Gorzki smak szczupłości – zgubili kilogramy i... zdrowie. Kiedy dieta staje się pułapką?
Schudnij bez wysiłku, bez diety, w kilka dni – brzmi jak bajka? Dla wielu to była kusząca obietnica. Zamiast szczupłej sylwetki zyskali jednak rozczarowanie, problemy zdrowotne i... puste portfele. Poznaj historie tych, którzy dali się nabrać.

Spis treści:
Epidemia nadwagi i otyłości
W Polsce problem nadwagi i otyłości dotyka z roku na rok coraz większej liczby osób. W 2024r. NFZ opublikował raport „Otyłość i jej konsekwencje”, podkreślając rosnący problem nadwagi i otyłości zarówno w Polsce, jak i na świecie.
W 2019r. w Polsce 56,6 procent dorosłych miało nadwagę lub otyłość. Z kolei w 2024r. liczba ta zwiększyła się do 63 procent - aż 35 procent analizowanych pacjentów miało nadwagę, a 28 procent chorowało na otyłość.
Średnie BMI wyniosło 27,5 - wśród kobiet 26,9 a u mężczyzn 28,2. Wskazuje to na nadwagę, która zaczyna się od wskaźnika BMI równego 25. Otyłość rozpoznajemy, gdy BMI wynosi 30 i więcej.
Moda na szybkie odchudzanie
W obliczu rosnącej epidemii otyłości, wiele osób szuka szybkich i łatwych rozwiązań. Na rynku pojawia się coraz więcej „diet cud”, które obiecują spektakularne efekty w krótkim czasie. Niestety, często są to metody niebezpieczne dla zdrowia, oparte na pseudonaukowych teoriach i sprzedawane przez osoby bez odpowiednich kwalifikacji.
Do popularnych metod odchudzania należą:
- suplementy diety obiecujące szybkie spalanie tłuszczu,
- diety o bardzo niskiej kaloryczności,
- koktajle zastępujące posiłki,
- leki na receptę stosowane bez konsultacji z lekarzem.
Jednym z głośniejszych i jednocześnie kontrowersyjnych trendów ostatnich lat jest stosowanie leków pierwotnie przeznaczonych do leczenia cukrzycy typu 2 - takich jak semaglutyd (znany m.in. z preparatów typu Ozempic), liraglutyd (Saxenda) czy tirzepatyd (Mounjaro) - w celu redukcji masy ciała. Substancje te działają m.in. poprzez spowolnienie opróżniania żołądka i wpływ na ośrodek sytości, co może prowadzić do zmniejszenia apetytu.
Ze względu na możliwe działania niepożądane, leki te powinny być stosowane wyłącznie pod ścisłą kontrolą lekarza. Mimo to, w mediach społecznościowych - zwłaszcza na TikToku - temat ich stosowania w kontekście odchudzania zyskuje ogromną popularność. Wiele osób, w tym celebrytów, publicznie mówi o redukcji wagi z pomocą takich środków, co dodatkowo nakręca zainteresowanie nimi wśród użytkowników sieci.
Jak diety cud niszczą twoje zdrowie
Diety oparte na koktajlach dietetycznych oraz bardzo niskokaloryczne plany żywieniowe mogą wydawać się kuszące - szybkie efekty, mało gotowania, obietnice spektakularnej przemiany. Ale pod tą błyszczącą fasadą często kryją się poważne problemy zdrowotne i długofalowe konsekwencje dla organizmu. Oto dlaczego:
1. Rozwalają metabolizm - dosłownie
Kiedy drastycznie obniżasz kalorie (np. do 1200,1300 kcal dziennie), organizm wchodzi w tryb przetrwania. Myśli: „Brakuje jedzenia, muszę oszczędzać energię!”. Efekt? Spowolnienie metabolizmu - czyli organizm zaczyna spalać mniej kalorii nawet podczas odpoczynku.
Po zakończeniu takiej diety powrót do normalnego jedzenia skutkuje szybkim przyrostem masy ciała - bo metabolizm jest już zwolniony, a organizm magazynuje wszystko, co się da. To klasyczny efekt jojo.
2. Utrata mięśni, a nie tłuszczu
Bardzo niskokaloryczne diety często dostarczają zbyt mało białka i kalorii, przez co organizm zaczyna spalać... mięśnie, a nie tłuszcz. Mniej mięśni = jeszcze wolniejszy metabolizm. Błędne koło się zamyka.
3. Problemy z koncentracją, zmęczenie i zły nastrój
Mózg potrzebuje energii - zwłaszcza glukozy. Jeśli dostarczasz mu tylko „płynne” posiłki albo jadasz mniej niż dziecko w przedszkolu, twój organizm zaczyna szaleć. Pojawia się: brak koncentracji, senność, zawroty głowy, rozdrażnienie i ciągłe zmęczenie. Bo jak tu działać na pełnych obrotach, jeśli bak jest prawie pusty?
4. Brak nauki zdrowych nawyków
Koktajl zamiast śniadania, sałata na obiad, a potem koktajl na kolację. A co potem? Życie nie kończy się po czterech tygodniach diety koktajlowej. To nie jest model żywieniowy na całe życie. Diety tego typu nie uczą zdrowych nawyków, nie rozwijają umiejętności komponowania zbilansowanych posiłków, nie dają realnego narzędzia do długofalowej zmiany stylu życia. Później wracasz do starych nawyków, wręcz rzucasz się na uprzednio zakazane produkty i efekt jojo gwarantowany.
5. Niedobory składników odżywczych
Diety koktajlowe i niskokaloryczne są ubogie w:
- błonnik, co powoduje problemy z jelitami i zaparcia (to dlatego często na takich dietach trzeba pić suplementy z błonnikiem)
- witaminy i minerały (np. żelazo, wapń, magnez, witamina D)
- zdrowe tłuszcze (ważne dla pracy mózgu i wchłaniania witamin)
Skutek? Osłabienie organizmu, pogorszenie wyglądu skóry, wypadanie włosów, łamliwość paznokci, anemia. U kobiet może to skutkować nieregularnymi miesiączkami i nawet zanikiem cyklu oraz problemami z płodnością. U mężczyzn również może dojść do zaburzeń hormonalnych, spadku libido czy spadku poziomu testosteronu.
6. Psychiczna huśtawka i obsesja na punkcie jedzenia
Rygorystyczne diety często prowadzą do kompulsywnego myślenia o jedzeniu, napadów głodu, a nawet zaburzeń odżywiania. Organizm domaga się jedzenia, a ty czujesz się winna, bo zjadłaś coś „niedozwolonego”. W głowie nadal masz podział żywności na produkty zakazane i dozwolone, a to prosta droga do objadania się np. "zakazaną" czekoladą czy pizzą. Może się to nawet przerodzić w bulimię.
Za każdą liczbą kryje się człowiek
Choć statystyki mogą wydawać się abstrakcyjne, za każdą liczbą kryje się prawdziwa historia - często pełna frustracji, rozczarowania i walki o zdrowie. Rosnące zainteresowanie „dietami cud” sprawia, że wiele osób trafia w ręce samozwańczych „ekspertów”, którzy obiecują spektakularne efekty bez wysiłku. Zamiast trwałej zmiany nawyków na zdrowsze i edukacji żywieniowej, wolą sprzedawać wątpliwej jakości preparaty.
Oto historie osób, które postanowiły podzielić się swoimi doświadczeniami w walce o szczupłą sylwetkę. Niech będzie to przestroga dla tych, którzy szukają drogi na skróty.
Monika: "Liczył się hajs, a nie mój komfort"
Monika miała 39 lat, kiedy postanowiła schudnąć. Waga pokazywała 64 kilogramy przy wzroście 162 cm - jeszcze bez nadwagi, ale chciała po prostu poczuć się lepiej w swoim ciele. W Internecie trafiła na ofertę produktów pewnej znanej marki i szybko skontaktowała się z jedną z konsultantek. Ta przedstawiała się jako „dietetyk”, choć na pytania o wykształcenie odpowiadała wymijająco. Jak się później okazało - słusznie wzbudziło to niepokój.
Współpraca od początku miała jasno określone warunki: cotygodniowe konsultacje online (w innej formie kontakt był niemożliwy) oraz obowiązkowy zakup suplementów. Monika nie wspomina dobrze tej współpracy.
Konsultantka zawsze z góry narzucała temat spotkania, szła według jakiegoś schematu i tyle. Miałam wrażenie, że musiała po prostu "odhaczyć" mnie na swojej liście spotkań.
Monika zadawała rożne pytania, nasuwające jej się naturalnie w procesie odchudzania, jednak była zbywana. Ale to nie wszystko.
Konsultantka całkowicie ignorowała realne potrzeby Moniki - nawet gdy kobieta informowała, że kapsułki jednego z suplementów są zbyt duże, by je przełknąć, albo że zalecony błonnik po prostu nie działa.
Monika wspomina z rozgoryczeniem - W ogóle nie liczyło się to, co czuję, moje dolegliwości i obawy, zastrzeżenia. Mam wrażenie, że liczył się tylko comiesięczny zakup suplementów za 300 zł i przelew za konsultację - 100 zł za każde spotkanie.
Dieta? Nie tak to sobie wyobrażałam...
Jak Monika wspomina samą dietę, czy jadłospis był dobrze skomponowany? Niestety, ale tutaj bohaterka również przeżyła duży zawód. Nawet nie obliczono jej zapotrzebowania, po prostu dostała tak zwanego "gotowca", czyli dietę, którą przepisuje się każdemu.
- Owszem, był wywiad jak się odżywiam, jakie mam nawyki. Jednak nie można było się za bardzo do czego przyczepić, bo ja ogólnie jadłam dość dobrze - problem tkwił w ilości jedzenia. Uwaga została szybko skierowana na suplementy. - opowiada Monika.
Dieta była strasznie monotonna. Miałam problemy ze snem. Budziłam się w nocy i nie mogłam zasnąć, chodziłam głodna.
Monika zgłosiła, że na zaleconej diecie ma problemy z wypróżnianiem. Bez żadnych badań i szukania przyczyny w nieodpowiedniej diecie zasugerowano jej chorobę o nazwie SIBO, czyli zespół rozrostu bakteryjnego jelita cienkiego.
Bohaterka z ciekawości przeliczyła kaloryczność diety, którą zalecono jej jako „dopasowaną do potrzeb”. Wyszło około 1300 kcal dziennie - zdecydowanie za mało, szczególnie przy aktywnym trybie życia. Jak można obliczyć przy pomocy dostępnych w Internecie kalkulatorów, całkowita przemiana materii Moniki (czyli ilość energii, jaką organizm potrzebuje w ciągu dnia, aby sprawnie funkcjonować) wynosi jakieś 2200 kcal. Wystarczy odjąć trochę kalorii (np. 15-20 procent), by otrzymać deficyt energetyczny, niezbędny do procesu chudnięcia. Oznacza to, że Monika powinna była otrzymać dietę o kaloryczności rzędu 1800-1900 kcal!
A jak wyglądała sama dieta? Bazowała na suplementach kupionych od firmy dietetycznej.
Śniadanie? Koktajl proteinowo-odżywczy, czyli dwie miarki proszku wymieszane z 200 ml napoju roślinnego. Do tego ewentualnie dwie łyżki owoców, np. borówek. Dla urozmaicania smaku można było dodać cynamon, łyżeczkę kawy zbożowej lub łyżeczkę kakao. Po koktajlu jedna tabletka multiwitaminy.
Przekąska? Odliczone 100g warzyw lub jedna sztuka owocu. Do tego jedna porcja białka, czyli np. dwa małe jajka, 70g chudej ryby, pół kulki mozarelli light, trzy orzechy brazylijskie, 15g pistacji, trzy łyżki humusu lub pasty jajecznej... To wszystko.
Zakazane owoce? Owszem, jak się okazało, w tej diecie takie istnieją - banany, winogrona, gruszki. Jabłko? - tylko kwaśne.
Monika została uświadomiona, że przez dwa do czterech tygodni będzie przechodzić tzw. okres oczyszczania. Co to oznaczało? Przez ten czas nie mogła jeść żadnych węglowodanów do obiadu (czyli kaszy, ryżu, ziemniaków). Tylko białko i ok. 250g warzyw. Po okresie oczyszczania mogła włączyć do diety trzy łyżki ugotowanej kaszy.
Przed kolacją koniecznie miarka napoju błonnikowego rozpuszczona w 150ml wody, wypita na 15-30 minut przed posiłkiem. Sprytny trik na wypchanie żołądka.
Kolacja? Znowu koktajl proteinowo-odżywczy. Ale już bez dodatków. Bez owoców. Za to po kolacji kolejna tabletka multiwitaminy.
No dobrze, ale jakie były efekty tego wszystkiego? Może warto było się tak męczyć?
Cała przygoda Moniki z firmą dietetyczną trwała dwa miesiące, podczas których schudła około ośmiu kilogramów. Tyle, że efekt jojo nie kazał na siebie długo czekać - nie dość, że wróciła szybko do swojej pierwotnej wagi, to jeszcze z nawiązką, bo efekt jojo zakończył się na 67 kg (na początku Monika ważyła 63kg).
Straciła nie tylko pieniądze, ale też zdrową relację z jedzeniem.
- Rozregulowałam okropnie swoją relację z jedzeniem. Wiele czasu i wysiłku kosztowało mnie, by wrócić na właściwe tory. Były incydenty kompulsywnego objadania się, później straszne wyrzuty sumienia, i kolejne próby jedzenia zgodnie z potrzebami, a nie ciągłymi zachciankami. Okropność...- opowiada Monika.

Koktajle magicznym sposobem na schudnięcie?
Sylwia spróbowała programu opartego na koktajlach pewnej firmy dietetycznej. Jak przyznaje - smaczne, choć horrendalnie drogie. Za trzy opakowania zapłaciła około 800 zł - a jedno wystarczało na dwa tygodnie.
Efekty miały być naprawdę spektakularne - obiecywano utratę nawet trzech kilogramów podczas pierwszego tygodnia! A to wszystko dzięki koktajlom, które miały zastępować jeden, a czasem dwa posiłki dziennie.
Na "diecie koktajlowej" wytrzymałam chyba około dwóch miesięcy. Efektów wielkich wcale nie było, ale za to towarzyszył mi ciągły głód.
I znów to samo: głód, czekanie na kolejny posiłek, wyliczanie porcji, a wszystko to pod płaszczykiem „opieki” kogoś, kto nie miał kompetencji ani wiedzy.
- Na śniadanie miałam na przykład kromkę chleba razowego, koniecznie bio, do tego dwie łyżki dżemu bez dodatku cukrów. Do popicia szklanka zielonej herbaty. Albo pół szklanki jogurtu odtłuszczonego z dwiema łyżkami płatków zbożowych bio. Drugie śniadanie to była jedna sztuka jakiegoś owocu, np. jabłko czy kiwi. Na obiad zazwyczaj mieszanka sałat z grillowaną rybą, chudym mięsem, łyżka oliwy, trochę makaronu razowego bio.
Teraz gdy o tym mówię, to brzmi to absurdalnie, ale ja wtedy naprawdę myślałam, że tak musi być. Uwierzyłam, że dzięki temu schudnę, że musze się przemęczyć, ale efekty będą tego warte.
- Gdy chciałam kupić koktajle taniej, np. przez portal OLX, współpraca się kończyła. Nagle kontakt urywał się - wspomina.
"To, że koktajle nie działają, to kwestia słabej woli"
Kolejna bohaterka prowadzi profil na Instagramie, na którym pokazuje swoją drogę z nadprogramowymi kilogramami. Założyła, że schudnie 35kg i lada moment osiągnie swój cel, bo straciła na wadze już 33kg.
Czy stosowała różne suplementy wspomagające odchudzanie?
- Ja na szczęście na swojej drodze nie miałam epizodów z różnymi „dietami cud” i suplementami. Ale niestety znam i mam w swoim otoczeniu osoby, które testowały różne magiczne koktajle. Najgorsze jest to, że one nie widzą problemu w tym, że to nie działa, a wręcz szkodzi - myślą, że to kwestia tego, że mają za mało silnej woli... Więc one nie widzą nadal w takich koktajlach czy suplementach problemu.
Jednak najbardziej szokujące jest to, jak łatwo "wejść " w tę branżę, nawet nie mając żadnego wykształcenia kierunkowego!
- Jedna dziewczyna poszła do dietetyka, bo chciała schudnąć i ona zaleciła jej koktajle, a potem wciągnęła ją w tę branżę. A ta dziewczyna, która chciała schudnąć, jest tylko po pedagogice! Jednak sama zaczęła sprzedawać te koktajle, bo to dobry biznes. Czyli dziewczyna bez wykształcenia dietetycznego robi darmowe konsultacje i sprzedaje ludziom koktajle odchudzające.
"Każdy musi przejść swoje, by zrozumieć, że nie ma dróg na skróty"
Inna bohaterka również prowadzi konto na Instagramie, gdzie dokumentuje swoje odchudzanie. Schudła już 45kg!
Jak sama mówi:
Myślę, że każdy z nas, kto próbuje schudnąć, w pewnym momencie szuka jakichś cudownych diet. I każdy musi przejść swoją drogę by zrozumieć, że nie ma dróg na skróty.
- Kiedyś kupiłam koktajle z pewnego programu. To była największa głupota, jaką mogłam zrobić. Ale było to już ładnych parę lat temu. Oczywiście kosztowały krocie, ale nawet jak coś schudniesz, to jak w końcu je odstawisz, znowu przytyjesz. Nie mówiąc o rozwaleniu całego metabolizmu... - mówi autorka konta na Instagramie.
- Koszt to około 800zł za miesiąc kuracji. Koktajle były zamiennikami posiłków, a miewałam po nich bóle brzucha... Oferowali mi też kapsułki z witaminami za 1200zł, ale nie miałam wtedy na to pieniędzy. Tak naprawdę to bez znaczenia ile na tym schudniesz, bo później i tak wszystko wraca z powrotem, jest efekt jojo, a do tego problemy metaboliczne i bardzo ciężko jest zrzucać znowu wagę samemu.

Jak to się dzieje, że dajemy się złapać?
Większość osób trafia na koktajle, suplementy i inne „cudowne środki” przez Internet - głównie media społecznościowe, ale też reklamy w wyszukiwarkach i fora tematyczne. Facebook i Instagram pełne są kolorowych grafik z metamorfozami „przed i po”, promowanymi przez samozwańczych trenerów i „zdrowotnych konsultantów”.
Nie brakuje też influencerów, którzy z uśmiechem na twarzy pokazują, jak piją odchudzający shake w pastelowym kubku i opowiadają o „rewolucji w ich ciele”. Często dodają, że nie musieli ćwiczyć ani rezygnować z ulubionych potraw - wystarczyło „odkryć ten jeden składnik”.
W promocję różnych specyfików angażują się także celebryci. Gwiazdy promują znane marki czy różne „detoksy” i herbatki odchudzające. Kylie Jenner, Kim Kardashian, Cardi B - to tylko kilka nazwisk, które przyczyniły się do globalnej popularności tego typu produktów.
Choć niektóre z nich później wycofywały się ze współprac pod naciskiem krytyki i presji mediów, zasięgi zrobiły swoje. Ludzie bardziej wierzą osobie, którą lubią i obserwują, niż anonimowej przestrodze dietetyka. A kiedy jeszcze produkt poleca koleżanka z pracy, która „na tym schudła”, pokusa jest ogromna.
Jak łatwo jest kupić odchudzające suplementy?
Z ciekawości sama zapisałam się do różnych grup na Facebooku, które zrzeszają osoby pragnące zrzucić zbędne kilogramy. Chciałam sprawdzić, czy łatwo będzie znaleźć kogoś, kto sprzeda mi suplementy ułatwiające odchudzanie. Zapytałam o to na grupowym czacie, a już chwilę później odezwał się do mnie pewien mężczyzna.
Zaoferował całą gamę suplementów: Tirzepatide, czyli "Ozempic, ale tańszy i pod inną nazwą", Sibutraminę, która została wycofana z rynku ze względu na ryzyko poważnych skutków ubocznych, Clenbuterol, który również ma mnóstwo działań niepożądanych, do tego Cardarine - związek stosowany w świecie sportu i dopingu, poprawiający wydolność fizyczną i wspomagający spalanie tłuszczu. Jego stosowanie wiąże się z ryzykiem nowotworów (potwierdzone w badaniach na zwierzętach).
Na pytanie, czy te środki mają jakie środki uboczne, otrzymałam odpowiedź - "Są skutki uboczne, ale nie są one poważne. Bóle brzucha, nudności, zawroty głowy, ale to tylko na początku, kiedy organizm się przyzwyczaja"
Ile to miało kosztować? Za tani odpowiednik Ozempicu - 300zł plus wysyłka 20 zł.
Ile miałam dzięki temu schudnąć? Pięć kilogramów w miesiąc.
Ludzie chcą prostych rozwiązań i natychmiastowych efektów, a niestety to tak nie działa
Nie każdy jednak daje się nabrać. Jak mówi mi Ania, która sama walczy z nadprogramowymi kilogramami:
Nigdy nie korzystałam z takich diet cud i suplementów. Wydają mi się skrajnie złe dla organizmu. Ja stawiam na deficyt kaloryczny i ruch w każdej postaci.
Ania dodaje jednak - Znam wiele osób, które wspomagają się suplementami, ale uważam, że to wszystko jest w ich głowie. Dodatkowo te osoby często mają dolegliwości żołądkowe, a to według mnie może być skutkiem brania suplementów. Ja nigdy nie wierzyłam w cuda, że magicznie tabletki pomogą mi schudnąć. Nie ufam też tym różnym zastrzykom na odchudzanie (bardzo modne teraz, polecane przez lekarzy), bo kto wie, jakie będą długofalowe skutki uboczne tych leków. A to wszystko z czasem wyjdzie. Najlepsza ingerencja w spadek wagi to ruch i odpowiednie - zdrowe jedzenie, w odpowiednich ilościach.
Wniosek jest jeden. Tak jak nikt nie przytył w ciągu jednego dnia, tak i nie schudnie w ciągu jednego dnia. Otyłość nie bierze się znikąd, jest to choroba, która rozwija się przez wiele lat. Trudno oczekiwać, że w ciągu miesiąca magicznie zrzucimy wszystkie te kilogramy, które zbieraliśmy przez lata.
Źródła: www.nfz.gov.pl