się, że taras nie należy do niej, ciasta zamawia w cukierni, bo sama nie znosi pieczenia. Wtedy można zadać pytanie, po co to robi? Komu chce udowodnić, że jesteś inna niż jest? Dla mnie to jest kompletnie bez sensu.

Akurat ten przykład podchodzi pod małą szkodliwość czynu (śmiech), ale wyobraźmy sobie sytuację, kiedy właśnie wprowadzanie kogoś w błąd, udawanie kogoś innego, oszukiwanie, powoduje jakieś poważne reperkusje. Weźmy przykład, gdy ktoś podaje się za psychoterapeutę, bo pomógł kilku koleżankom i rości sobie prawa do tego, żeby tak siebie nazywać i leczyć innych... Wtedy jest już mniej do śmiechu. Wkraczamy bowiem na ścieżkę, mówiąc wprost, lekkiego oszustwa.

 Magdalena Jakubiec-Cichańska
Magdalena Jakubiec-Cichańskaarchiwum prywatne

I przyjmijmy, że takie oszustwo trafia na osoby szczere i autentyczne. Czy one wtedy nie zadadzą sobie pytania czy warto być szczerym i otwartym?

Czasami naprawdę może to być frustrujące i można popaść w zwątpienie. Wszystko zależy jakie mamy potrzeby, jaki cel sobie obraliśmy. Jak chronimy siebie przed rozczarowaniem światem...

Mówimy cały czas o sytuacjach w mediach społecznościowych, czy właśnie prowadząc profil, bo to wszystko się chyba jednak sprowadza do tego, zadajesz pytanie - po co to robisz, jaki masz w tym cel?

Zaczęłam jakieś siedem lat temu, uruchomiając ten profil perlywwielkimmieście. Miałam bardzo trudny czas między 40. a 50. rokiem życia, różne trudne doświadczenia za sobą. W pewnym momencie zaczęłam szukać jakiegoś punktu zaczepienia dla siebie i postanowiłam sobie samej udowodnić, a potem innym, że są na świecie kobiety dojrzałe, które nie są smutnymi, niewidzialnymi kobietami, tylko są fajne, kolorowe, mają coś do zaproponowania, mają ciekawe życie. Postanowiłam, że poszukam takich kobiet. Będę ich szukała na ulicach Warszawy, tu mieszkam, a więc najłatwiej i najbliżej.

Od tego się zaczęło. Rzeczywiście chyba na tym to polegało, że najpierw chciałam przekonać samą siebie, że jak mam 50 lat, to świat się nie kończy. Coś dobrego jest przede mną, nie muszę być szara ani smutna. Zaczęłam szukać podobnych kobiet. Spotykając i poznając kobiety - zaczepiałam je na ulicy i rozmawiałam z nimi, robiłam zdjęcia (!) -dostrzegłam, że takich kolorowych kobiet jest sporo. W pewnym momencie pomyślałam sobie, no właśnie, czy ja jestem wiarygodna jako właścicielka tego profilu i osoba, która ten profil jakoś tam buduje i kreuje? Pokazuję dojrzałe, kolorowe kobiety, a ja to, przepraszam, co? Smutna, ubrana na czarno kobieta. Spojrzałam w lustro i pomyślałam sobie, no jakby mnie ktoś tak zobaczył, to by pomyślał, że po prostu coś tu jest nie tak. Czyli, że mój przekaz nie jest tożsamy ze mną.

Wtedy uświadomiłam sobie, że ja też chcę być taka jak one. To był głęboki przełom w moim pojmowaniu siebie.

Udzielasz rad? Czy zwracają się do ciebie osoby, które obserwują cię w sieci, które w jakiś sposób cię podziwiają, wyrażają aplauz dla twoich działań?

Rad staram się nie udzielać. Jeżeli piszę o jakimś temacie, na przykład czy warto przejmować się krytyką, to są pewne moje sugestie wzięte z praktyki. Piszą do mnie osoby, które mnie obserwują, piszą głównie, że dziękują za inspirację, za postawienie spraw z głowy na nogi.

Rozmawiamy, natomiast nie umawiam się na prywatne porady, to nie jest moja rola. Ja nie jestem psychologiem, czy coachem, naprawdę jestem bardzo staroświecka w tym temacie.

 Magdalena Jakubiec-Cichańska
Magdalena Jakubiec-Cichańskaarchiwum prywatne

Przecież to bardzo prawdziwe, jeżeli odnosisz się do swojego życia, powiedziałabym, że sięgasz do własnych korzeni, a co za tym idzie do bardzo autentycznego źródła.

Dokładnie tak, do swoich doświadczeń. Ja mogę powiedzieć, słuchaj, na bazie mojego doświadczenia, kiedyś było tak, dzisiaj jest tak... Pytają mnie, jak to było, że kiedyś byłaś inna, albo czy zawsze byłaś taka, jak jesteś.

Wtedy im odpowiadam: zrobiłam tak i tak, takimi metodami do tego doszłam, do miejsca, w którym jestem dzisiaj. Czy te odpowiedzi będą dobre dla ciebie? Nie mam pojęcia i nie mnie to osądzać. Mogę jedynie pokazać coś na moim przykładzie, jeśli uznasz to za inspirujące, to świetnie. To znaczy, że mój przykład jest dla ciebie jakimś drogowskazem, jak i co możesz zrobić. Nie przedstawiam schematów książkowych, jak poradzić sobie z danym problemem. Wydaje mi się, że to jest uczciwe traktowanie rozmówców.

Powiedz, gdybyś mogła przeanalizować, w jakim wieku są kobiety, które się do ciebie zwracają i jak cię postrzegają?

Myślę, że jest grupa kobiet młodszych ode mnie, co najmniej o 20 lat. Jeżeli ja mam 64, to one około 40-tki. To jest ta mniejsza grupa. Większość to kobiety 50+.

Niektórzy, nieliczni postrzegają mnie jako blogerkę modową, bo od tego tematu zaczynałam. Blog, w tej chwili jest już trochę martwy. Zawsze tłumaczyłam, że ja nie jestem blogerką modową, ja się nie znam na modzie i w ogóle mnie moda nie interesuje w kategoriach, co byś mi radziła, żebym na siebie włożyła, jak się mam ubrać itp. Ja lubię bawić się kolorami i wzorami, więc tworzenie kreacji na blogu mnie cieszyło.

 Magdalena Jakubiec-Cichańska
Magdalena Jakubiec-Cichańskaarchiwum prywatne

Nie jesteś blogerką modową, ale rozumiem, że jesteś influencerką życiową?

Jestem historykiem sztuki, dlatego wygląd i wizerunek, wszelkie kwestie estetyczne dla mnie są ważne. Zwracam uwagę na obraz, lubię ładne przedmioty, rzeczy piękne, niepowtarzalne. Nie mnie zaś oceniać, co wypada nosić w danym wieku. Nie pytajcie mnie o to, bo ani nie wiem, co wypada, a czego nie. Nie znam się na modzie, noszę to, co lubię, w czym się dobrze czuję i do tego też was namawiam - pisałam na blogu.

W pewnym wieku nie wypada goło latać po ulicy, nie wypada pójść w mini spódniczce i z biustem na wierzchu do kościoła, jeżeli ten kościół jest dla kogoś ważny, bo to jest naruszanie dobrych obyczajów, obrażanie cudzych uczuć. Trzeba tak postępować, aby nie urazić innych, być delikatnym i kulturalnym. Umieć się zachować w sensie etycznym. Lecz niech się odczepią ci wszyscy, którzy mówią: - To okropne, niebieskie włosy u 64-latki!

Słyszę w twoich słowach, że autentyczność oznacza dla ciebie również akceptację upływu czasu.

Tak, z tym się nie walczy. Jestem związana z kobietami dojrzałymi, czyli 60+. Zbiegło się to z modą na silversów, na cały ten ruch. Przyznam się, że do tego czasu nigdy nie przyszłoby mi do głowy zastanawiać się, ile ja mam lat. Po prostu nie myślałam nigdy o tym.

Co prawda pierwszy raz zastanowiłam się, ile mam lat, gdy skończyłam 40, jednak nie dlatego, że zauważyłam upływ czasu, zmarszczki i tym podobne, ale dlatego, że się wtedy rozwiodłam. Dokładnie tydzień przed moimi 40. urodzinami odebrałam papiery z sądu... I to było dla mnie takie życiowe tąpnięcie, pomyślałam, mam 40 lat i muszę wszystko zaczynać od początku. To był chyba jedyny czas w moim życiu, kiedy spojrzałam do przodu, a nie do tyłu... Pomyślałam sobie, ile mi jeszcze zostało lat, ile mam przed sobą?

To mnie zresztą przeraziło... To jest opowieść na dłuższy czas... Reasumując dzisiaj mam więcej radości życia niż miałam kiedyś. Wyszłam drugi raz za mąż, pięć lat temu.  Zaczęłam robić mnóstwo rzeczy, których wcześniej nie robiłam. Zaczęłam malować, mam kilka wystaw za sobą.

Od 5-6 lat maluję włosy tak, jak maluję, czyli mam niebieską plamę i nie zamierzam z niej rezygnować! W momencie, kiedy ją zrobiłam, namówiona zresztą przez dużo młodszego kolegę, który był w wieku mojej córki, poczułam się bardzo autentycznie.

Jeśli mam dać tylko jedną radę, bo wcześniej się od tego odżegnywałam, to powiem: Spróbujcie odważyć się na zrobienie czegoś, co wydaje się absurdalnie, na pierwszy rzut oka niemożliwe. Zróbcie coś, czego nigdy nie robiliście.

Zaczęłyśmy od definicji autentyczności, zakończmy na tym, dlaczego warto być autentycznym? Co to daje?

Warto być autentycznym, bo świat odpowiada nam wtedy z pełnym zrozumieniem i serdecznością.

Naprawdę?

Wbrew pozorom naprawdę. W czasach, które są trudne, skomplikowane i teoretycznie wszyscy gdzieś biegną, każdy kogoś udaje, my bądźmy sobą! Chyba wszyscy jesteśmy zmęczeni tymi pozorami i potrzebujemy odnaleźć ten punkt zaczepienia w czymś, co nas nie oszuka.

Przesuńmy na bok świat ułudy, reklam i złudnych obrazów, które po dotknięciu stają się inne niż nam przedstawiano. Zacznijmy doceniać rzeczy, które są takie, jak je widzimy, a nie jak inni nam o nich mówią, a są tylko projekcją naszych złud. Autentyczność ogranicza nam rozczarowania i daje-tak mi się wydaje- poczucie własnego wzmocnienia.

Nie odchodzimy od siebie w kierunku wykreowanych i nieprawdziwych wizerunków. Jeżeli widzimy autentyczność u kogoś, to łatwiej nam pozwolić sobie na autentyczność u siebie.

Słychać w Twoim głosie autentyczną radość i niech to będzie piękne podsumowanie naszej rozmowy.